[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, to musiał być Walker Boh.To musiałbyć on.O ile prościej byłoby, gdyby to dziewczyna miała Kamień.Mógłby ją terazzabić, zabrać go jej i odejść, zanim ktokolwiek z nich by się dowiedział, co sięstało.Jednoręki zdawał się z każdej strony stawać mu na drodze, niczym duch,którego nie sposób było całkiem uniknąć.Jak się go pozbyć?Wiedział, rzecz jasna, jak.Poczuł, jak jego plany znowu wracają na swojemiejsce.– Ożywcza! – zawołał czyjś głos.To góral.Pe Eli zawahał się, a potem zdecydował.Zacisnął dłoń na ustachOżywczej i pociągnął ją w mrok.Ku jego zaskoczeniu, dziewczyna nie walczyła.Była lekka i nie stawiała oporu, jakby nic nie ważyła w jego ramionach.Trzymałją po raz pierwszy od czasu, kiedy wyniósł ją z Ogrodów Życia.Uczucia, którew nim poruszała, były rozpraszająco łagodne i przyjemne i zmusił się, aby je odsiebie odepchnąć.Później, pomyślał, kiedy użyje Stiehla.Pojawił się Morgan Leah, tupiąc po ulicy, krzycząc i szukając dziewczyny.PeEli przyciągnął do siebie Ożywczą i patrzył, jak góral przebiega obok.Chwilępóźniej zniknął.Pe Eli cofnął dłoń z ust dziewczyny, a ona odwróciła się do niego.W jej oczachnie było strachu ani zaskoczenia; była jedynie rezygnacja.– Na nas już prawie czas, Pe Eli – wyszeptała.Iskierka zwątpienia nadszarpnęła jego pewność.Patrzyła na niego w ten swójdziwny sposób, jakby był przezroczysty i jakby wszystko o nim wiedziała.Alegdyby wiedziała wszystko, nie stałaby przed nim tak spokojnie.Próbowałabyuciekać, wzywać górala albo zrobiłaby coś, aby się uratować.Dudnienie pod miastem wzmogło się, a potem przycichło nieznacznie jakostrzeżenie, że rusza na nich powolna, nieunikniona lawina.– Czas na co? – zdołał zapytać z wahaniem, niezdolny cofnąć spojrzenia.Nie odpowiedziała.Patrzyła tylko poza nim, a jej czarne oczy czegoś szukały.Odwrócił się, żeby spojrzeć wraz z nią, i ujrzał, jak z mgły kurzu i szarościmaterializuje się ciemna sylwetka Walkera Boha.W przeciwieństwie do górala, Mroczny Stryj widział ich.Pe Eli wysunął dziewczynę przed siebie i wyjął Stiehla z ukrycia.Ostrzezabłysło jasno magią.Jednoręki zwolnił wyraźnie, a potem podszedł.– Pe Eli – wyszeptał cicho, jakby samo to imię było jadowite.– Trzymaj się ode mnie z daleka, Walkerze – rozkazał Pe Eli.Mężczyznazatrzymał się.– Napatrzyliśmy się na siebie i obaj wiemy, do czego jesteśmyzdolni.Nie ma potrzeby tego sprawdzać.Lepiej rozstańmy się teraz i niech każdyidzie swoją drogą.Ale najpierw daj mi Kamień.Wysoki mężczyzna stał bez ruchu, jakby bez życia, ze wzrokiem utkwionymw zabójcy i jego zakładniczce.Najwyraźniej coś rozważał.Pe Eli uśmiechnął się sardonicznie.– Nie jesteś chyba na tyle głupi, żeby myśleć, że jesteś szybszy ode mnie.– Być może żaden z nas nie jest na tyle szybki, aby przeżyć ten dzień.MawGrint nadchodzi.– Kiedy przyjdzie, mnie już tu nie będzie.Daj mi Czarny Kamień Elfów.– Jeśli to zrobię, czy to wystarczy, aby cię zadowolić? – zapytał cicho Walker.Patrzył w napięciu, jakby chciał odczytać myśli Pe Ella.Tak jak dziewczyna, pomyślał Pe Eli.Tacy sami.– Oddaj mi go – rozkazał, ignorując pytanie.– Puść Ożywczą.Pe Eli pokręcił głową.Kiedy już będę daleko.Wtedy obiecuję, że będzie wolna.– Wolna na zawsze,dodał w duchu.Przez chwilę stali, patrząc na siebie bez słowa.Twarde spojrzenia pełne byłynie wypowiedzianych obietnic i wizji przerażających, mrocznych możliwości.Potem Walker Boh sięgnął pod tunikę i wyjął Kamień.Trzymał gow wyprostowanej dłoni, ciemny i lśniący.Pe Eli uśmiechnął się nieznacznie.Kamień Elfów był czarny jak północ, matowy i niezgłębiony, bez najmniejszejskazy.Nigdy przedtem nie widział czegoś takiego.Czuł niemal pulsowanie magiiw jego wnętrzu.– Daj mi go – powtórzył.Walker Boh sięgnął do paska i wydobył skórzaną sakiewkę oznaczonąjaskrawobłękitnymi runami.Ostrożnie używając palców swej jedynej ręki,włożył Kamień do sakiewki i zacisnął rzemyki.Spojrzał na Pe Ella.– Nie możesz użyć Czarnego Kamienia Elfów, Pe Eli – powiedział.– Jeślispróbujesz, magia cię zniszczy.– Życie pełne jest ryzyka – odpowiedział Pe Eli.W powietrzu wokół nichwirował kurz, unoszony lekką morską bryzą.Kamienie miasta zalśniły,uniesione odległym drżeniem ziemi, otulone gazą mgły i chmur.– Rzuć mi go –rozkazał.– Delikatnie.Ręką ze Stiehlem mocno trzymał Ożywczą.Dziewczyna nie poruszyła się.Czekała biernie, a jej szczupłe ciało tuliło się do niego, tak uległe, jakby spała.Walker wyciągnął sakiewkę z Kamieniem i rzucił ją ostrożnie.Pe Eli chwycił jąi wsunął za pas, przywiązując rzemyki do klamry.– Magia należy do tych, którzy nie boją się jej używać – oświadczył, cofającsię ostrożnie.– I do tych, który potrafią ją zatrzymać.Walker Boh stał nieruchomo jak skała, a wokół niego wirował pył i drżałaziemia.– Uważaj, Pe Eli.Ryzykujesz wszystko.– Nie idź za mną, Walkerze – ostrzegł ponuro Pe Eli.– Lepiej, żebyś zostałtutaj i spotkał się z Maw Grintem.Cofał się, mocno trzymając Ożywczą, podążając linią chodnika, aż Walkerzniknął we mgle.Walker Boh stał bez ruchu i patrzył za znikającym Pe Ellem i Ożywczą.Zastanawiał się, dlaczego tak łatwo zgodził się oddać Czarny Kamień Elfów.Niechciał tego, postanowił tego nie robić i był gotów zaatakować Pe Ella, by przyjśćdziewczynie z pomocą, dopóki nie spojrzał jej w oczy i nie zobaczył w nich czegoś,co go powstrzymało.Nawet teraz nie był jednak pewny, co w nich ujrzał.Determinację, rezygnację, intuicję przewyższającą jego własną.Cokolwiek tobyło, zmienił zdanie, tak jakby użyła magii.Opuścił głowę, a jego ciemne oczy zwęziły się.Czyżby użyła magii? – zastanawiał się.Stał zatopiony w myślach.Jasny pył wodny prysnął mu w twarz.Znowuzaczynało padać.Spojrzał w górę, przypominając sobie, gdzie jest, co ma robić;raz jeszcze usłyszał grzmot spowodowany poruszeniem Maw Grinta pod miastemi poczuł wibracje jego nadejścia.Głos Coglina szeptał mu do ucha, przypominając łagodnie, aby pamiętał, kimjest.Zawsze się nad tym zastanawiał.Teraz chyba już wiedział.Przywołał swą magię, czując, jak rośnie w nim, silniejsza od czasu walkiz Królem Kamienia, jakby ta konfrontacja uwolniła go od więzów, którymi sięspętał.Zbierała się w samym środku jego istoty, wirując jak ogromny wiatr.Runy znaczące sakiewkę, w której spoczywał Czarny Kamień Elfów, będą jegoprzewodnikiem.Lekkim uniesieniem głowy wysłał je naprzód, na poszukiwaniePe Ella.Potem podążył za nimi.Pe Eli biegł, ciągnąc za sobą Ożywczą.Szła bez oporu, posłusznie dotrzymującmu kroku, nic nie mówiąc, o nic nie pytając, a jej oczy były dalekie i spokojne.Spojrzał na nią tylko raz i szybko odwrócił wzrok.Zaniepokoiło go to, co ujrzałw jej ciemnych źrenicach.Widziała coś, czego on nie widział, coś staregoi niezmiennego, część jej przeszłości i przyszłości – nie był pewny którą.Ciąglebyła zagadką, tą jedyną tajemnicą, której nie był w stanie rozwikłać.Ale wkrótceto zrobi, obiecał sobie.Stiehl da mu odpowiedź, którą ona ukrywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|