[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Downarowi wydało się, że widział tego człowieka w trolejbusie, ale nie był pewien.Skręcił w lewo, doszedł do rogu Kruczej i wsiadł w „54”.Przepychając się przez natłoczony trolejbus myślał o spotkaniu z Hanką.Podobała mu się ta dziewczyna, podobała mu się tak, jak chyba żadną inna dotychczas.Kiedy dotykał jej ręki, czuł jak gdyby iskra elektryczna przebiegała mu po całym ciele.W jej obecności zapominał o służbie, o śledztwie, o wszystkich kłopotach.Miała w sobie tyle radości życia, tyle młodzieńczej werwy! Myślał o jej pełnych, czerwonych ustach i kpiarsko zmrużonych oczach.Cieszył się na to dzisiejsze spotkanie w „Nowym Świecie”.Romantyczne rozmyślania skracają czas.Downar spostrzegł ze zdumieniem, że trolejbus zaczyna się wyludniać.Końcowy przystanek był przy Miodowej.Minął kościółBernardynów i spojrzał na kolumnę Zygmunta.Wchodząc w Świętojańską spostrzegł, że ten sam młody człowiek w popielatej jesionce spiesznie wbiegł do jakiejś bramy.Teraz już nie miał wątpliwości.Ktoś go śledził.To go zastanowiło.Komu mogło zależeć na tym, żeby go mieć na oku? Z czyjego polecenia ten chłopak włóczy się za nim po mieście? Czy to miało jakiś związek ze sprawą Jarzęckiej? pachnął ręką.Nie warto się było teraz nad tym zastanawiać.Mógł to być zresztą zwykły zbieg okoliczności.Pracownię Olgi Zdanieckiej odnalazł bez trudu.Malarka siedziała przy sztalugach i w blasku jarzeniowego światła wykańczała właśnie swój najnowszy obraz, który miał tę zaletę, że można go było powiesić na ścianie w każdej pozycji bez szkody dla plastycznej wartości dzieła.Downar rzucił okiem na płótno i począł się zastanawiać nad tym, czy te wielobarwne, asymetrycznie Rozrzucone plamy mają wyobrażać pocałunek o zmroku, czy też polowanie na renifery.Stał w milczeniu, nie chcąc jakimś nieopatrznym słowem przerwać twórczego natchnienia.Pracowała z zapałem jeszcze przez kilka minut.Wreszcie odłożyła pędzel i z zaciekawieniem spojrzała na Downara, tak jakby teraz właśnie uświadomiła sobie jego obecność.- Czy pan do mnie? Ukłonił się.- Jeżeli mam przyjemność mówić z panią Olgą Zdaniecką, to tak.Wstała i podała mu rękę.- Nazywam się Zdaniecką.Miała na sobie szary kitel malowniczo zachlapany farbami oraz ogromne, czerwone klipsy w uszach.Drobne, delikatne rysy twarzy robiły wrażenie alabastrowej rzeźby czy kamei.Fala gęstych, miedzianych włosów otaczała głowę.Pod wpływem natarczywego spojrzenia zielonych: oczu Downar poczuł się trochę nieswojo.- Przepraszam, że pani przeszkadzam w pracy - powiedział.- Nic nie szkodzi.Właśnie skończyłam.Proszę niech pan siada.Może na tym taborecie, bo krzesła mi wczoraj połamali.Nie odważył się zapytać, kto połamał krzesła, i przyj sunął sobie taboret.„Dlaczego mnie nie pyta, po co przyszedłem?” - myślał zdenerwowany.Sytuacją wytworzyła się trochę dziwna.Siedzieli naprzeciwko siebie i przyglądali się sobie w milczeniu.Zdaniecka nie zdradzała najmniejszej ochoty do rozmowy.Wreszcie Downar powiedział:- Przyszedłem do pani z polecenia pani Jarzęckiej.- Krystyny Jarzęckiej?- Tak.Widzi pani, jest taka sprawa, że moja siostrzenica ma duże zdolności do malarstwa i dlatego Chciałem, żeby się ktoś nią zainteresował.Kiedyś; w towarzystwie zgadało się i pani Jarzęcką.Nie poruszyła się.Żaden mięsień nie drgnął w jej twarzy.Wydało mu się tylko, jak gdyby się trochej przygarbiła.Unikała teraz jego wzroku.Patrzyła] w bok, w kierunku drzwi.- To pan nie wie, że Krystyna nie żyje? - spytała cicho.Zrobił zdziwioną minę.- Nie żyje?! Co pani mówi? Taka miła osoba.Kiedy to się stało? Chyba coś nagłego?Serce?Musiała jakaś nieszczera nuta zadźwięczeć w jego głosie, bo nagle spojrzała mu prosto w oczy i zerwała się gwałtownie ze swego miejsca.- To wszystko kłamstwo! Pan kłamie! Pan bezczelnie kłamie! To nieprawda! Pan nie ma żadnej siostrzenicy! Pan doskonale wie, że Krystyna została zamordowana! O Boże!Boże! Czego pan chce ode mnie?! Dajcie mi spokój! Dajcie mi raz spokój - mówiła szybko, nerwowo, prawie krzyczała.Downar zaskoczony tym wybuchem, patrzał na nią niepewnie.Nie bardzo wiedział, jak się ma zachować.Wstał i odruchowo sięgnął po papierosy, i - Niechże się pani uspokoi.Była bardzo podniecona.Oczy jej pociemniały, oddychała z wysiłkiem.Przez chwilę milczała, starając się opanować.Wreszcie spytała:- Pan jest z milicji?- Tak.- Więc po co ta cała głupia komedia?Downar nie odpowiedział.Zapalił papierosa i zaczął wodzić spojrzeniem po ścianach, zawieszonych od góry do dołu dziwnymi malowidłami.- Czy pani jest skłonna porozmawiać na temat zabójstwa inżynierowej Jarzęckiej?- W każdym razie nie z panem.- Pani Jarzęcka po raz ostatni w życiu rozmawiała o pani właśnie ze mną.- Z panem? - była zdziwiona.Wyczuł, że może się uda jednak nawiązać rozmowę.- Widziałem się z panią Jarzęcką tego wieczora, kiedy dzwoniła do pani i prosiła, żeby pani u niej zanocowała.- Ach tak.Przypominam sobie.Byłam chora, miałam gorączkę.Nie mogłam do niej pojechać.- Pani Jarzęcką była wtedy bardzo zdenerwowana.Zdaniecka zakryła twarz dłońmi i wybuchnęła nagle gwałtownym, spazmatycznym płaczem.- To przeze mnie, to przeze mnie Krystyna zginęła!- Dlaczego przez panią? - spytał ostrożnie Downar, nadając swemu głosowi możliwie jak najdelikatniejsze brzmienie.Podniosła na niego zapłakane oczy.- Bo gdybym wtedy do niej pojechała.Ostatecznie nie byłam taka strasznie „chora.Nie mogę tego sobie darować.Kiedy pomyślę, że jej życie zależało od.Wie pan, nieraz budzę się w nocy i całymi godzinami myślę o tym wszystkim.Wyobrażam sobie biedną Krystynę z kulą w piersi, - skrwawioną.- A skąd pani wie, że pani Jarzęcką została zastrzelona? - spytał Downar i zaraz ugryzłsię w język.Nie wolno mu było przecież dopuścić do tego, żeby ich rozmowa zmieniła się w przesłuchiwanie.Na to za wsze będzie czas.Spojrzała na niego zaskoczona.- Skąd wiem? Nie mam pojęcia.Ktoś mi musiał powiedzieć.Już nie pamiętam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|