[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystarczy kościół.- Kościół? - spytała Claire, nalewając dla całej trójki kawę.Shane jak zwykle przespał telefon.- Naprawdę?- Nigdy nie poznałaś ojca Joego, prawda? - Eve udało się słabo uśmiechnąć.- Polubisz go.On jest.niesamowity.- Eve kochała się w nim, kiedy miała dwanaście lat - wyjaśnił Michael i oberwało mu się paskudne spojrzenie.- No co?Kochałaś się, sama o tym wiesz.- Chodziło o sutannę? Już mi przeszło.Claire uniosła brwi.- Czy ojciec Joe jest.? - Udała, że zatapia zęby w czyjejś szyi.Oboje się uśmiechnęli.- Nie - powiedział Michael.- On jest tylko neutralny.Eve przez cały dzień radziła sobie bez wielkiego trudu; zajmowała się tym, co zwykle - pomagała w praniu, wzięła na siebie połowę sprzątania.Miała wolny dzień w pracy.Claire poszła tylko na jedne zajęcia, o decydującym znaczeniu.Michael też nie udzielał lekcji gry na gitarze.Miło było.Zupełnie jak w rodzinie.Pogrzeb zaplanowano na dwunastą następnego dnia i Claire zaczęła się zastanawiać, co ma na siebie włożyć.Ciuchy imprezowe wydawały się zbyt wesołe.Dżinsy zbyt nieformalne.Pożyczyła od Eve czarne rajstopy i włożyła je do również pożyczonej, czarnej spódnicy.W połączeniu z białą bluzką wyglądało to w miarę przyzwoicie.Nie była pewna, jak zamierza się ubrać Eve, bo o jedenastej rano nadal siedziała przy toaletce i wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze.Ciągle w swoim czarnym szlafroku.- Mogę ci jakoś pomóc? - spytała Claire.- Jasne - powiedziała Eve.- Powinnam upiąć włosy?- Tak byłoby ładnie.- Claire wzięła szczotkę.Rozczesała gęste, czarne włosy Eve, aż nabrały połysku, a potem zwinęła je w kok i upięła z tyłu głowy.- Proszę.Eve sięgnęła po swój biały podkład, a potem się rozmyśliła.Spojrzała w lustrze na Claire.- Może jednak nie tym razem - powiedziała.Claire się nie odezwała.Eve nałożyła szminkę - ciemną, ale nie tak bardzo jak jej ulubiony odcień - i zaczęła grzebać w szafie.Na koniec zdecydowała się na czarną sukienkę zapinaną pod szyję, tak długą, że sięgała jej po czubki butów.I czarny welon.Jak na Eve, całość była skromna.Byli w kościele piętnaście minut wcześniej, a kiedy Michael wjechał na zadaszony parking, Claire zobaczyła, że stoi tam już kilka samochodów o przyciemnianych szybach.- To dziś jedyny pogrzeb? - spytała.- Tak - odparł i wyłączył silnik.- Chyba pan Rosser miał więcej przyjaciół, niż sądziliśmy.Nie aż tak wielu, jak się okazało; przedsionek kościoła był prawie pusty, a w księdze pamiątkowej nie było wielu nazwisk.Obok stała matka Eve gotowa natychmiast rzucić się na każdego, kto wchodził do środka.Zgodnie z wcześniejszym opisem Michaela wydawało się, że pani Rosser ani na moment nie przestaje płakać.Jak Eve, była cała ubrana na czarno, ale to była o wiele bardziej teatralna czerń - dramatyczne fałdy czarnego atłasu, wielki odświętny kapelusz, rękawiczki.A kiedy ktoś jest bardziej teatralny niż Eve, pomyślała Claire, to już faktycznie ma problemy.Pani Rosser użyła też sporo tuszu do rzęs i teraz czarnymi strugami tusz spływał jej po policzkach.Włosy miała ufarbowane na blond; potargane, opadały jej po obu stronach twarzy.Gdyby ubiegała się o rolę Ofelii w przedstawieniu Hamleta, pomyślała Claire, miałaby ją jak w banku.Matka Eve rzuciła się na Claire ze łzami i zaczęła szlochać na jej ramieniu, plamiąc tuszem białą bluzkę.- Dziękuję, że przyszliście! - Załkała, a Claire niezręcznym ruchem poklepała japo plecach.- Szkoda, że nie znałaś mojego męża.To był taki dobry człowiek i takie miał trudne życie.Eve stała z boku z miną obojętną i nieco zniesmaczoną.- Mamo.Daj jej spokój.Ona cię nawet nie zna.Pani Rosser cofnęła się i zdusiła kolejny szloch.- Nie bądź okrutna, Eve, tylko dlatego że nie kochałaś ojca.Claire jeszcze nie słyszała, żeby ktoś powiedział coś równie nieczułego.Zamieniła wstrząśnięte spojrzenie z Shane'em.Michael stanął między matką a córką, co było z jego strony bardzo odważne.Może to te wampirze geny.- Pani Rosser, współczuję śmierci męża.- Michaelu, dziękuję, zawsze byłeś takim dobrym chłopcem.I dziękuję, że zająłeś się Eve, kiedy przeszła na własne utrzymanie.Pni Rosser wydmuchała nos i tylko dlatego nie usłyszała, jak Eve powiedziała sucho:- Znaczy, kiedy wywaliliście mnie z domu na zbity pysk?- Wpisz nas - zwrócił się Michael do Claire i wziąwszy Eve za ramię, zaprowadził ją do kościoła.Claire szybko wpisała ich nazwiska do księgi, skinęła głową pani Rosser.Kobieta patrzyła za córką z miną, od której Claire przewróciło się w żołądku.Wzięła Shane'a pod ramię i poszli za Eve i Michaelem.Była już przedtem w tym kościele.Ładny był, nie za bardzo przystrojony, spokojny w swojej prostocie.Nigdzie nie było widać żadnych krzyży, ale w tej chwili wzrok wszystkich kierował się ku dużej, czarnej trumnie ustawionej w głębi sali.Claire zwróciła uwagę na gładki połysk drewna i na to, jak bardzo przypomniała jej o krwiobusie.Claire zadrżała i przytrzymała się mocniej Shane'a, kiedy wchodzili do ławki, żeby usiąść obok Michaela i Eve.W świątyni znajdowało się kilkanaście osób, a w miarę jak minuty mijały, pojawiło się jeszcze kilka.Dwóch mężczyzn w garniturach - pracowników domu pogrzebowego, jak przypuszczała Claire - ustawiło jeszcze więcej kwiatowych ozdób wokół trumny.To się wszystko wydawało takie nierealne.A odgłos ciągłych szlochów i jęków pani Rosser w reakcji na wejście każdego kolejnego żałobnika stwarzał jeszcze dziwniejszą atmosferę.Eve podeszła do trumny.Wpatrywała się w nią przez kilka długich sekund, a potem pochyliła się, włożyła coś do środka i wróciła na swoje miejsce.Opuściła welon, ale za zmiękczającą rysy zasłoną jej twarz i tak wydawała się zastygła.- Był bydlakiem - powiedziała, kiedy zauważyła, że Claire jej się przygląda.- Ale to jednak mój ojciec.Oparła się o ramię Michaela, a on ją objął.Pani Rosser weszła wreszcie do kościoła i zajęła miejsce przed nimi.Jeden z pracowników domu pogrzebowego podsunął jej pudełko chusteczek, wzięła je i łkała dalej.A potem wysoki, przystojny mężczyzna w czarnej sutannie z fioletową stułą na szyi wyszedł zza kwiatowych ozdób i przyklęknął obok niej.Poklepał japo dłoni.Słynny ojciec Joe, domyśliła się Claire.Wydawał się miły; i młodszy, niż się spodziewała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.