[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwrócił się do Brafa, żałując, że nie może obgadać swojego planu z Ciemnogwiazdym.Może bóg był irytujący i traktował go protekcjonalnie, ale już kilkakrotnie wyciągał Jiga z tarapatów.Nie wspominając, że mógłby pomóc mu uleczyć rany goblinów… począwszy od jednego wielkiego sińca o imieniu Jig.Z drugiej strony nieobecność Ciemnogwiazdego gwarantowała brak złośliwych komentarzy w przypadku porażki.Jig uniósł miecz i cofnął się pod osłonę mroku.– Teraz.Rozdział czternastyBogowie lubią naznaczać swych ulubieńców.Ja urodziłam się ze znamieniem w kształcie lecącego smoka i zostałam największąposkromicielką bestii w historii.Moja siostra nie miała tyle szczęścia.Jej znamię przypominała koślawą miskę puddingurodzynkowego.[Theodora Czerwcowa, Pogromczyni Bestii z Wysp Elkoniańskich „Droga Bohatera"(Wydanie dla magów)]Veka biegła przez ciemność, opatulając się mocniej płaszczem.Oderwała od kostura resztę paciorków i kostek, żeby nie klekotały, ale samego kostura nie miała serca się pozbyć.Gruby kij był jej najlepszą bronią, a kto wie jakie potwory napotka w drodze do groty Strauma? Potrzebowała go do obrony i tyle.Nie miało to nic wspólnego z jej marzeniami o magostwie.Absolutnie.Zwolniła, szukając szczeliny, którą poprzednio zeszła do jaskini smoka.Ostukiwała ściany kijem.Kilka razy omal nie przewróciła się na oblodzonym spągu.Głupie chochliki.Po takiej ślizgawicy nie dało się chodzić!Płaszcz chronił ją przed chłodem, ale nic nie izolowało jej od obcej magii, która unosiła się w powietrzu niczym odór zdechłego hobgoblina.Magia chochlików była jak żywy wiatr, przenikający przez ubranie i szczypiący skórę mrozem.Chochliki szybowały w tej magii jak na wietrze, wykorzystując prądy powietrzne i czerpiąc z niego moc, z każdym oddechem nabierając sił.Magia była tak samo niezbędnym składnikiem ich diety, jak napoje czy pożywienie.Vece ledwie udawało się ją skanalizować, by rzucić zaklęcie.Ale potrafiła.Snixle pokazał jej, jak to zrobić.Ile razy przejmował kontrolę nad jej ciałem, sterując ruchami, kiedy próbował ujarzmić moc jej świata? Na początku gesty te nie miały dla niej sensu, ale wyuczyła się ich.Magia chochlików była raczej kwestią sugestii niż woli.Wystarczył najcichszy szept, żeby formować ją według potrzeby.Chwycona zbyt mocno rozsypywała się w dłoni.Ale ona umiała zrobić to odpowiednio.A skoro ona zdołała opanować ich magię, one mogły zrobić to samo.Tylko tak dało sięwyjaśnić tempo ich ekspansji.Chochlikom udało się znaleźć sposób korzystania z mocy tego świata i użyły go do powiększania własnego.Jedynym, kto mógł im w tym pomóc, był Snixle, a on znów mógł zyskać swą wiedzę tylko od Veki.To jej wina.W jej rozważania wdarły się mrukliwe przekleństwa.Głos dobiegał zza pleców.Uniosła kij i powęszyła.–Sznyt?Usłyszała, jak ku niej spieszy.–Nienawidzę, jak mnie tak nazywasz.–Co ty tu robisz?–Zauważyłem, jak się urywasz.Przygarbiła się.–I co, poleciałeś za mną, żeby powstrzymać mnie od tchórzliwej ucieczki?–Coś ty? Żeby się do ciebie przyłączyć.Gdybyś wierzyła, że Jig ma jakiekolwiek szanse,zostałabyś tam.Nie, ten świr poprowadzi ich na śmierć.Sam zresztą zginie pewnie pierwszy.Veka potrząsnęła głową, zapominając zupełnie, że nie może jej zobaczyć.Jig przeżyje.Może nawet uda mu się nie stracić całego oddziału.Zadrżała jej broda.Jak on to robi? To prawda, że posiada magię, ale jej była wielokroć potężniejsza, kiedy walczyli.Jest od niego większa, silniejsza i młodsza, a jednak to on wygrał.To Jig, nie Veka, jest prawdziwym Bohaterem.Ona była tylko jednym z jego wyzwań, przeszkodą, którą się pokonuje, a potem puszcza w niepamięć.Zastanawiała się, czy wspomni o niej choć w jednej linijce swojej następnej piosenki.–Zamierzam zniszczyć portal ze świata chochlików – szepnęła.–Pomyliłem się.Na moment zapomniałem, że wszystkie gobliny to świry.–Większość chochlików będzie przy królowej.Jest dla nich najważniejsza.– Choć Veka wątpiła, że są na tyle głupie, by zostawiać wrota w ogóle niestrzeżone.Nie wiedziała, czy zastanie jakieś w grocie Strauma, ale na pewno nie dostanie się do niej bez przeszkód.Może będzie musiała się zmierzyć z czymś podobnym do wielogłowego potwora, tyle że tym razem skonstruowanego zapewne bez wady jelitowo-strukturowej.Zadrżała na myśl o czymś takim.Przedtem ochoczo stawiłaby czoło takiemu wyzwaniu,ale to było wtedy, gdy wierzyła, że jest Bohaterem.Teraz się bała i nienawidziła tego uczucia.Wróciła do poszukiwań szczeliny.Jak daleko pobiegła, uciekając od Jiga i ogrów? Nie zaprzątała sobie wtedy głowy liczeniem kroków czy zapamiętywaniem zakrętów, a brak kontroli nad własnym ciałem zaburzył jej zdolność orientacji w terenie.Przystanęła, walcząc z ogarniającą ją rozpaczą.Czy szukała w ogóle po dobrej stronie?Spróbowała przywołać światło, ale bez źródła nic nie mogła zrobić.Magia chochlików wirowała pomiędzy palcami, jakby drwiąc z jej bezsilności.–A więc wiesz, jak prześlizgnąć się do groty Strauma? – zapytał Sznyt.–Za ścianą jest komin, którym spływa woda, tu gdzieś powinno być do niego wejście.Snixle mnie do niego zaprowadził, tak właśnie wróciłam i…–Zabiłaś kilka hobgoblinów – dokończył Sznyt.Veka cofnęła się przestraszona.–Właśnie, ja też znajdowałem się pod władzą chochlików, pamiętasz? Ale niepomaszerowałem do gobliniej nory, żeby zatłuc parę szczurojadów.Nikt mnie do niczego niezmuszał.Zabiłaś je z własnej woli.Veka usiłowała sobie przypomnieć, czy Sznyt zabrał jakąś broń z kwatery Kralk.Na pewno miał przy sobie hakiel, jeśli nie więcej.A w ciemności nie będzie się bał widoku krwi.–Nie chodziło mi o gobliny – szepnęła.Jeśli zamierzał ją zabić, trudno, niech zabija.– Chciałam zmierzyć się z Jigiem.–Dlaczego?Zaczęła wymieniać powody, które podała Snixlowi i które ciągle powtarzała sobie.Bo kiedy zwróciła się do niego o pomoc, Jig potraktował ją jak dziecko.Bo Jig doprowadziłby do zagłady goblinów, a Veka mogła je ocalić.Bo to był jedyny sposób.Nie.Właśnie wybieranie własnej Drogi stanowiło nieodłączną część bycia Bohaterem i tak robił Jig.–Chciałam udowodnić, że jestem od niego lepsza.– Ponownie spróbowała wyczarowaćświatło, ale znów bez efektu.– Lepsza od nich wszystkich.–Aha.– Sznyt ją wyminął.– No to chodźmy, gdzie to jest? Veka wytarła rękawem nos.–Gdzie jest co?–Ten twój sekretny kanał.–Nie rozumiem.Nie zabijesz mnie?–Biorąc pod uwagę atak opętanych ogrów na siedzibę hobgoblinów i Jigową walkę zbandą chochlików tu, na dole, zaczynam się przekonywać do twojego pomysłu.Jaskinia Straumamoże być teraz najbezpieczniejszym miejscem w całej tej przeklętej górze.– Jego ton złagodniałnagle.– Zresztą nie bardzo się przydam na polu walki.Na widok pierwszej ofiary zemdlałby natychmiast.Nagle Veka zaczęła się zastanawiać, jak wygląda jego życie – życie hobgoblińskiego wojownika, który nie może znieść widoku krwi.–Chyba musimy iść tam.– Zastrzygła uszami, nasłuchując szumu spływającej wody.Jednak albo znajdowali się za daleko, albo woda zamarzła.– Opukuj ścianę, tuż przy ziemi.Dajmi znać, jak na nią trafisz.Sznyt westchnął, ale posłusznie zaczął stukać hakłem w skałę.–Tylko przyrzeknij, że to nie żaden zsyp.* * *Ostatecznie to Veka znalazła otwór.Woda faktycznie zamarzła, a warstwa lodu jeszcze bardziej utrudniała zejście [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|