[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziękuję ci - powiedział, głaszcząc ją po łepku.- Za co jej dziękowałeś? - spytała zaskoczona Miranda.- Za to, że udawała chorą, żebyś musiała jechać do weterynarza akurat wtedy, kiedy ja miałem się tam pojawić.Dziewczyna roześmiała się.Nie słyszała jeszcze o kotach, które bawią się w swatki.Rozdział 13- Rosetta wpięła ostatnią szpilkę do gładkiego koka na karku Mirandy, odwróciła dziewczynę twarzą do siebie i cofnęła się o parę kroków, żeby ją obejrzeć.- I jak? - spytała Miranda z niepokojem, bo jej stara niania milczała.- Coś nie tak?- Sama zobacz - odezwała się w końcu niania i zaprowadziła ją do lustra.To, co Miranda ujrzała, przerosło wszelkie jej oczekiwania.Kiedy przed dwoma tygodniami mierzyła sukienkę, była nią zachwycona, ale dziś wyglądała w niej o niebo lepiej.W pierwszej chwili uznała, że to efekt makijażu i fryzury, podkreślającej smukłość szyi i proste szczupłe ramiona, ale ani kosmetyki, ani wprawne ręce Rosetty, która mogła konkurować z każdą fryzjerką, nie zmieniłyby przygnębionej dziewczyny, jaką była Miranda jeszcze kilka dni temu, w promieniującą szczęściem istotę, którą widziała w lustrze.- Chyba nie najgorzej, co? - spytała Rosettę.- Nie najgorzej?! - rzuciła niania, patrząc z dumą na „swoją kaczuszkę”.- Ten młody człowiek, który od pół godziny czeka tam na dole, padnie, jak cię zobaczy.- Naprawdę tak długo już czeka? - przeraziła się Miranda, chwyciła torebkę i podbiegła do drzwi.- Tylko nie połam obcasów! - usłyszała głos podążającej za nią Rosetty.Na schodach zwolniła.W starych filmach dziewczęta idące na bal nie zbiegają do czekających na nich młodzieńców, lecz schodzą majestatycznie.Jednak w połowie schodów uznała, że i tak w niczym nie przypomina Scarlett?’????, i przyśpieszyła kroku.- O rany.- szepnął Phil, kiedy zatrzymała się kilka metrów od niego.- O rany.- powtórzył, a potem zamilkł na dobre.Wreszcie ciszę przerwał dźwięczny śmiech Rosetty, a potem jej ochrypły głos:- Co, nie poznałeś swojej panny?- Poznałem - powiedział chłopak.- Ale nie wierzę własnym oczom.Wreszcie zdołał się poruszyć.Podszedł do Mirandy i wyciągnął dłoń, w której trzymał mały bukiecik z drobnych białych kwiatków, zrobiony tak, żeby można go było przypiąć do sukni.- Dziękuję - szepnęła, wzięła kwiaty i zaczęła je przykładać do siebie, nie bardzo wiedząc, które miejsce będzie najlepsze.- Ej, te dzisiejsze dziewczyny - prychnęła Rosetta.- Nie wiedzą nawet, gdzie przypiąć bukiecik.- W mgnieniu oka znalazła się przy Mirandzie i wprawnym ruchem przymocowała kwiatki do sukni.- No, dzięki Bogu, zdążyliśmy! - zawołała pani Sullins.W czasie zbiorów bawełny ona i jej mąż doglądali prac nawet w soboty, ale wychodząc rano z domu, obiecywała, że na pewno wrócą wcześniej, żeby zobaczyć córkę wychodzącą na bal.- Dzień dobry, Phil - odpowiedziała na powitanie chłopaka, lecz nie spuszczała wzroku z córki.- Wyglądasz wspaniale, po prostu prześlicznie.- Jak jakaś księżniczka - poparł ją mąż.Miranda, trochę speszona tymi komplementami, zerknęła na Phila.- Chyba musimy już iść.Chłopak pokiwał głową, wziął ją za rękę i ruszyli do wyjścia.- Bawcie się dobrze! - zawołały za nimi Rosetta i pani Sullins, a jej mąż, jak na ojca przystało, przykazał Philowi, żeby opiekował się jego córką.J4iedy trzymając się za ręce, weszli do sali gimnastycznej, przystrojonej balonami i serpentynami, Mirandzie czegoś brakowało.Nie dalej niż przedwczoraj Phil obiecywał, że teraz sto razy dziennie będzie jej pokazywał, jak bardzo mu na niej zależy.Ucieszyły ją komplementy mamy, taty i Rosetty, ale marzyła przecież o tym, żeby usłyszeć coś takiego od Phila.Wiedziała, że zrobiła na nim wrażenie, ale dlaczego jej tego nie powiedział?Po kilku minutach udzieliła jej się jednak atmosfera ogólnego podniecenia i postanowiła zapomnieć o wszystkim, co mogłoby jej popsuć humor, i dobrze się bawić.Nie bądź próżna i małostkowa, nakazała sobie w duchu.Może on po prostu nie potrafi prawić komplementów.- Miranda! - usłyszała entuzjastyczny okrzyk i po chwili, tonąc w różowych falbankach i kokardkach, z burzą kruczoczarnych loków, podbiegła do niej Gwen, ciągnąc za sobą trochę opierającego się Evana.Ręka Phila zacisnęła się na sekundę mocniej na dłoni Mirandy.Wiedziała, że ta chwila nie będzie dla niego najłatwiejsza, ale wcześniej czy później musieli się zmierzyć z taką sytuacją.Teraz, kiedy pogodziła się z Philem, nie mogła znów traktować tamtego tak jak dawniej.Zaprzyjaźniła się z Evanem i jej chłopak, czy mu się to podobało, czy nie, musiał to zaakceptować.Żałowała tylko, że nie porozmawiała z nim o tym przed balem.Wiedziała, że Evan jest wspaniały, ale nie spodziewała się, że pomoże jej również dzisiaj.Uśmiechnął się do niej, po czym zwrócił się do Phila:- Nie przychodziłeś ostatnio na treningi? Martwiliśmy się o ciebie.Phil przez chwilę się nie odzywał, jakby się zastanawiał, czy w tych słowach nie ma jakiegoś złośliwego podtekstu, ale szczery uśmiech na twarzy Evana chyba go przekonał.- Miałem na głowie ważniejsze sprawy - rzekł Phil, zerkając na Mirandę.- Poza tym niech inni też trochę pograją - dodał już całkiem rozluźnionym tonem.- Ale w środę nie zostawisz chłopaków w potrzebie.Pokażecie tym patałachom z Macon, gdzie ich miejsce?- Razem im pokażemy - odparł Phil i przyjaźnie poklepał Evana po ramieniu.Miranda i Gwen spojrzały na siebie porozumiewawczo.Obie obawiały się tego, jak skończy się spotkanie tych dwóch chłopaków [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|