[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Egipscy bogowie? – zdumiał się biskup.–Tak.Na ich ziemiach inny architekt, Imhotep, którego w Aleksandrii czcili jak boga aż do przybycia pierwszych chrześcijan, otrzymał te zielone tabliczki zawierające wiedzę niezbędną do wznoszenia piramid.Z upływem czasu legenda uczyni z tych tablic Tablicę Szmaragdową Hermesa, który z kolei był nikim innym jak egipskim bogiem Totem, zwanym po trzykroć wielkim, by odróżnić go od Hermesa greckiego.–Ależ to bałwochwalstwo, opacie, pogańskie wierzenia…Biskup Bertrand z niedowierzaniem kręcił głową, gdyż nie potrafił pojąć tego wywodu tak sprzecznego z tym, czego uczył się i w co wierzył przez całe życie.–A Blanchefort? Skąd on mógł…–Pierre de Blanchefort – odparł Bernard – został dopuszczony do tej tajemnicy i był jednym z ostatnich czytelników tablic.Przybył tu, przeszedłszy wtajemniczenie w Vezelay, w naszej szkole kopistów, gdzie zdobył niezbędną wiedzę, by złożyć wam propozycję przebudowy świątyni według boskiego planu mistrzowskiego.Odrzuciwszy ją, bez wątpienia wzbudziliście pożądliwość jakiegoś wroga, który postanowił położyć kres jego żywotowi, dowiedziawszy się, że Kościół nie będzie strzec jego planu.Wyobrażasz sobie, ojcze, jak wielkie znaczenie ma dla mnie wiadomość o jego śmierci?–A dlaczego wcześniej nie powiedziałeś mi, opacie, że znałeś mistrza Pierre’a?–A do czego potrzebna ci ta wiedza? Ani moi mnisi, ani kawaler, który mi towarzyszy, o niczym nie mają pojęcia.Jeśli teraz dzielę się z tobą mym sekretem, to dlatego, że chcę, abyś uświadomił sobie, że bez zwłoki musimy przystąpić do przebudowy kościoła i położyć kres zapędom wroga, który nas osacza.Być może żaden z nas nie doczeka dnia rozpoczęcia robót, ale musimy zaplanować ich przebieg.A ten wróg, który sprawił, że de Blanchefort na wiele dni zniknął z krypty? Co o nim wiemy? Jeśli moje obawy są słuszne, Eminencjo, wróg ten nie jest z krwi i kości, ani nawet z tego świata.To zaś jest jego sposób, by powiedzieć nam, że nie życzy sobie, byśmy budowali na ziemi, nad którą on panuje.–Czy możemy coś zrobić?W wyłupiastych rybich oczach biskupa widać było strach.Wiedział, że kiedy mówi się o wrogu, który nie jest z tego świata, to może chodzić tylko o najgorszego z przeciwników: ucieleśnienie złego.Brat Bernard, opanowany i łagodny, wiedział, co należy teraz zrobić: musi rozkazać, by boskie plany Henocha jak najszybciej znalazły się w Chartres, aby wprowadzić w życie jego zamysły.Plany te zaś, Bóg dobrze o tym wie, muszą dotrzeć do tego miejsca, nie wzbudziwszy podejrzeń jego potężnego przeciwnika.Odkąd wyruszyli z Egiptu, tamten nie zdołał ani ich posiąść, ani zniszczyć, Bernard wiedział jednak, że ze wszystkich sił będzie starał się to uczynić.RogelioKlasztor Świętej Katarzyny (Egipt), czasy współczesne.Okienko „masz nową wiadomość” zamigotało na fosforyzującym monitorze brata Rogelia koło siódmej wieczorem.Odkąd ekipa techniczna IBM-u odbyła specjalną wyprawę do tego ustronia, gdzie według legendy ukazał się Mojżeszowi płonący krzak, i wspięła się objuczona komputerami po trzech tysiącach stopni wykutych w skale, prowadzących do Domu Bożego, najstarszy czynny klasztor świata stał się zarazem jednym z najlepiej poinformowanych na całej kuli ziemskiej.Sprawcą tego cudu był Rogelio, młodzieniec o ciemnej cerze, brodzie przyciętej w szpic i haczykowatym nosie.W styczniu 1999 roku udało mu się zostać członkiem tej wspólnoty, a wraz z nim wstąpiło do niej jeszcze czterech „cyberbraciszków”.Niedługo potem uzyskał od Hiera Epistasia [Hiera Epistasia (gr.) – Komitet Wykonawczy (przyp.wyd.Pol.) swego rodzaju prawosławnego odpowiednika Watykanu, niezbędne fundusze na zakup komputerów.Teraz stały one wszędzie: w refektarzu, w kuchni i, ma się rozumieć, w przepięknej klasztornej bibliotece.Chociaż obsługiwanie nadchodzącej poczty nie należało do jego obowiązków, Rogelio jednym kliknięciem myszy otworzył skrzynkę, by upewnić się, że nowa wiadomość przeznaczona jest dla jednego z czterdziestu mieszkających tu zakonników.Była to już dwudziesta wiadomość tego popołudnia, tak też, nie wczytując się w jej treść ani nawet nie zważając na nadawcę, najechał kursorem na ikonę drukarki, kliknął i czekał na efekt.Urządzenie wydało znajomy pomruk.Rogelio wziął dziewięć kartek, które wysunęły się z drukarki, wyrównał je na blacie biurka i najkrótszą drogą pomaszerował do zakrystii.Adresat wart był tego spaceru.O tej porze biskup Teodor powinien być w kościele Przemienienia, miejscowym katolikosie [Katolikon – główna cerkiew (przyp.wyd.pol).] gdzie kończy odprawiać ostatnią tego dnia mszę.Młody zakonnik się nie pomylił.Biskup zbierał właśnie mszalne utensylia i układał je starannie w zakrystii po drugiej stronie fresków przedstawiających sceny z życia świętego Cypriana.Jak zwykle miał spokojną łagodną twarz, jak gdyby żył w świecie, w którym wszystko układa się dobrze i nic nie wymyka się mądrej boskiej władzy.–Piękny mieliśmy dzień, prawda, bracie Rogelio?Przyjazny uśmiech biskupa, ledwie widoczny przez gęstą białą brodę, przywitał zakonnika, który poczuł mdlący zapach sandałowego kadzidła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|