[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówił czystym akcentem, choć dało się wyczuć południową manierę.Larry niezręcznie poprawił pistolet za pasem i przykrył go płaszczem.- Spodziewałeś się? - zapytał.Głos zabrzmiał tak dziwnie.- Jasne.Czemu nie przyszedłeś sam?Larry spojrzał na dół.Gdyby teraz pobiegł, zanim tamten zdążyłby zareagować, byłby w połowie drogi.Nie ruszył się jednak.Nie mógł.Mężczyzna szerzej otworzył drzwi i Larry zbliżył się do niego.Przez ułamek sekundy stali twarzą w twarz, oddaleni od siebie tylko o kilka centymetrów.Popatrzyli sobie w oczy.Łowca i zwierzyna.Ofiara i zabójca.Ale kto jest kim?Na najwyższym piętrze musiały być kiedyś biura, ponieważ podzielone było na niewielkie pomieszczenia.W powietrzu unosiła się woń wilgotnych, omszałych cegieł połączona z zapachem mężczyzny oraz wonią zleżałych przypraw: cynamonu, chili, goździków.- Proszę do środka - powiedział mężczyzna i Larry z wahaniem poszedł długim, ciemnym korytarzem w stronę drzwi, za którymi majaczyło światło.Pod stopami skrzypiały mu kawałki szkła i odpadłego tynku.Słychać było przypominający padanie kropel deszczu chrobot przemykających szczurów.Doszli w końcu do biura.Na oszklonych drzwiach Larry dostrzegł lekko zdrapane litery:.EKTOR.Pomieszczenie urządzone było jak kryjówka.W rogu leżały worki po przyprawach, które zapewne służyły za łóżko.Po przeciwległej stronie stały skrzynki z jedzeniem: hot-dogi, selery, zupy pomidorowe, a także pojemniki z puszkowym piwem.Na środku, za lampą, na skrzynce po pomarańczach, stał telewizor.Wszystko to zaskakująco zwykłe jak na zabójcę z piekła.Jednak duszą całego pomieszczenia był wieszak na kapelusze, na którym wisiała ogromna czarna maska z aksamitnymi oczami, przypominająca wielkiego owada, piekielną istotę albo samego Beliala - pierwszego upadłego anioła, Pana Kłamstwa.Larry podszedł i przyjrzał się masce.Wiedział już, że ma do czynienia z Szatanem z Mgły.- Dobry z ciebie detektyw, wiesz? - powiedział mężczyzna.- Nikt nie zaszedł tak daleko.- Jesteś Mandrax, prawda? - zapytał Larry.- Zgadza się, poruczniku Foggia.pan Mandrax.Rozwiązałeś swoją zagadkę.Wszystkie klocki do siebie pasują.To chyba satysfakcjonujące uczucie: rozszyfrować zbrodnię.Zwłaszcza taką straszną.Wcale im się - mieszkańcom San Francisco - nie podobała, prawda? Przyprawiała ich o dreszcze! I jak byli zaskakiwani! Ludzie z oberżniętymi nogami, ludzie z połamanymi rękami, ludzie przybici do podłogi! Rozwiązanie takiej zagadki musi w tobie budzić uczucie triumfu.Larry odwrócił się i wyraz twarzy Mandraxa przyprawił go o dreszcz paniki.To nie było zwykłe napawanie się zbrodnią, zwykłe chełpienie się psychopaty.Na twarzy Mandraxa Larry widział spokój, powagę, przekonanie do tego, co robi, oraz zadowolenie z siebie.- Nie przyszedłem cię aresztować, jeśli o to chodzi.- Oczywiście, poruczniku, wiem o tym.Nie darmo Belial mnie wybrał.Ale naprawdę doceniam twoją pracę.Coś ci powiem, Larry - nie masz nic przeciw temu, żebym tak do ciebie mówił? Wszystkie gazety tak o tobie piszą, zwłaszcza Fay Kuhn w Examinerze.Bez wątpienia mogłaby nazwać cię jeszcze inaczej.Uczucie Larry’ego: strach.Zmrużył oczy.- Co wiesz o Fay Kuhn?- Czego ja nie wiem, Larry? Jestem najbardziej przenikliwym człowiekiem na świecie.- Postukał się w czoło.- Chyba że nazywasz mnie człowiekiem obydwu światów, tego na górze i tego na dole? Wszystko jedno.Dobro, zło.Czystość, nieuchronna deprawacja.Ale co ja się tu chwalę? To ty odwaliłeś świetną robotę, no nie, Larry? Jako jedyny uwierzyłeś, że to paranaturalny przypadek, prawda? Oglądałem wszystkie programy informacyjne, czytałem gazety i wiedziałem, że jesteś coraz bliżej.Co za fachowiec z ciebie, Larry! Spojrzałeś na to z naszej strony, nie ze swojej.I uwierzyłeś, prawda? Prawdziwy mężczyzna z ciała i z ducha.Zupełnie jak ja.Przysunął się kilka centymetrów bliżej, a Larry poczuł, że mimowolnie odsunął się kilka centymetrów do tyłu.Boże - ten facet to żywy trup.Jego chłód i straszliwe zadowolenie z siebie pozbawiały Larry’ego tchu.- Mogę ci zadać pytanie? - zapytał Larry.Mandrax uśmiechnął się.- Pytaj, o co chcesz.Chyba na to zasłużyłeś.- Dobra.Czy Belial naprawdę istnieje?Uśmiech zniknął.Oczy pociemniały.- Nabijasz się ze mnie, Larry?- Nie, nie nabijam się, chcę po prostu wiedzieć.- Jasne.- Uśmiech powrócił.- Jasne, że tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|