[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A Pani Lawin bendzie wam przychylna.Milczący dotąd Hajgowie gruchnęli śmiechem, a wszystkie dłonie zaczęły klaskać w jednym, skocznym rytmie.Do taktu krokom młodych, którzy kolejno brali się za ręce i odchodzili w stronę namiotów rozstawionych poza obrębem ogni.– A to co ma być? – zainteresował się Gryf.Wiatr przeciągnął ramiona.– No jakże, nie słyszałeś? Idą się połączyć.Dla tych smarkatych to pierwsza noc z mężczyzną.A chłopaki mają się wykazać i pewno umierają ze strachu, czy podołają.Gryfowi na moment opadła szczęka.– Ale dwie zostały i.– nie dokończył, gdyż zauważył, że do pozostałych dziewczyn podchodzą starsi wojownicy, a one bez wahania, ufnie podają im dłonie i oddalają się śladem towarzyszek.– A oni.?– Same ich wybrały jeszcze przed Strzyżą.Duży zaszczyt dla tych Wilków – w głosie Wiatru zabrzmiał mimowolny szacunek.– A jeśli która wyjdzie z tego z brzuchem? – wtrącił Stalowy, który przysłuchiwał się wymianie zdań.– Jesienią wypełniona, a na wiosnę żona – odparł Wiatr niefrasobliwie.– Bardziej będą ją poważać i prędzej wyjdzie za maż.– Za ojca tego dzieciaka?– Tak albo nie.To zależy, kogo sobie wybierze z kandydatów.A tych może być kilku.Ja sam jestem takim „dzieckiem Strzyży”.– Niepojęte jak dla mnie – rzekł Gryf.– Wy tu jesteście okropnie wyuzdani – dodał Stalowy, kiwając głową.– Kto jest bardziej wyuzdany: my, z naszą tradycją i uczciwym stawianiem sprawy, czy Lengorchianie, zamykający kobiety w domach rozpusty jak w klatkach? – odgryzł się Wiatr natychmiast.Na to Stalowy nie umiał znaleźć odpowiedzi.Tymczasem rozpoczęła się uczta.Na rożnach obracały się całe tusze baranie.Na zaimprowizowane stoły wjeżdżały owe słynne faszerowane owcze żołądki, kawałki pieczeni, wędzona szynka, ser, śmietana oraz słodkie ciasta z miodem, orzeszkami i suszonymi owocami.Otwarto liczne stągwie z mocnym piwem, a górale natychmiast narzucili ostre tempo w piciu.Z wielką przychylnością przyjęto podarunek Stalowego w postaci kilkudziesięciu dzbanków z brzoskwiniówką.Co prawda Hajgowie nie przepadali za słodkimi trunkami, przedkładając nad nie cierpko-gorzkawe tutejsze piwo pędzone na prosie oraz mocną wódkę, lecz sama siła nalewki znalazła ich uznanie.Ktoś powiedział, że lengorchiański napój przypomina w smaku osłodzone brzytwy i to zabawne porównanie zaczęło obiegać stoły, okraszane śmiechem.Wiatr Na Szczycie po wlaniu w siebie trzech porcji piwa odwrócił się od stołu i trącił łokciem Kamyka, który siedział obok.Wskazał palcem na ognisko.Płomienie buchnęły w górę, splotły się w wysoka kolumnę, po czym przemieniły w ognistego wojownika.Jego włosy były pomarańczową grzywą żaru, oczy dwoma węglami, a ciało zbudowane z rozpalonej lawy opływały czarne kłęby dymu, tworząc coś na kształt poszarpanej tuniki.Chóralne „aaaaach!” wyrwała się ze wszystkich gardeł.Pokazy Wiatru Na Szczycie były dobrze znane i pamiętano jeszcze tamte sprzed lat.Kamyk skupił uwagę na drugim ognisku.Płomienie zmieniły barwę najpierw na niebieską, w pięknym intensywnym odcieniu lenenijskiej porcelany.Potem zaczęły blednąć i poruszać się coraz wolniej, aż przybrały kształt ostrych, przezroczystych kryształów.Wojownik Hajga wydawał się zainteresowany tym zjawiskiem.Wychylił się ze swego paleniska, dotknął poszarpanych krawędzi zastygłego szklanego ognia i natychmiast cofnął rękę, potrząsając nią, jakby nieostrożnie się skaleczył.Wyciągnął z pochwy na plecach miecz, uderzył ze złością kryształowe ostrza.Rozprysnęły się z trzaskiem i brzękiem, a z ich środka wychynął wąski łeb ogromnego, białego jak śnieg węża.Potwór reprezentować miał żywioł mrozu, bo wionęło od niego chłodem tak, że zafascynowani widzowie aż zadygotali i niejeden potarł dłońmi ramiona.Białe paprocie szronu rozpełzły się po ziemi od zamarzniętego ogniska.Wąż rozwijał monstrualne cielsko, zwój za zwojem.Wznosił coraz wyżej potworną głowę, aż przerósł swego adwersarza, Wojownik ognia zamierzał przebić gada, ale ten otworzył pysk i sycząc, zionął mrozem, aż ostrze hajgońskiego miecza z trzaskiem rozsypało się na kawałeczki.Wtedy waż zaatakował, obnażając wielkie, lśniące jak lód kły, lecz płomienne palce zacisnęły się na jego gardle.Oba żywioły – ogień i lód, splotły się w wyrównanej walce.Słychać było ciężki oddech ognistego człowieka i syczenie potwora, brzmiące jakby skwierczenie wody na gigantycznej, rozpalonej blasze.Buchały obłoki pary, gdy lód topniał w ogniu.W ciele węża ukazywały się głębokie rany spływające, jak krwią, niebieską cieczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.