[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry usiłował uchwycić sens tego wszystkiego.Przekazać wiadomość gubernatorowi?- Dlaczego nie zadzwoni pan do niego? - odezwał się bez zastanowienia.Pytanie wywołało tylko kolejny monolog Mocka.- Podziemny kabel przecięty! Nie ma szans go naprawić.Ekipę naprawczą wystrzelano.A nawet gdyby naprawili, to i tak przecięto by go następnej nocy.Radio i telewizja są zagłuszane.Zagłuszane.Uwaga! Musi się pan pośpieszyć, by wyjść przez południowo-zachodnią bramę przed godziną policyjną.- Godzina policyjna jest dla obywateli - przerwał Harry, choć nic z tego nie rozumiał.Czy Mock oszalał?- Nie mówiłem panu? - Mock przejechał wierzchem dłoni po czole, jakby ścierał pajęczynę.- Pójdzie pan sam, pieszo, ubrany jak obywatel.Konwój mógłby zostać rozbity w drzazgi.Już próbowaliśmy.Nie mamy kontaktu z gubernatorem od trzech tygodni.Trzech tygodni! Musi się niecierpliwić.Nie należy narażać gubernatora na zniecierpliwienie.To niezdrowo.Po raz pierwszy Harry naprawdę zrozumiał, o co prosił go Dean.Gubernator! Mógł skrócić o połowę czas jego poszukiwań.Poszukiwań nieśmiertelności.- Ale moja praktyka.Mock popatrzył na niego.- Gubernator może uczynić więcej dobrego dla pana niż tuzin zarządów.Więcej dobrego!Harry przygryzł dolną wargę i wyliczył na palcach:- Będę potrzebował filtrów nosowych, małego zestawu medycznego, broni.Dean Mock potrząsnął przecząco głową.- Nic z tych rzeczy.Niczego w tym rodzaju.Dotrze pan do rezydencji gubernatora jako obywatel, a nie dzięki własnej wiedzy i umiejętności leczenia swych ran.A dzień czy dwa bez filtrów nie zredukuje znacząco pańskich nadziei życiowych.W porządku, doktorze? Gotowy do dzieła?- Gdy ma się nadzieję na nieśmiertelność! - powiedział poważnie Harry.- Dobrze.Dobrze.Jeszcze jedno.Musi pan dostarczyć ludzi, których widział pan w poczekalni.Chłopiec ma na imię Christopher.Starzec nazywa się Pearce.Jest kimś zbliżonym do swego rodzaju znachora.Gubernator prosił, by go sprowadzić.- Znachora? - spytał z niedowierzaniem Harry.Mock wzruszył ramionami.Miało to oznaczać, że uważa wyjaśnienia za coś niewłaściwego, ale Harry nie mógł się powstrzymać.- Jeżeli spojrzymy na kilka znanych przypadków tej szarlatanerii.- Kliniki mogłyby stać się bardziej zatłoczone niż obecnie - wszedł mu w słowo Mock.- Oni wykazują dużo dobrej woli.Poza tym, co możemy zrobić? On nie utrzymuje, że jest lekarzem.Nazywa siebie uzdrowicielem.Nie ordynuje leków, nie operuje, nie doradza i nie manipuluje chorymi.Ludzie przychodzą do niego, a on ich dotyka.Dotyka.Czyż jest to praktyka lekarska?Harry potrząsnął głową.Mock mówił dalej:- Czyż chorzy nie mogą oczekiwać pomocy? Pearce nie wymaga niczego.Nie pobiera żadnych opłat.Jeżeli chorzy są wdzięczni, jeżeli chcą mu coś ofiarować, kto ich może powstrzymać? Poza tym - wymruczał marszcząc brwi - ten z eskorty ma zamiar przeżyć.A zresztą, gubernator uparł się, żeby zobaczyć się z nim.Harry westchnął.- Oni uciekną.Przecież muszę kiedyś spać.- Słaby starzec i mały chłopiec? - zadrwił Mock.- Dziewczyna jest całkiem żwawa.- Ta o imieniu Marna? - Mock sięgną do szuflady i wyjął srebrne kółko z widocznymi zawiasami.Wyciągnął w stronę Harry'ego.Ten wziął i przyjrzał się dokładnie.- To bransoletka.Proszę, załóż.Wyglądała jak każda inna.Harry wzruszył ramionami, wsunął bransoletkę na przegub i zatrzasnął.Przez moment wydawało się, że jest zbyt duża, ale zaraz zacisnęła się mocno.Zaczął go piec nadgarstek.- Jest zestrojona z taką samą na przegubie dziewczyny.Zestrojona.Kiedy dziewczyna odejdzie od pana, nadgarstek zacznie ją piec, potem boleć, tym bardziej, im dalej odejdzie.Po krótkim czasie na pewno wróci.Mógłbym założyć bransoletki starcowi i chłopcu, ale one działają tylko parami.Gdyby ktoś próbował usunąć bransoletkę siłą, dziewczyna umrze.Urządzenie jest sprzężone z układem nerwowym.Jedyny klucz ma gubernator.Proszę powiedzieć mu jeszcze, że dziewczyna jest płodna.Harry popatrzył na Mocka.- A co z tą bransoletą? - spytał.- To samo.W ten sposób stanowi również ostrzeżenie dla pana.Doktor Elliott westchnął głęboko i popatrzył na swój nadgarstek.Srebro mieniło się w świetle jak płaskie oczy węża.- Dlaczego nie założyliście jej sanitariuszowi?- Założyliśmy.Musieliśmy potem amputować ramię.Mock odwrócił się do biurka i ponownie zaczął przeglądać mikrofilmy z raportami.Po chwili podniósł wzrok.Wyglądał na zaskoczonego faktem, że widzi jeszcze Harry'ego.- Ciągle tutaj? Niech pan rusza.Jeżeli ma pan zdążyć przed godziną policyjną, nie wolno marnować zbyt wiele czasu.Harry wstał i ruszył ku drzwiom, przez które niedawno wchodził.- Jeszcze jedno - odezwał się Dean Mock.- Trzeba uważać na strzygi.Strzygi.I na łowców głów! Na łowców głów!Wkrótce potem ruszyli.Harry przyjął dla swej małej grupy metodę zachęty, która wyrażała się ciągłym niezadowoleniem.- Szybciej - powiedział.- Tylko kilka minut zostało do godziny policyjnej.Dziewczyna spojrzała na niego i odwróciła wzrok.Pearce, poruszający się i tak szybciej niż Harry, odezwał się cicho:- Spokojnie.Będziemy tam na czas.W innych warunkach Harry uważałby, że Marna jest ślicznym stworzeniem do zabawy.Była szczupła i pełna wdzięku.Skórę miała czystą, bez wyprysków, twarz regularną i przyjemną, a kontrast pomiędzy ciemnymi włosami i niebieskimi oczami był czymś niezwykłym.Ale była młoda i zbuntowana, a poza tym związana z nim przez jakże nienawistne okoliczności.Ich spotkanie było zbyt gwałtowne i co więcej, była jeszcze dzieckiem.Dotarli do bramy miasta na minutę przed czasem.Po obu stronach, jak okiem sięgnąć, otaczała miasto podwójna zapora z łańcuchów, która naprawdę nie miała końca.W nocy była pod napięciem, a krwiożercze psy patrolowały przestrzeń pomiędzy łańcuchami.Mimo to obywatele zawsze jakoś się wydostawali.Tworzyli bandy i atakowali bezbronnych podróżnych.Mogli stanowić jedno z zagrożeń na ich drodze.Naczelnikiem straży przy bramie był ciemnoskóry szlachcic w średnim wieku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.