[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciche kroki ruszyły jednak dalej, w kierunku szafy, gdzie znów się na chwilę zatrzymały.Potem skierowały się jeszcze ku oknu, aż w końcu niewidoczny gość wyszedł z pokoju.Usłyszeli zamykane drzwi, ale wciąż bali się poruszyć i jeszcze przez kilka minut pozostali w ukryciu.Usłyszeli wreszcie ostrożnie otwierane drzwi szafy.–Poszła sobie – wyszeptał Tom.Church podniósł kołdrę i łapczywie odetchnął świeżym powietrzem.Ruth przytuliła się do niego i Church aż zdziwi) się, jak wielką ulgę przyniósł jej dotyk.Objął ją więc i przez chwilę trwali w uścisku, zanim nie wstali wreszcie z łóżka.–Wrócą tu? – zapytała Ruth.–Wątpię.Do świtu będą przeszukiwać resztę okolicy, a przed wschodem słońca wyniosą się – odrzekł Tom, prostując sobie dłonie.Mimo wcześniejszej przestrogi Toma, Church nie mógł się oprzeć i odsunął zasłonę.Na całej ulicy ujrzał cienie znikające i pojawiające się w drzwiach albo migotające w świetle latarni jak duchy.Nie wyglądały, jakby były bezcielesne; Churchowi wydało się, że po prostu nie chcą być widziane.Wyżej, ponad dachami, czaiły się inne cienie, sunące w powietrzu jak liście na wietrze.Patrząc na inwazję nieznanych istot, Church poczuł dreszcz, więc zasunął zasłonę i odwrócił się ku przyjaciołom.Z przerażeniem myślał, co może się wydarzyć w nadchodzących dniach.Reszta nocy upłynęła spokojnie, ale obudzili się zaniepokojeni tym, co się dotychczas przydarzyło i jeszcze się miało wydarzyć.Nie wiedząc, kiedy czeka ich następny porządnyposiłek, zjedli wielkie śniadanie złożone z jajecznicy, kiełbasek, boczku oraz herbaty i poszli zapłacić za hotel.Church zajął się formalnościami.Ruth i Tom czekali na ulicy przed hotelem.Załatwiwszy rachunek, Church przyniósł Ruth do podpisania potwierdzenie płatności kartą kredytową.Był rozgniewany.–Co się stało? – zapytała Ruth.–Ten oszust z pubu nas oszwabił! Pił i jadł tutaj całą noc, a potem kazał wszystko policzyć na nasz rachunek! Od początku wiedziałem, że źle mu z oczu patrzy! – krzyczał Church, wymachując rachunkiem.–No ale na swój sposób był słodki – śmiała się Ruth.– Dzięki niemu zapomnieliśmy na chwilę o strachu, więc byliśmy mu coś winni.–Pięćdziesiąt funtów! Przecież to jak za zboże! – Church gniewnie zmiął w rękach rachunek.– Jeśli go dostanę w swoje ręce, to pożałuje!Kiedy zobaczyli ją w tłumie, od razu wiedzieli, że to ona.Miała blond włosy, krótkie po bokach i efektownie postawione na czubku głowy; zapewne drogi fryzjer pracowicie ułożył je, pozorując nieład.Potem ciemne okulary, okrągłe, nowoczesne i równie drogie jak fryzura; ranek nie był słoneczny, ale Laura nosiła je mimo to.Ubrana była w długi, wytarty płaszcz, dżinsy i robocze buciory, przez co wyglądała na osobę silną i bezkompromisową.Pod ramieniem trzymała laptopa.Roztaczała wokół siebie aurę pewności siebie i, jak wydało się Ruth, arogancji.Laura DuStantiago nie pasowała do tłumu turystów, wyglądała na przybysza z innej planety.–Widzę, że przyprowadziłeś całą ekipę – zaczęła Laura, kiedy wszyscy się przywitali.–Można im zaufać, w granicach rozsądku.–Mam nadzieję, bo nie chcę, żeby wszyscy się dowiedzieli o moim szaleństwie.I tak mi trudno dostać kredyt w banku.Masz ochotę na małe co nie co, tygrysku? – zapytała Churcha, który za jej okularami nie mógł dojrzeć, czy żartuje, więc tylko skinął głową.– Chodź za mną, nie zawiedziesz się.Poprowadziła ich boczną uliczką do kawiarni o nazwie Mr Cs Brasserie, gdzie było dość cicho, żeby porozmawiać, ale nie dość pusto, żeby ktoś mógł podsłuchiwać.Usiedli przy oknie i natychmiast podano im kawę.Laura podłączyła laptopa do komórki i weszła w internet.Grupa dyskusyjna „Fortean Times”, w której donoszono o niezwykłych zjawiskach, była tak zapchana postami, że załadowała się dopiero po dłuższym oczekiwaniu.–Jest coraz gorzej – powiedziała Laura.– W całym kraju maniacy, to jak epidemia, piszą o porwaniach przez UFO, potworze z Loch Ness, cholera, ostatnio nawet o wróżkach.Do niedawna nie zwróciłabym na tych szaleńców uwagi, nawet jeśliby się pomalowali na czerwono i zaczęli nago łazić po domach towarowych.Kto w takie rzeczy wierzy, jest według mnie postrzelony.Ale teraz rozmawiamy na poważnie, wierzcie mi.–Powiedziałaś, że coś ci się przydarzyło – odezwał się Church, z trudem powstrzymując się,żeby od razu nie zapytać o Mariannę.–Zaczekaj, powolutku, (a tak naprawdę nie chcę o tym rozmawiać, muszę się przemóc.– Zawahała się na chwilę.– Słuchajcie mnie, mówię, jakbym już była chora na Alzheimera!–Nie wiem, czy doda ci to odwagi, ale my też zobaczyliśmy coś dziwnego – zaczęła Ruth.–A co, jak się spotka więcej świrów, to się mają czuć lepiej? Słuchajcie, robię to, bo myślę, że ktoś musi, bo dzieje się coś ważnego, a nikt nie zwraca na to uwagi.Ludzie są jak barany, biegają w kolko i myślą, że nic się nie zmieniło.Ale robię to tylko dla siebie, bo chcę odnaleźć sens tego, co się wokół mnie dzieje, zanim oszaleję.– Upiła kawy, wpatrując się w Churcha znad okularów.Jej oczy były zimne i nie zdradzały uczuć.– No to co, jesteście gotowi?Church nie odwracał wzroku od jej badawczego spojrzenia.–Mów, co wiesz.–To się zdarzyło tutaj, w Salisbury, w miejscu, które uczyniło ze mnie kobietę, którą teraz jestem.Przyjechałam na weekend ze znajomymi, poszliśmy balować w sobotni wieczór, ale było drętwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.