[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie przestała.Przez długie chwile pieściła go, owijając palce wokół jego członka, prześlizgiwała się wargami ponad jego żołędzią, delikatnie skrobała zębami rozpalone ciało.Dobry Boże, pomyślał.Nie mogłoby być lepiej.Zdawał sobie sprawę, że mężczyźnie piekielnie łatwo jest wyobrazić sobie, iż zakochał się na zabój, kiedy kobieta klęczy z jego penisem głęboko w ustach.Jednakże Hepplewood nie był takim głupcem; jego niezliczone wcześniejsze kochanki robiły dokładnie to, co w tej chwili Isabella – i niemal wszystkie bardziej umiejętnie.A jednak nie tak dobrze.Nie, nawet nie w przybliżeniu.Kiedy Isabella brała go w usta rozkosznymi, niewyćwiczonymi ruchami, on zaś poczuł, że ulga się zbliża, śpiewając w jego ciele, wiedział, że jest zakochany.Prawdziwie i głęboko.I wiedział, że nie chodzi o błąd w ocenie; nie miało to nic wspólnego z wdzięcznością za przelotną, fizyczną przyjemność.Nie, to było prawdziwe – rozpaczliwie prawdziwe – i pojmował także, że weźmie ją na każdych warunkach, jakie ona mu podyktuje.Że tamten zimny strach, który poczuł w kuchni, prawdopodobnie zblednie w zestawieniu z tym, co go spotka w ostatecznym rozrachunku.Tak, ostatecznie to on znajdzie się na kolanach.To on będzie błagał.O nią.O to.Zacisnął w pięści prześcieradło i pozwolił, by Isabella wyssała z niego słodkie wyzwolenie, które szarpało jego lędźwiami i napinało mięśnie brzucha, gdy pośród spazmów wypływało z niego nasienie.Kiedy powrócił z wyżyn zmysłowej rozkoszy, odkrył, że wsparła policzek na jego brzuchu, a dłoń przyłożyła mu do serca.–Wydajesz się taki silny – wymruczała, odwróciwszy głowę, żeby powieść pocałunkami wzdłuż linii ciemnych włosów na jego brzuchu.– Taki… porażająco męski, Anthony.Udało mu się zaśmiać.–Podobnie opisałbym ciebie, Isabello – rzekł.– Wstawaj, kochana.Chcę na ciebie popatrzeć, ponieważ w moim odczuciu nie istniała dotąd istota bardziej porażająco kobieca.Uniosła się na kolanach, rozczapierzając palce na jego piersi.Pomacał na oślep obok siebie i znalazł szur z białego jedwabiu.–Tak, wystawmy cię na pokaz, kochanie – wydusił, rzucając jej sznur.– Bądź łaskawa związać sobie nadgarstki.Podwinęła pod siebie nogi i usiadła.–Chyba… chyba nie dam rady – powiedziała.–Mówisz „Stop”? – spytał bardzo cicho.– Czy jesteś nieposłuszna?Coś mrocznego błysnęło w jej spojrzeniu.–Nie mówię „Stop” – wykrztusiła – ale nie wiem, jak związać oba…–Czyli nieposłuszna.Przemieścił się na kolana, plecami do wezgłowia, a jego przyrządy z kości słoniowej stoczyły się z poduszki.Zauważył, że zerknęła na nie zafrapowana.–Zakładam, że domyślasz się, do czego służą? Odrobinę zbladła.–Jeden z nich, chyba – wymamrotała.–Ten drugi, mniejszy, ma uwieść twój maleńki pączek, kochana – mruknął.– Isabello, ufasz mi? Przytaknęła.–Ale na jakiej zasadzie to działa? – szepnęła.– Czy może nie wolno mi zadawać pytań?–Pomaga zacieśnić to i owo, kochana – odparł.– Wywiera dodatkowy nacisk w bardzo specjalny sposób.Pozwolisz mi go użyć?–Ja… nie jestem pewna – szepnęła.–Ach, dama wstrzymuje się z wyrokiem – mruknął, śmiejąc się cicho.– Bardzo mądrze.A teraz nadgarstki, kochana, jeśli łaska?Nadal klęcząc, wziął linę, mocno zawiązał jeden koniec wokół lewego nadgarstka Isabelli, a potem zrobił pętlę z węzłem przesuwnym i założył ją na prawy.Nie odrywał wzroku od jej rąk.Czuł na sobie żar jej spojrzenia i przyczajone na jej wargach niezadane pytanie.Była zaciekawiona.Chętna.A mimo to ciągle niepewna własnych potrzeb.–Isabello? – odezwał się.–Tak?–O czym myślisz? – spytał.– Mów do mnie.Popatrzyła mu w oczy, wstydliwie, lecz zarazem z tęsknotą.–Myślę, że musi być ze mną coś nie tak – wyznała.Pokręcił głową.–Jesteś najbardziej zdrową kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem – wyznał uczciwie.– Najdoskonalszą, w środku i na zewnątrz.–Ale ty… jesteś taki władczy – powiedziała.– Doprowadzasz mnie do takiej wściekłości.A potem mówisz mi, co mam robić… ja zaś, niczym jagnię, po prostu… robię to.I chcę.Chcę tego.Pokręcił głową i zawiązał kolejny węzeł.–Gdybyś naprawdę robiła to, co chcę, kochana, codziennie klęczałabyś z moim penisem w ustach – rzekł cicho, unikając jej spojrzenia.– Nie prowadziłabyś księgarni.Nie mozoliłabyś się, żeby zarobić na życie.Byłabyś na każdy mój rozkaz, w każdym sensie.Byłabyś moja i troszczyłbym się o ciebie.Ale tak nie jest.I tak oto na pociechę zostały mi te rzadkie chwile, kiedy naginam cię do swej woli.Nic na to nie odrzekła – paliła go jednak spojrzeniem, kiedy ją wiązał.Gdy się z tym uporał, pociągnął lekko za sznur, ona zaś szarpnęła się instynktownie.–Za bardzo boli? – spytał chrapliwie, przeciągając palcem pod pętami.–Jeszcze nie – odparła.Podniósł wzrok i pochwycił spojrzenie jej szeroko otwartych, pięknych oczu.–Chcesz, żeby bolało? – spytał, sugestywnie zniżając głos.– Dam ci, czegokolwiek potrzebujesz, kochana.Muszę tylko wiedzieć.Szybko pokręciła głową.–Dobrze więc.– Wsunął dłoń pod jej łokieć.– Unieś się na kolanach, kochana – rozkazał łagodnie – i wyciągnij te swoje grzeszne rączki nad głowę.Zawahała się, toteż szarpnął ją w górę i dał klapsa.–Au! – jęknęła, lokując się na kolanach i unosząc wysoko ręce.–Odpowiedź w takich przypadkach, kochana, brzmi: „Tak, Tony, natychmiast”… Chyba że jesteś nieposłuszna? Jesteś, Isabello? Mam ci pomóc być grzeczną?Bojaźliwie zerknęła na szpicrutę i krótko, szybko potrząsnęła głową.Zaśmiawszy się, pocałował ją soczyście i pociągnął w dół srebrny łańcuch, żeby zaczepić hakiem o węzeł między jej nadgarstkami.–I proszę – szepnął, kiedy uporał się z zadaniem.– Och, Isabello.Te piersi, uniesione tak wysoko.Tak doskonałe i śliczne, z sutkami, na widok których zaczynam się ślinić.Nadal uważam, że przyozdobione ametystami osiągnęłyby doskonałość.–A ja uważam – rzekła złowrogo – że tej fantazji pisane jest umrzeć w niespełnieniu.Wyszczerzył zęby w uśmiechu.– Ach, cóż.Jakoś przeżyję – oznajmił.Lecz jej spojrzenie opadło tymczasem na rozrastający się ciężar jego erekcji.Na próbę pociągnęła za hak.–Co robisz? – spytała.–Napawam się, skarbie.Musnął palcami jej sutek, przyglądając się z fascynacją, jak znów twardnieje.Jak na kochankę tak niewyrobioną, była niewiarygodnie podatna.Nachylił się i wessał jej prawy sutek w żar swych ust.Zgodnie z oczekiwaniami Isabella naprężyła się, łapczywie chłonąc pieszczotę.Kiedy ją ssał, drażniąc językiem rozkoszną, twardą brodawkę, w dłoni zważył jej lewą pierś, delikatnie pocierając sutek kciukiem.Wydała cichy odgłos, coś pomiędzy westchnieniem, jękiem a prośbą.–Czego potrzebujesz, kochana? – spytał.–Nie… nie wiem – wydusiła.Przesunął rękę w dół, aż Isabella podskoczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.