[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wylałem zawartość misy do słoja z odpadkami i wyciągnąłem chustę.Wydał z siebie jęk rozpaczy, a ledwo dotknąłem jego palców chustą, zacisnął dłonie w pięści.Przygotowałem się na cios, lecz nic mi nie zrobił.Nie mógł.Choć raz błogosławiąc tradycje Derzhich, podszedłem do następnego mężczyzny.Czterech z nich chwyciło chustę, a ja musiałem klęczeć i czekać z otwartą dłonią, aż mi ją oddadzą.Trzej niemal połamali mi palce.Trzej chwycili mnie za ucho i przekręcili głowę, by bliżej przyjrzeć się piętnu.Ostatnia siódemka w ogóle nie pozwoliła mi na umycie rąk.Choć uważano takie zachowanie za nieco barbarzyńskie, nie było to naruszenie etykiety.Żaden z nich mnie nie zabił.Żaden nie złamał prawa gościnności.Wiedzieli, że sami są sobie winni.Słysząc pochlebstwa Fendulara, zapomnieli o ostrożności.Być może przekonywali się, że Vanye rzeczywiście jest brzydki i głupi, i nie warto z jego powodu obrażać cesarskiego dziedzica i wysłannika Khelidów.Mogli winić tylko siebie.Khelida i księcia zostawiłem na koniec.Taki był zwyczaj.Z trudem zmusiłem się do ponownego dotknięcia drobnych palców Khelida, ale przynajmniej nie musiałem na niego patrzeć.Po tym jak oczyściłem dłonie księcia, Aleksander uniósł moją brodę i uśmiechnął się do mnie złośliwie, jakbym był jego wspólnikiem, nie zaś narzędziem.– Dobra robota, Seyonne.Czyż my, Derzhi, nie jesteśmy grzecznym narodem?– Tak, panie – wyszeptałem.– Możesz odejść.Żaden z moich gości o ciebie nie poprosił.Dotknąłem czołem podłogi i wycofałem się.Pędem wybiegłem z pałacu i ledwo wyszedłem na zimne nocne powietrze, gdy mój żołądek znów się opróżnił.Rozdział 5Tej nocy nie mogłem spać.Próbowałem wszystkich znanych sposobów, lecz nigdy wcześniej zimno nie wydawało się tak dojmujące, a ciemność tak przerażająca.Czy miałem zamknięte, czy otwarte oczy, widziałem jedynie lodowatoniebieskie spojrzenie Khelida, i moje schronienie w ciemności zmieniło się w otchłań szaleństwa.Kuliłem się w kącie.Chodziłem pięć kroków od ściany do ściany, aż zakręciło mi się w głowie i nie mogłem ustać prosto.Wszystko, byle tylko nie myśleć, nie pamiętać, nie widzieć.Wpatrywałem się w sklepienie, aż zobaczyłem złotą nitkę oznaczającą klapę, i uchwyciłem się tej nici niczym tonące dziecko ręki ojca.Tłumaczyłem sobie dochodzące z góry stłumione odgłosy kroków i głosy jako znaki żywych istot, które miały dusze i których oczy nie były oczami demona.A kiedy wszystko ucichło i złota nić znikła, jęknąłem i schowałem głowę w ramionach.Tym razem nie tydzień, Durganie.Nie piąć dni ani trzy.Jeśli masz duszę, nadzorco niewolników, nie pozostawiaj mnie tu na zbyt długo albo po otwarciu drzwi znajdziesz szaleńca.Ktoś mógłby pomyśleć, że demon zamieszkał w mojej duszy, karmiąc się gniewem, którego nawet nie potrafiłem już spostrzec, ponieważ zbyt długo sobie nań nie pozwalałem.Powiedziałem sobie, że nie mógł mnie poznać.Nie było w naturze demona kojarzyć ludzkiej postaci tych, których kiedyś napotkał, w innym czasie i innym miejscu.Takie rozsądne argumenty nie miały jednak najmniejszego znaczenia, gdy kuliłem się nagi w ciemnościach i rozpaczliwie pragnąłem zatonąć we śnie.Cóż, zawsze możemy znieść więcej, niż uważamy za możliwe.Drugiego dnia od egzekucyjnej uczty znów spałem, choć niespokojnie.Otrzymałem trzy porcje jedzenia i wody, więc uznałem, że minęły trzy dni, nim Durgan z powrotem opuścił drabinę.Choć odzyskałem już spokój, zacząłem się po niej wspinać, zanim jeszcze dotknęła ziemi.Krzepki nadzorca niewolników przyjrzał mi się z zainteresowaniem, gdy drżący ukląkłem na czystej słomie w opuszczonych czworakach.Był wczesny ranek.– Te ostatnie dni nie były już tak łatwe, co? Słyszałem, jak krzyczysz.– To nic takiego, panie Durganie.Czworaki to w nocy jedno z najgłośniejszych miejsc.Większość niewolników ma wystarczająco wiele paliwa do podsycania koszmarów sennych, a ja miałem go więcej niż wszyscy.Ale nie można sobie pozwolić na zdradzenie choćby śladu szaleństwa.Szaleni niewolnicy byli niebezpieczni.Znikali bardzo szybko i nikt nie pytał gdzie.– Przygotuj się.Masz się dziś pojawić w pierwszej sali audiencyjnej.Powiedziano mi, że przy tronie księcia znajduje się stolik.Ty masz siedzieć przy tym stoliku, przygotowany do pisania, o pierwszej godzinie trzeciej straży.Możesz wziąć papier, atrament i co jeszcze będzie ci potrzebne od trzeciego zarządcy.Jakieś pytania?Spytałem, gdzie mogę odnaleźć trzeciego zarządcę, a następnie, co mam zapisywać w dużej, pełnej przeciągów pierwszej sali audiencyjnej.– Dziś zaczyna się Dar Heged.Będą listy i wiadomości, wyroki i proklamacje.– Czy niewolnicy zwykle.?Durgan przechylił głowę i spojrzał na mnie.– Nie.To wcale nie jest zwyczaj.Słyszałem.– tu jego spojrzenie padło na mój lewy policzek –.że może jego wysokość pragnie mieć na widoku niewielkie przypomnienie ostatnich wydarzeń, gdy pojawi się szlachta.– Durgan zmitygował się nagle i zarumienił.Raczej myślał na głos, niż odpowiadał na moje pytanie.Po prostu powiedziałem na głos o tym, co go nurtowało.– Ruszaj się i uważaj na słowa.– Zawsze – odpowiedziałem i ukłoniłem się, po czym ruszyłem do cysterny.Tego szarego poranka musiałem rozbić lód, by dostać się do wody do mycia.Inni byli tam przede mną, gdyż powierzchnia cysterny była miniaturowym łańcuchem górskim z odłamków lodu – rozbitych, odepchniętych na bok i znów przymarzających do siebie, jakby zlepionych ręką ducha.Tępy nóż do golenia leżał w stercie zamarzniętych włosów o każdym odcieniu i rodzaju.Jeszcze nie widziałem tych, z którymi dzieliłem czworaki.Ogoleni na łyso mężczyźni, którzy przemykali przez pałacowe korytarze i kuchnie w swoich fenzai, równie dobrze mogli być aktorami z wędrownej trupy.Tylko trzy osoby w pałacu były prawdziwe.Durgan, gdyż karmił mnie i ze mną rozmawiał.Aleksander, który władał moim życiem.I Khelid.demon.Zadrżałem na to wspomnienie i wyrzuciłem je ze swoich myśli.Nic nie mogłem poradzić w obliczu demona.Durgan siedział na drugim końcu czworaków, na podłodze przed niskim piecykiem, i ostrzył długi, staromodny miecz.Kiedy go mijałem w drodze do drzwi, podniósł wzrok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.