[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odesłał Oritę i zagłębił się w rozmyślaniach.Postanowił zabawić się z Pittem w kotka i myszkę, wypróbować swe umiejętności na człowieku, którego niezwykła odwaga i pomysłowość czyniły wyjątkowym przeciwnikiem.Wielokrotnie podejmował osobiście walkę z ludźmi stojącymi na drodze poczynaniom Sumy.I nigdy jeszcze nie przegrał.Dirka i Ala przez całą dobę pilnował niewielki oddział robotów wartowniczych.Giordino zdołał nawet nawiązać bliższą znajomość z jednym z tych automatów, które ich osaczyły.Nazwał go McGoon.- Nie nazywam się McGoon - odpowiedział tamten nienaganną angielszczyzną.- Moje imię brzmi Murasaki, to znaczy purpurowy.- Purpurowy? - parsknął Al.- Przecież jesteś pomalowany na żółto.McGoon brzmi znacznie lepiej.- Kiedy mnie uruchomiono, zostałem poświęcony przez kapłana shinto, przyjąłem ofiarną strawę, przybrano mnie girlandami kwiatów i nadano imię Murasaki.Nie jestem zdalnie sterowany.Mam własną inteligencję, mogę podejmować decyzje i nadzorować niektóre operacje.- Zatem jesteś niezależnym agentem - odparł Giordino, wstrząśnięty faktem, że prowadzi normalną rozmowę z mechanicznym tworem.- Niecałkowicie.Oczywiście istnieją pewne ograniczenia moich sztucznych układów myślowych.Al odwrócił się w stronę Pitta.- Czy on mnie robi w konia?- Nie mam pojęcia.- Dirk wzruszył ramionami.- Zapytaj go, co by zrobił, gdybyśmy zaczęli uciekać?- Zawiadomiłbym operatora w centrali bezpieczeństwa i zacząłbym strzelać zgodnie z moim programem - odpowiedział robot.- Dobrze strzelasz? - zapytał Pitt, którego także zaintrygowała ta rozmowa z elektronicznym mózgiem.- Mój program nie pozwala chybić celu.- Teraz wiemy przynajmniej, na czym stoimy - stwierdził krótko Al.- Nie możecie uciec z wyspy, a tu nie ma się gdzie ukryć.Co najwyżej utoniecie, pożrą was rekiny albo zostaną wam ścięte głowy.Wszelkie próby ucieczki byłyby bezsensowne.- Czuję się, jakbym czytał rady doktora Spocka.Na zewnątrz rozległo się pukanie, klasyczne japońskie drzwi fusuma, wyklejane papierem, odsunęły się na bok i w wejściu stanął kwaśno skrzywiony mężczyzna.Przez chwilę spoglądał w milczeniu to na Ala stojącego obok robota, to na Pitta, który spoczywał rozparty wygodnie na potrójnej warstwie mat tatami.- Nazywam się Moro Kamatori, jestem głównym doradcą pana Hidekiego Sumy.- Al Giordino - przedstawił się mocno zbudowany Włoch, który ruszył w jego stronę, wyciągając przyjacielsko dłoń i uśmiechając się szeroko, niczym sprzedawca używanych samochodów.- Mój przyjaciel zajmujący pozycję horyzontalną to Dirk Pitt.Proszę nam wybaczyć, że wpadliśmy tu bez zaproszenia, ale.- Wystarczająco dobrze wiemy, kim jesteście i po co wylądowaliście na wyspie Soseki - przerwał mu Kamatori.- Możecie sobie darować wszelkie wykręty, próby usprawiedliwiania, że pomyliliście drogę, i przekonywanie o swej niewinności.Z żalem muszę zawiadomić, że wasza misja odciągnięcia naszej uwagi spełzła na niczym.Troje agentów zostało ujętych zaraz po wejściu do tunelu w Edo City.Zapadła martwa cisza.Al obrzucił Kamatoriego ponurym spojrzeniem, po czym odwrócił głowę w kierunku Pitta, z którego twarzy trudno było cokolwiek wyczytać.- Szkoda że nie macie tu nic do czytania - rzekł znudzonym tonem - chociażby przewodnika po okolicznych restauracjach.Kamatori posłał Pittowi wyraźnie wrogie spojrzenie.Milczał prawie przez minutę, wreszcie ruszył przed siebie i stanął tuż nad Dirkiem.- Czy lubi pan polować na ludzi, panie Pitt? - zapytał sucho.- Niezbyt, zwłaszcza wtedy, gdy ofiara nie może odpowiadać strzałem na strzał.- Brzydzi się pan widokiem krwi i trupów?- Czy nie jest to charakterystyczne dla normalnych ludzi?- Więc może wolałby pan odgrywać rolę ściganego?- Zna pan Amerykanów - odparł Pitt spokojnie.- Przejawiamy litość dla upośledzonych.Kamatori obrzucił go morderczym spojrzeniem.W końcu wzruszył ramionami.- Pan Suma uczynił wam ten zaszczyt i zaprasza was na obiad.O siódmej zostaniecie doprowadzeni pod eskortą do jadalni.Kimona znajdziecie w szafie, proszę się odpowiednio ubrać.Odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.Giordino powiódł za nim pełnym zdumienia wzrokiem.- Co to za brednie z tym polowaniem na ludzi?Pitt leżał z zamkniętymi oczami, jakby miał zamiar uciąć sobie drzemkę.- Przypuszczam, że chciałby zapolować na nas jak na zające i pościnać nam głowy.Jadalnia przypominała salę tronową, w jakiej na niektórych dworach Europy urządza się jeszcze ceremonie koronacyjne i wielkie uroczystości.Była gigantyczna, żebrowany belkami sufit wznosił się na wysokości jakichś dwunastu metrów.Podłogą okrywał bambusowy dywan przetykany czerwonym jedwabiem, a ściany obite były różaną boazerią na wysoki połysk.W równych odstępach wisiały na nich wyjątkowo harmonizujące ze sobą autentyczne dzieła japońskiego malarstwa.Salę oświetlały wyłącznie świece umieszczone w papierowych lampionach.Loren nigdy przedtem nie widziała czegoś równie zachwycającego.Stanęła jak wmurowana, nie mogąc nasycić oczu pięknem tego pomieszczenia.Mike Diaz wyszedł zza jej pleców i także stanął, pełen podziwu dla zgromadzonych tu dzieł sztuki.Jedyne, co nie pasowało do całego otoczenia, co na pierwszy rzut oka nie nosiło cech kultury japońskiej, to stojący pośrodku sali długi zwijący się zakosami ceramiczny stół, prawdopodobnie wypalony w całości w jakimś ogromnym piecu.Wykonane z identycznego materiału krzesełka tak były rozmieszczone wzdłuż krzywizn blatu, że zasiadający tu goście nie musieli się stykać łokciami, ale zwróceni do siebie naprzemiennie twarzą lub plecami mieli sporo miejsca.Na ich powitanie wyszła Toshie, ubrana w tradycyjne kimono z błękitnego jedwabiu.Skłoniła się uprzejmie i powiedziała:- Pan Suma prosi o wybaczenie mu spóźnienia, wkrótce dołączy do państwa.Czy mogę na czas oczekiwania zaproponować drinka?- Bardzo dobrze mówi pani po angielsku - pochwaliła ją Loren.- Znam także francuski, hiszpański, niemiecki i rosyjski - odparła Toshie ze wzrokiem wbitym w podłogę, jakby zmieszana faktem, że musi się chwalić swoją wiedzą.Loren włożyła jedno z kimon, które znalazła w szafie w swoim strzeżonym apartamencie.Znakomicie układało się na jej wysokiej i szczupłej sylwetce, a wiśniowy jedwab świetnie pasował do złocistego odcienia zanikającej opalenizny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.