[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Front wciąż był daleko od Barcelony, a Katalonia jest tak blisko Francji, że wielu mieszkańców miasta żyło w przekonaniu, że w razie realnego zagrożenia ze strony nacjonalistów Francuzi będą interweniować.– Pare i Margarida potrzebują nas – powiedziała mama.Należała do kobiet, które źle znosiły dłuższą rozłąkę z mężem.Przedkładała obowiązki nad wygodę i bezpieczeństwo.Kiedy mama, ja, Julieta, Feliu i jego guwernantka wróciliśmy do kraju, odkryliśmy, że dokonała się w nim swoista rewolucja.Po tym, jak w 1936 roku anarchiści i komuniści udaremnili przewrót wojskowy w Barcelonie, przejęli nad wszystkim kontrolę, a osłabiony parlament nawet nie próbował ich powstrzymać.Teraz ich flagi powiewały na dworcu i na pobliskich budynkach.Ponieważ nasze samochody zostały zarekwirowane, żeby przewozić członków straży ochotniczej na front, musieliśmy czekać w kolejce na postoju taksówek.Wszystkie taksówki przemalowano na czarno-czerwono, w kolory anarchistów.Wynajęliśmy dwa samochody: jeden dla nas, drugi na bagaże.Żaden z kierowców nie kwapił się, żeby pomóc nam je zapakować i żaden nie otworzył mi drzwi, choć miałam na rękach dziecko.Mama zamierzała powiedzieć im coś do słuchu, ale zobaczyłyśmy notkę przypiętą do tyłu fotela pasażera.Informowała ona, że wszyscy mieszkańcy Barcelony są teraz równi i taksówkarze oczekują, że będą traktowani z należytym szacunkiem.Mama zerknęła na mnie i w milczeniu uniosła brwi.Tuż po tym, jak odjechaliśmy sprzed dworca, dotarło do nas, że taksówki nie są jedynym środkiem transportu, który przemalowano na czarno-czerwono.Tramwaje i ciężarówki również zostały pomalowane.Dawne restauracje zamieniono w stołówki dla robotników, a znaki na sklepach i kawiarniach informowały, że zostały one skolektywizowane.– Boże drogi! – jęknęła mama, jednak zaraz wzięła się w garść.Minęliśmy spalony kościół.Fragmenty posągu Matki Boskiej walały się po chodniku.Poczułam dziwną mieszankę smutku i złości, gdy zobaczyłam w rynsztoku przebitą gwoździem dłoń Chrystusa.– To już koniec kościołów – oświadczył taksówkarz.– Są wyburzane.Mama pobladła.Wzięłam ją za rękę.Rozumiałam, że ludzie mieli dość panoszenia się księży, ale nie mogłam pojąć, dlaczego niszczą przepiękne barcelońskie kościoły i katedry.Nasza rodzina kilkukrotnie dawała datki na budowę katedry Sagrada Família.Choć nie wszystkim się podobała, ja uwielbiałam tę zagadkową, wymyślną budowlę.Dorastałam, patrząc, jak rośnie niczym gigantyczne drzewo.Dzwonnice zostały ukończone, podobnie jak iglice.Zamknęłam oczy, przerażona myślą, że ją również przemalowano na czarno-czerwono, albo – co gorsza – wysadzono w powietrze.W Barcelonie zaszły inne zauważalne zmiany.Księża i zakonnice zniknęli z ulic miasta, a kiedy wjechaliśmy na passeig de Gràcia, nie zauważyłam elegancko ubranych ludzi.Wszyscy mieli na sobie kombinezony robotnicze albo kiepsko skrojone płaszcze.Może duchowni i bogaci uciekli z miasta? Albo chodzili w przebraniu? Nie byłam pewna, czy podoba mi się taka Barcelona, ale musiałam przyznać, że w drodze z dworca do domu nie widziałam żadnych żebraków czy bezdomnych dzieci.Kiedy taksówki zatrzymały się przed moim rodzinnym domem, ogarnęło mnie potworne przeczucie, że budynek został podzielony na mieszkania robotnicze, jak moskiewskie pałace i rezydencje po rewolucji.Zastanawiałam się, co powiedzą Xavier i Margarida, jeśli rzeczywiście tak się stało.Możliwe, że cieszyliby się; w końcu zawsze byli bardziej egalitarni niż ja.Współczułam dzieciom głodującym na ulicach i ich rodzicom, którzy pracowali jak niewolnicy w fabrykach, więc tym bardziej zaskoczyła mnie świadomość, że dotychczasowy stan rzeczy podobał mi się.Chciałam nadal nosić eleganckie sukienki i mieszkać w pięknej rezydencji.Życzyłam dobrze innym, ale nie chciałam tracić tego, co miałam.Odetchnęłam z ulgą, gdy odkryłam, że największą zmianą, jaka zaszła w domu, było to, że służący wyjechali na front, a pokojówki powitały nas słowem salud, które uważano za bardziej rewolucyjne niż buenos días czy bon dia.W przeciwieństwie do ludzi, których widziałyśmy na ulicy, Conchita wyglądała stylowo w sukience w ukośne paski i dopasowanym żakiecie z białą lamówką.Chociaż nie widziała Feliu od miesięcy, była wobec niego sztywna i oficjalna jak zawsze.– Idź z senyorą Tortosą – powiedziała, w roztargnieniu głaszcząc go po głowie.– Muszę porozmawiać z babcią i ciocią.Kiedy Feliu i guwernantka wyszli z pokoju, Conchita odwróciła się w naszą stronę.– Nie macie pojęcia, jak bardzo nudziłam się tu po waszym wyjeździe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.