[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Pan jeszcze dobrze na niego nie spojrzał, a już pan rezygnuje.Pan nawet nie ma pojęcia, co to za inteligentny pies.Gospodarz uniósł ręce gestem rozpaczy.–Powtarzam, że to jakieś niepołozumienie…–Chwileczkę – przerwał mu Toluś.Z wyrazem nieopanowanego żalu zwrócił się do psa: – Widzisz, Kajtek, znowu nas wykantowali.Buldog, jak cyrkowiec, stanął na tylnych łapach.Na ten widok gospodarz wytarł chustką spocone czoło.Jęknął żałośnie:–To już przechodzi ludzkie wyobłażenie.Kto pana wykantował?–Powiedziano mi, że pan chce kupić psa.–Ja? Kto panu powiedział? Toluś skinął na psa.–Kto nam powiedział, Kajtek? Buldog zaszczekał zajadle.–Słyszał pan? – zapytał znawca i wielbiciel poezji.Gospodarz jęknął raz i bezsilnie opadł na fotel.–Niech pan nie łobi ze mnie wałiata.Niech pan bierze psa i wynosi siędo stu diabłów!Toluś Poeta miał właśnie odpowiedzieć coś bardzo mądrego, ale z opresji wybawił go telefon, który zadzwonił jak na alarm.Gospodarz podniósł słuchawkę.Ku jego zdumieniu usłyszał szczebiotliwy głos dziewczynki:–Mam dla pana bardzo ważną wiadomość w sprawie czarnego parasola,którego pan szuka.Gospodarza zamurowało na chwilę.Gdy otrząsnął się z pierwszego wrażenia, ryknął do telefonu:–Kto mówi?!Hipcia, która w tej chwili stała z Kubusiem w budce telefonicznejnaprzeciw Grand-Hotelu, tłumiła śmiech.Starała się mówić poważnie i rozsądnie.Dobierała z uwagą słowa:–To ja, Hipcia.Czy pamięta pan, jak mnie pan zaczepił na ulicy i potem umówiliśmy się w „Augustynce”?–A… tak, tak… Skąd ty znasz mój telefon, moja dłoga?–Dowiedziałam się od pani Baumanowej.–To niemożliwe… Hipcia zachichotała cichutko.–To znaczy, nie chce pan dowiedzieć się czegoś ciekawego…–Nie! – wrzasnął Biały Kapelusz.– Poczekaj!–W takim razie chce się pan dowiedzieć…–Gdzie jesteś?–Na dole, w hallu.–Zaraz schodzę – cisnął słuchawkę i nie patrząc na Tolusia, podbiegł do drzwi.Dopiero teraz zatrzymał się.Rozbieganymi oczyma wodził po swych nieproszonych gościach, jakby się zastanawiał, co z nimi począć.Gwałtownym ruchem uniósł ręce do góry, potem szybko je opuścił.–Ułwanie głowy! Płoszę na mnie chwilkę zaczekać.–Niech się pan nie krępuje – mruknął podstępnie Toluś Poeta, a gdy gospodarz opuścił pokój, dodał szeptem: – Na to tylko czekałem.Plan się udał.Do dzieła!Teraz błyskawicznie zbliżył się do szafy.Zaczął szperać.Znalazł kilka nowiutkich garniturów, płaszcz deszczowy, jakieś swetry, koszule, bieliznę, ale parasola nigdzie nie było.Nie było go również w walizce, która stała odemknięta pod oknem, ani za zasłonami, ani za szafą…Tymczasem nieznajomy jak bomba wpadł do hallu.W kącie przy kiosku z gazetami ujrzał drobną dziewczynkę:–Więc o co chodzi? – zapytał.Hipcia zmrużyła śmiejące się oczy, przechyliła filuternie głowę i odpowiedziała niemal spokojnie:–Proszę się tylko nie denerwować!–Nie mam zamiału denełwować się, ale jestem zdumiony, skąd pani Baumanowa zna mój adłes i w ogóle… – zakończył gestem zniecierpliwienia.–Ja też nie mam pojęcia.–To bałdzo ładnie z twojej stłony, że nie zapomniałaś o mnie – rzekł już spokojniej.– Wybacz, że jestem tłochę zdenełwowany, ale przyszedł do mnie jakiś dziwak i wpieła mi, że ja mam od niego kupić psa.Idiota – wyjął chusteczkę, szybkimi ruchami ocierał pot z czoła.– Więc jakie masz dla mnie wiadomości?Hipcia ściszyła głos:–Proszę pana, byłam dzisiaj u pani Baumanowej i niech pan zgadnie, cowidziałam…–No, mówże szybciej, moja dłoga – irytował się nieznajomy.Hipcia zamrugała długimi rzęsami, głośno przełknęła ślinę.–Widziałam czarny parasol ze srebrną…–To dłobnostka – przerwał jej nagle ze złością.–Myślałam, że pan się ucieszy.–Oczywiście, oczywiście, niezwykle miła wiadomość.Dziękuję cisełdecznie.–Bardzo mi przykro, że pan się nie ucieszył.–To dopławdy dłobnostka – rzekł kordialnie – pałasol mnie już nieinteresuje.A ty, moja dłoga, włacaj do domu.Do widzenia! – zmusił się douśmiechu; nagle odwrócił się, zaczął biec ku windzie.Przypomniał sobiebowiem, że w pokoju zostawił dziwacznego gościa.Uwaga, milicja!Toluś Poeta przeszukał wszystkie kąty.Nigdzie jednak nie natrafił nawet na najdrobniejszy ślad.Był już zupełnie zrezygnowany, gdy nagle pomyślał, że taki przedmiot można przecież ukryć w łóżku.Zabrał się więc dyskretnie do roboty.Najpierw obmacał całe posłanie, potem zajrzał pod poduszkę i kołdrę, wreszcie pod materac… W tym momencie drzwi się otworzyły, a w progu ukazał się gospodarz.Na widok myszkującego w jego łóżku Tolusia Biały Kapelusz zawołał gniewnie:–Co pan sobie wyobłaża! Czego pan tu szuka! To skandal! Załazzawezwę milicję!Toluś Poeta najspokojniej w świecie opuścił materac i dłonią przygładził kołdrę i narzutę.–Przepraszam – powiedział swym tubalnym głosem – zdawało mi' się, żetam coś się ruszało.Biały Kapelusz wybałuszył zdumione oczy:–Wypłaszam sobie podobne żałty! Tu nikogo nie było.Tu nic nie mogłosię łuszać.–Właśnie – podjął z niezmąconym spokojem Toluś – byłem niezwyklezdumiony, że nagle coś zaczęło ruszać się w łóżku.Biały Kapelusz prychnął wściekle:–Pan jest wałiat albo ze mnie chce pan żłobić wałiata.Jeżeli pan w tejchwili nie opuści pokoju, zadzwonię po milicję…Można sobie wyobrazić, jakie było ich zdumienie, kiedy właśnie w tej samej chwili w progu pojawił się mundur milicjanta.Najwspanialszy czarodziej nie mógł sprawniej wywołać stróża porządku publicznego.Obaj panowie znieruchomieli, rozdziawili usta i z głupkowatym uśmieszkiem spojrzeli na siebie, jakby chcieli zapytać, czy to duch, czy zjawa.Tymczasem młody sierżant milicji stał w progu i niemniej zdumiony spoglądał to na dwóch mężczyzn, to na pięknego buldoga.Kajtkowi sytuacja ta niezbyt się spodobała.Dla wyrażenia swego niezadowolenia wyszczerzył zęby i zawarczał.Milicjant zasalutował elegancko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|