[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zważywszy jednak na obecność ochrony – a nawet uzbrojonych cywilów – to i tak nie należało za wiele oczekiwać.Mimo wszystko strategiczny cel został osiągnięty.Wszyscy Amerykanie wiedzą teraz, że nie są bezpieczni.Bez względu na to, gdzie mieszkają, mogą w nich uderzyć święci wojownicy, gotowi oddać życie w imię zniszczenia amerykańskiego poczucia bezpieczeństwa.Mustafa, Said, Sabawi i Mahdi byli teraz w raju – jeśli on naprawdę istnieje.Czasem myślał, że to tylko taka opowiastka dla dzieci czy prostaczków, którzy faktycznie słuchają kazań imamów.Trzeba starannie dobierać kaznodziejów.Nie każdy z imamów miał takie poglądy na islam jak Muhammad.Na szczęście nie chcieli rządzić całym islamskim światem.On tak – no, może tylko jego częścią, byle obejmowała święte miejsca.Nie mógł o tym głośno mówić.Niektórzy starsi członkowie organizacji wierzyli bezgranicznie.Byli bardziej konserwatywni – reakcyjni – niż tacy na przykład wahabici z Arabii Saudyjskiej.Zepsuci bogacze z pogrążonego w zepsuciu kraju.Odmawiali modły, a folgowali swoim przywarom w ojczyźnie i za granicą, bo mieli pieniądze.Pieniądze łatwo wydawać.W końcu nie można ich ze sobą zabrać do grobu.W raju, jeśli naprawdę istnieje, nie trzeba pieniędzy.A jeśli nie istnieje – to tym bardziej są niepotrzebne.Tymczasem chciał władzy – i będzie ją miał za życia.Sterować ludźmi, naginać ich do swej woli! Dla niego religia to matryca, która nada kształt światu, a on będzie rządził.Czasem nawet się modlił, by o tym nie zapomnieć – zwłaszcza przed spotkaniami z „przełożonymi”.On, szef wydziału operacyjnego, ustalał, jak organizacja ma pokonywać przeszkody stawiane na jej drodze przez zachodnich bałwochwalców.Dokonując wyboru, wybierał też strategię.Opierała się na wierzeniach religijnych, te jednak łatwo dostosować do rzeczywistości politycznej, w jakiej przychodzi działać.Wróg miał na to wpływ, ponieważ to jego plany należało udaremnić.Teraz Amerykanie zrozumieją, że niebezpieczeństwo nie zagraża ich kapitałowi politycznemu czy finansowemu.Zagraża życiu ich wszystkich.Od początku celem misji było zabijanie kobiet i dzieci – najcenniejszych i najbardziej bezbronnych członków każdego społeczeństwa.Odkręcił kolejną butelką koniaku.Później włączy laptopa i odbierze raporty od podwładnych w terenie.Będzie musiał zlecić jednemu ze swoich bankierów, by przelał więcej pieniędzy na jego konto w Liechtensteinie.Niedobrze byłoby je teraz opróżnić.Później jednak konta do kart Visa rozpłyną się w niebycie.Inaczej wpadłaby na jego trop policja.Zostanie w Wiedniu jeszcze parą dni.Potem wróci na tydzień do domu – spotka się ze starszyzną i zaplanuje kolejne operacje.Z takim sukcesem będzie miał większy posłuch.Przymierze z Kolumbijczykami już popłacało.Obawy się nie potwierdziły.Płynął z prądem.Jeszcze kilka nocy świętowania i może wrócić do mniej intensywnego życia nocnego w ojczyźnie – kawa, herbata i niekończące się rozmowy.Żadnego działania.A tylko działając, mógł osiągnąć cele, jakie wyznaczała mu starszyzna… jakie sam sobie wyznaczał.–Mój Boże, Pablo! – Ernesto wyłączył telewizor.–Przestań, to żadna niespodzianka – odparł Pablo.– Nie spodziewałeś się chyba, że będą sprzedawać ciasteczka jak skauci.–Nie, ale to?–Dlatego właśnie nazywa się ich terrorystami, Ernesto.Zabijają bez ostrzeżenia i atakują bezbronnych ludzi.Telewizja poświęcała wiele uwagi wydarzeniom w Colorado Springs.Obecność Gwardii Narodowej dodawała dramatyzmu.Umundurowani cywile wywlekli nawet przed centrum handlowe ciała dwóch terrorystów, ostentacyjnie oczyszczając teren, gdzie granaty dymne zaprószyły ogień.Tak naprawdę chodziło oczywiście o wystawienie ciał na widok publiczny.Kolumbijskie wojsko postępowało podobnie.Żołnierzyki się popisują.No tak… narkotykowi sicarios często robią to samo, prawda? Ale nie warto zaprzątać tym sobie głowy.Dla Ernesta ważna była jego tożsamość „biznesmena” – nie handlarza narkotykami czy terrorysty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|