[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu wyjął i uniósł poczerniały medalion, przyglądając się mu dokładnie.– Myślałem już o tym.– zaczął.Wtedy kątem oka zauważył, że Dirk poruszył się.Stworzenie uniosło głowę i otworzyło zielone oczy.Wyglądało to niemal tak, jakby kot wyrwał się z jakiegoś letargu tylko po to, by zobaczyć, co robi teraz Ben.Przedziwne, nieruchome oczy kota były w nim utkwione.Ben zawahał się, potem wolno opuścił medalion pod tunikę.– Chyba jeszcze będę musiał o tym pomyśleć – skończył.Oczy Dirka znowu się zamknęły.Czarna twarz zwróciła się ku ziemi.W chwili ciszy słychać było ciągłe uderzenia kropel deszczu.Gdzieś ze wchodu donośny głos gromu przetoczył się przez Krainę Jezior.Ben doświadczał dziwnej mieszaniny złości i frustracji.W co grał z nim teraz kot?Władca Rzek cofnął się ku jednej z ławek, lecz nie usiadł.– Chyba wszystko wskazuje na to, że nie mogę ci pomóc.– Po chwili doradził.– Lepiej, żebyście sobie poszli – ty i kot.Ben czuł, że ostatnia szansa uzyskania pomocy wymyka mu się z rąk.– Powiedz mi chociaż, gdzie szukać Willow – błagał.– Mówiła, że wybierze się do Krainy Jezior, by poznać znaczenie swego snu.Z pewnością przyszłaby po pomoc do ciebie.Władca Rzek przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu, rozważając sprawy, o których Benowi nic nie było wiadomo.W końcu wolno poruszył głową.– Nie, królu lub oszuście – którymkolwiek z nich jesteś – nie przyszłaby tu.Jeszcze raz ruszył wokół pniaka, a po chwili znów się zatrzymał.Wiatr gwałtownie szarpał poły jego płaszcza, więc zacisnął je mocno, chroniąc się przed zimnym deszczem.– Jestem jej ojcem, ale nie osobą, u której szukałaby pomocy.Zawsze tak było.Mam wiele dzieci z wieloma żonami.Z jednymi jestem bliżej, z innymi – nie.Willow nigdy nie była zbyt blisko mnie.Zbyt mocno przypomina swą matkę – dzikie stworzenie, które próbuje raczej rwać więzy, niż je wiązać.Jej matka przyszła do mnie tylko raz.Potem zniknęła w lasach.– Przerwał poruszony.– Nigdy nie znałem nawet jej imienia – po chwili ciągnął dalej.– Nimfa leśna – nie więcej, niż skrawek jedwabiu i światła.Zaślepiła mnie tak, że tamtej nocy imiona nie miały żadnego znaczenia.Utraciłem ją, chociaż właściwie nigdy jej nie miałem.Myślę, że z powodu tego, co mi zrobiła, straciłem i Willow.Jej matce miałem za złe wolność, więc Willow była zmuszona żyć w obliczu mojego gniewu i urazy.To spowodowało, że powoli odsuwała się ode mnie.Kochałem jej matkę tak bardzo, że nie mogłem ani przebaczyć, ani zapomnieć tego, co mi uczyniła.Zezwalając Willow na przeniesienie się do Sterling Silver, zerwałem ostatnie łączące nas więzy.Stała się osobą samodzielną – przestała być moją córką.Teraz patrzy na mnie jak na kogoś, kto ma zbyt wiele dzieci, by mógł kiedykolwiek stać się ich prawdziwym ojcem.Zdecydowała, że nie chce być jednym z nich.Odwrócił się, chyba pogrążony we wspomnieniach.Ben pomyślał, że to dziwne wyznanie.Wypowiedziane bez ogródek, prostymi słowami, lecz bez śladu emocji.Nie zauważył, by głos Władcy Rzek zadrżał, nie dojrzał żadnej zmiany wyrazu twarzy.Willow znaczyła dla niego wiele, a teraz tego wcale nie okazywał – zdawał się jedynie stwierdzać fakt jej istnienia.Skłoniło to Bena do zastanowienia się nad swymi własnymi uczuciami wobec sylfidy i próby odpowiedzi na pytanie, jakie właściwie są.Władca Rzek przez pewien czas stał w bezruchu i patrzał na padający deszcz.W końcu wzruszył ramionami.– Tak wiele potrafię uzdrowić, lecz nie to – rzekł.– Nie wiem, jak.– Nagle znowu spojrzał na Bena – i to tak, jakby ujrzał go po raz pierwszy.– Dlaczego właśnie tobie o tym wszystkim mówię? – wyszeptał zdziwiony.Ben nie miał pojęcia.Trwał w milczeniu, podczas gdy Władca Rzek wpatrywał się w niego, jak gdyby był zdziwiony samym faktem jego obecności w tym miejscu.Jego głos był monotonny i zimny.– Tracisz ze mną czas.Willow pójdzie do swej matki.Pójdzie do starych sosen i będzie tańczyć.– W takim razie tam będę jej szukał – rzekł Ben.Powstał.Władca Rzek obserwował go w ciszy.Ben zawahał się.– Nie potrzeba mi przewodnika.Znam drogę.Władca Rzek skinął, nadal milcząc.Ben wyszedł i przeszedł parę kroków, zatrzymał się i odwrócił.Ostatni pozostawiony przy schronieniu strażnik zniknął gdzieś pomiędzy drzewami.Dwaj mężczyźni pozostali sami.– Czy chciałbyś pójść ze mną? – zapytał nagle Ben.Lecz Władca Rzek znów wpatrywał się w deszcz, zagubiony w błyskach jego srebrnych kropli, zasłuchany w jego szept.Skrzela na jego szyi ledwie się poruszały.Twarda, przypominająca rzeźbę twarz zdawała się być wyzbyta życia.– On cię nie słyszy – rzekł niespodziewanie Dirk.Zaskoczony Ben spojrzał w dół i ujrzał kota u swoich stóp.– Wkroczył w głąb siebie, by odkryć, gdzie był dotąd.To zdarza się czasami po okryciu sekretu strzeżonego pilnie przez tak długi czas.Ben zmarszczył brwi.– Pilnie strzeżonego? Czy masz na myśli to, co powiedział o Willow? O jej matce? – Z rosnącym napięciem na twarzy Ben pochylił się nad kotem.– Dirk, dlaczego on powiedział mi o tym wszystkim? Nie był przecież nawet pewien, kim jestem.Dirk spojrzał w górę.– W świecie istnieje wiele rodzajów magii, panie.Niektóre są tworami wielkimi, inne małymi.Jedne działają na ogień, siłę serca i ciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|