[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś, czego się najmniej spodziewa, oczywiście! - odparł Padishar,zanim Par zdążył dokończyć pytanie.- Ostatnią rzecz, na jaką on i jego czarneszakale będą przygotowani, oto co zrobimy! - Jego oczy zwęziły się.-Zejdziemy z powrotem do Dołu!Parowi zaparło dech w piersi.- Zejdziemy tam, zanim będą mieli szansę się zorientować, gdziejesteśmy i co zamierzamy zrobić, zejdziemy z powrotem do tej najpilniejstrzeżonej dziury w ziemi i jeśli Miecz Shannary tam jest, to sprzątniemy im gosprzed nosa! - Szarpnięciem podniósł osłupiałego Para na nogi.- I zrobimy tojeszcze dzisiejszej nocy!XXIIZbliżał się zmierzch, kiedy Walker Boh dotarł do celu swej drogi.Wczesnym rankiem opuścił Hearthstone i udał się na pomoc; szedł spokojnymkrokiem, bez pośpiechu, by zapewnić sobie dostatecznie dużo czasu naprzemyślenie tego, co zamierzał zrobić.Kiedy wyruszał, niebo byłobezchmurne i pełne słonecznego światła, lecz pod wieczór od zachodu zaczęłynadciągać chmury i zrobiło się posępnie i szaro.Okolica, przez którąwędrował, była dzika i surowa.Wijące się górskie grzbiety i urwiste zboczaburzyły symetrię lasów i sprawiały, że drzewa przechylały się i wyginały jakwłócznie wbite na oślep w ziemię.Powalone pnie i odłamki skalne w wielumiejscach przegradzały drogę, a wśród drzew, jak całun, unosiła się mgła,uwięziona tam, nieruchoma.Walker zatrzymał się.Spoglądał z góry między dwoma potężnymi,poszczerbionymi grzbietami górskimi w wąską dolinę skrywającą maleńkiejezioro.Było ono ledwie widoczne spoza zasłony sosen i gęstych obłoków mgłyzalegającej nad jego powierzchnią, wirującej ospale, obojętnie, bezwolnie nadniemal bezwietrznym przestworem.Jezioro było mieszkaniem Grimponda.Walker nie przystanął na długo.Niemal od razu zaczął schodzić dodoliny.Wkrótce spowiła go mgła, wypełniając mu usta swym metalicznymsmakiem i przesłaniając wszystko, co miał przed sobą.Nie zwracał uwagi nanapierające nań zewsząd doznania - uczucie osaczenia, wyimaginowaneszepty, zatrważającą martwotę - i koncentrował się na ścieżce pod stopami.Wkrótce zrobiło się chłodno, powietrze przywierało do jego skóry wilgotnymnalotem zalatującym zgnilizną.Wokół niego wznosiły się sosny.Bezustannieich przybywało, aż w końcu nie pozostało miejsca, które byłoby od nich wolne.Dolina pogrążona była w milczeniu i jedynym dźwiękiem, jaki się rozlegał,było ciche szuranie jego butów na kamieniach.Czuł na sobie spojrzenie Grimponda.Minęło już tyle czasu.Coglin wcześnie go ostrzegł przed Grimpondem.Był on duchemmieszkającym w jeziorze na dole, duchem starszym niż świat czterech krain.Sam twierdził, że pochodzi sprzed Wielkich Wojen.Przechwalał się, że żył jużw czarodziejskiej epoce.Podobnie jak wszystkie duchy, posiadał zdolnośćodgadywania sekretów ukrytych przed śmiertelnikami.Miał na swoje rozkazymagię.Był jednak zgorzkniałym i złośliwym stworem, uwięzionym na całąwieczność na tym świecie z nieznanego nikomu powodu.Nie mógł umrzeć inienawidził pustej, bezcielesnej egzystencji, na jaką był skazany.Wyżywał sięna ludziach, którzy przychodzili z nim rozmawiać, dręcząc ich zagadkami oprawdach, które usiłowali poznać, szydząc z ich śmiertelności, ukazując imwięcej z tego, co woleliby pozostawić w ukryciu, niż z tego, co chcieliby odkryć.Brin Ohmsford przybyła do Grimponda trzysta lat wcześniej, byodnaleźć drogę do Maelmord, gdzie miała się zmierzyć z Ildatch.Duch igrał znią do czasu, aż użyła pieśni, by podstępnie go usidlić i zmusić do wyjawieniajej tego, co chciała wiedzieć.Duch nigdy tego nie zapomniał; był to jedyny raz,kiedy człowiek zdołał go przechytrzyć.Walker słyszał tę historię wielokrotniejako chłopiec.Lecz dopiero kiedy przybył na północ, do Hearthstone, żeby tamzamieszkać, porzucając nazwisko i dziedzictwo Ohmsfordów, odkrył, żeGrimpond na niego czeka.Brin Ohmsford mogła od dawna nie żyć i zostaćzapomniana, lecz Grimpond miał żyć wiecznie i postanowił, że ktoś musizapłacić za jego upokorzenie.Jeśli nie mogła to być osoba bezpośrednioodpowiedzialna, to z powodzeniem jej miejsce mógł zająć ktoś inny z jej rodu.Coglin poradził Walkerowi Bohowi, by trzymał się odeń z daleka.Grimpond postara się go zgładzić, kiedy tylko nadarzy się po temusposobność.Jego rodzicom udzielono tej samej rady i usłuchali jej.LeczWalker Boh osiągnął punkt w swoim życiu, kiedy miał już dość przepraszaniaza to, kim jest.Przybył do Wilderun, żeby umknąć przed swoim dziedzictwem;nie zamierzał spędzić reszty życia, zastanawiając się, czy istnieje coś, co możego zniszczyć.Wolał rozstrzygnąć sprawę z duchem od razu.Udał się naposzukiwanie Grim-ponda.Ponieważ duch nigdy nie ukazywał się więcej niżjednej osobie naraz, Coglin musiał pozwolić Walkerowi pójść samemu.Kiedydoszło dp konfrontacji, była ona pamiętna.Trwała prawie sześć godzin.W tymczasie Grimpond użył przeciwko Walkerowi każdego możliwego podstępu iwybiegu, jakimi rozporządzał, odkrywając prawdziwe i zmyślone sekrety ojego teraźniejszości i przyszłości, zasypując go tyradami mającymi na celudoprowadzenie go do szaleństwa, ukazując mu nienawistne i niszczycielskieobrazy jego samego oraz tych, których kochał.Walker Boh oparł się temuwszystkiemu.Kiedy duch wyczerpał swe siły, przeklął Walkera i zniknął zpowrotem we mgle.Walker powrócił do Hearthstone z uczuciem, że problem przeszłościzostał rozwiązany.Zostawił Grimponda w spokoju, podobnie jak Grimpondjego - chociaż można było twierdzić, że ten ostatni nie miał innego wyboru,ponieważ nie mógł opuścić wód jeziora.Aż do dzisiaj Walker Boh nie powracał w to miejsce.Westchnął.Tym razem miało być trudniej, ponieważ chciał czegoś odducha.Mógł udawać, że tak nie jest.Mógł zachować dla siebie przyczynęswego przybycia - pragnienie zdobycia od Grimponda informacji, gdzieznajduje się Czarny Kamień Elfów.Mógł rozmawiać z nim o tym lub owymalbo odgrywać jakąś rolę, która zdezorientowałaby potwora, ponieważuwielbiał on wszelkiego rodzaju gry.Było jednak mało prawdopodobne, żebyto coś dało.Grimpondowi zawsze udawało się w jakiś sposób odgadnąć powódczyjegoś przybycia.Walker czuł, jak mgła ociera się o niego z delikatnością maleńkichpalców, czepiających się go uparcie.Wiedział, że spotkanie nie będzieprzyjemne.Szedł dalej naprzód.Światło dzienne dogasało i powoli zapadał zmrok.Cienie, wszędzie tam, gdzie znajdowały oparcie w szarzejącej mgle, wydłużałysię w groteskowej parodii swych właścicieli.Walker otulił się szczelniejpłaszczem, układając w myślach słowa, którymi zwróci się do Grimponda,argumenty, których użyje, gry, do których się ucieknie, jeśli zostanie do tegozmuszony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|