[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z żaglami, które nam teraz pozostały, wszelkie dalsze wysiłki były bezcelowe.Nie pozostawało więc nic innego jak przedostać się możliwie najbliżej lądu i za pomocą maszyny starać się utrzymać na jednym miejscu, dopóki pogoda nie zechce się zmienić.Dopiero przed południem 6 marca wiatr przycichł i zmienił się na bardziej południowy.Nie był to wprawdzie nasz kierunek, ale trzymając się brzegu, przedarliśmy się — jeszcze przed zapadnięciem ciemności — aż do Wyspy Tasmana.Noc przyniosła ciszę, a z nią wzrosły nasze nadzieje.Silnik pracował dobrze, a w posuwaniu się naprzód dopomógł nam także korzystny prąd morski.O świcie 7 marca przezwyciężyliśmy niekorzystne warunki, byliśmy już w głębi Zatoki Burz.Następny dzień był jasny i słoneczny, jaśniały też nasze twarze.Nikt by nie znalazł na nich najmniejszego śladu utrapień ostatnich dni.Wkrótce zaczął „jaśnieć" również „Fram".Powłoka brudu na pokładzie znikła — usunięta za pomocą dobrych mydlin — i wkrótce wszystko błyszczało jak nowe.Po skończeniu tej roboty również w zewnętrznym wyglądzie załogi zaczęły zachodzić uderzające zmiany.Kurtki islandzkie i ubrania z koców ustąpiły miejsca starannie przechowywanym ubiorom „cywilnym", które po dwuletnim odpoczynku ujrzały nareszcie światło dzienne.Brzytwy i nożyczki zebrały obfite żniwo; na głowach sterczały płócienne czapki.Nawet Lindström wszedł najwyraźniej w zupełnie bliski kontakt z wodą.Tymczasem zbliżyliśmy się do stacji pilotażu i do burty naszego statku podjechała hałaśliwa motorówka.— Want a pilot, captain?[27]Przestraszyliśmy się dźwięku tych pierwszych obcych słów.Kontakt ze światem zewnętrznym został przywrócony.Znalazłszy się na naszym pokładzie, pilot, silny i zwinny staruszek, rozglądał się ze zdumieniem.— Nigdy nie przypuszczałem, że na statku polarnym może być tak czysto i porządnie — oświadczył.— Nie przypuszczałem również, że ludzie wracający z Antarktydy mogą tak wyglądać.Widać, że wam się tam całkiem dobrze powodziło.O tym, że nam się dobrze wiodło, mogliśmy uczciwie zapewnić naszego pilota.Poza tym jednak nie leżało zupełnie w naszych zamiarach udzielać mu jakichkolwiek informacji.W tej sprawie okazał on wiele zrozumienia, chętnie natomiast dał się nam wybadać, choć zasób nowin, jakim dysponował, był raczej skromny.O „Terra Nova" nic nie wiedział, mógł nam natomiast zakomunikować, że statek dr.Mawsona „Aurora" pod dowództwem kapitana Davisa jest oczekiwany w Hobart w najbliższych dniach.„Frama" spodziewano się tutaj w początkach lutego i teraz nikt już nie liczył na te odwiedziny.To dopiero będzie niespodzianka!Pilot najwyraźniej nie miał ochoty zapoznać się z naszą kuchnią.W każdym razie odrzucił zdecydowanie zaproszenie na wspólny lunch.Widocznie obawiał się, że poczęstujemy go psim mięsem i temu podobnymi specjałami.Bardzo wysoko ocenił natomiast norweski tytoń i opuścił nas z nieźle napełnionym kapciuchem.Miasto Hobart leży nad rzeką Derwent wpadającą do Zatoki Burz.Okolica jest piękna, a ziemia bardzo urodzajna.W chwili jednak naszego przebycia lasy i pola były zupełnie spalone przez słońce; panowała tu od dawna susza, która spopieliła wszystko, co było kiedyś zielone.Choć barwom krajobrazu brakło świeżości, już sam widok łąk i lasów sprawiał naszym oczom niekłamaną radość.Pod tym względem nie byliśmy teraz wybredni.Port w Hobart jest bliski doskonałości.Wielki, przestronny i doskonale osłonięty, rozciąga się szeroko przed oczyma.Gdy zbliżaliśmy się do miasta, na statek przybyła zwykła ekipa, złożona z kapitana portu, lekarza i urzędnika celnego.Lekarz wkrótce zorientował się, że nie ma tu dla niego nic do roboty.Również urzędnicy celni dali się łatwo przekonać, że nie wieziemy kontrabandy.Kotwica opadła, droga na ląd była wolna! Wziąłem teczkę z telegramami i łodzią kapitana portu udałem się do miasta.* * *[1] Biegun północny zdobył Amerykanin Robert Peary 6.IV.1909 r.[2] Poprzednie wyprawy na statku „Fram" („Naprzód"): I — F.Nansena (1893—1896), II — O.Sverdrupa (1898—1902).[3] Obóz Amundsena nad Zatoką Wielorybów.[4] Dowódca duńsko-norweskiej floty wojennej z czasów wojny północnej (1700—1721).[5] Dyrektor Instytutu Meteorologicznego Norwegii, Jeden z największych autorytetów w dziedzinie meteorologii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.