[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strażnica Południowa nad ich głowami eksplodowała w poranneniebo gejzerem ognia i popiołu.Stresa pierwszy poczuł drżenie ziemi i syknął ostrzegawczo do Wren.— Królowo elfów.Phhfftt! Czujesz? Hssst! Hssst! Ziemia sięporusza!Wren stała w pewnym oddaleniu od Trissa, zaciskając w dłoniKamienie Elfów.Obserwowała nadejście armii federacji, czekając nawalkę z pełzaczami.Dotarły do ujścia doliny Rhenn, niecałe trzystajardów od pierwszych szeregów elfów i ich sprzymierzeńców.Bitwa,której tak się obawiała, miała się niedługo rozpocząć.Barsimmon Oridio,Padishar Creel, Chandos i Axhind rozeszli się, aby wypełnić rozkazy.Tygrys Ty wyruszył do Skrzydlatych Jeźdźców.Straż Domu otoczyłakrólową ze wszystkich stron, ale Wren czuła się nieprawdopodobniesamotna.Odwróciła się na słowa splintera, a potem sama poczuła drżenie.— Triss — wyszeptała.Z każdą serią przenikających ją wstrząsów ziemia drżała corazgłębiej, jakby jakaś bestia budziła się ku wschodzącemu słońcu, kunadchodzącemu światłu.Otrząsała się ze snu, a jej pomruk unosił sięponad dudnieniem bębnów federacji i odgłosem maszerujących stópżołnierzy.Przerażona Wren wstrzymała oddech.Co się dzieje?I wtedy, daleko na wschodzie i południu, buchnął ogień i dym,unosząc się na tle słonecznego światła rozszalałą pożogą, a drżeniezamieniło się w rozpaczliwe falowanie.Wrogie armie przerwały walkę,a ludzie odwrócili się, przeszukując wzrokiem horyzont.Zaczynałyrozbrzmiewać krzyki.Ogień i dym zebrał się w chmurę czarnego popiołui nagle nastąpił potworny wybuch białego światła, które wypełniłojasnością niebiosa, żywe i pulsujące.Uniosło się, mknąc przed tarcząsłońca i z powrotem, biegnąc wraz z wiatrem i chmurami.Kiedy znowu opadło na ziemię, drżenie wznowiło się, unosząci opadając, wypełniając swym dźwiękiem powietrze.Potem światło zapłonęło wę wnętrzu doliny, przebijając skorupęziemi i tryskając w górę pomiędzy przerażonymi ludźmi.Wren krzyknęła,widząc blask, i poczuła, jak Kamienie Elfów wbijają się jej w ciało, kiedyzacisnęła mocno dłoń.Światło mknęło tam i z powrotem, choć nie na oślep, jak początkowosądziła, ale ze śmiertelną celowością.Najpierw pochwyciło pełzacze,rozrzuciło je na bok i pozostało dymiące, poszarpane i martwe.Potemchwyciło szperaczy, otulając ich całunem śmierci, wysysając z nich życiei zostawiając po sobie stosy dymiącego popiołu.Przemknęło przez armięfederacji, oczyszczając jej szeregi z cieniowców, a tym samym po-zbawiając ją celu i odwagi.Pozostali żołnierze zawrócili i rzucili się doucieczki, porzucając broń, umocnienia i bojowe machiny, a ich jedynąnadzieją było ocalenie życia.Wszystko skończyło się w ciągu parusekund.Pełzacze i cieniowce zostały zniszczone, żołnierze armii federa-cji uciekli, a równiny zaścielały pozostałości po walce.Wszystkowydarzyło się tak szybko, że elfy, banici i skalne trolle nie mieli nawetczasu zareagować, zbyt oszołomieni, aby uczynić cokolwiek.Patrzylitylko, a potem pospiesznie przejrzeli własne szeregi, aby upewnić się, żeświatło ich nie dotknęło.Na skarpie u wejścia do doliny Wren Elessedil oddychała powoliw ciszy, obserwując wydarzenia.Triss stał obok z szeroko otwartymiustami.Stresa dyszał ciężko u jej stóp.Przełknęła z wysiłkiem, a potemspojrzała na dolinę Rhenn zdumiona ostatnim cudem.Na całej połaci wyschniętych, nagich równin jak okiem sięgnąćrozkwitały w świetle słońca polne kwiaty.XXXVI— Co było wewnątrz światła, Walkerze? — zapytał Coli.Był późny ranek, kiedy zebrali się w cieniu drzew na zboczachwiodących z Runne na północ od ruin Strażnicy Południowej.Twierdzacieniowców nie przestawała dymić, parować i płonąć.Jej mury rozpadłysię w gruz, a niegdyś gładki, czarny kamień stał się kruchy i matowy.Walker siedział samotnie z boku, otulony podartymi resztkami swejczarnej szaty.Par i Coli siedzieli na wprost niego.Morgan opierał sięo szeroki pień czerwonego klonu, żując źdźbło trawy i wpatrując się wewłasne buty.Matty Roh opierała się tuż przy nim, dotykając ramieniagórala.Kilka jardów dalej leżała śpiąca Damson.Wszyscy byli po-tłuczeni, zmęczeni, pokryci krwią i brudem, a Coli miał złamane ramięi żebro.Ale napięcie minęło, a z ich wzroku zniknęła czujność.Już nieuciekali i nie bali się.— To była magia — powiedział cicho i z przekonaniem Par.Uciekli z lochów twierdzy cieniowców przez tunel, który wybrałWalker, a wokół nich kruszyły się i opadały kawałki kamienia, kiedy takbiegli przez podziemny mrok, mając za przewodnika jedynie ogieńdruidów.Tunel wił się i skręcał i wydawało się, że nigdy się z niego niewydostaną na czas.Za sobą słyszeli odgłosy niszczenia warowni, czulina plecach podmuch kurzu i stęchłego powietrza, kiedy zapadały sięmury.Bali się, że zostaną uwięzieni, ale Walker wydawał się pewnydrogi, podążali więc za nim bez pytania.W końcu korytarz otworzył się nakępę zarośli porastających niskie wzgórza ponad twierdzą i stamtądwdrapali się na górę pod osłonę drzew, żeby obserwować pożogę ogniai dymu, która oznaczała koniec strażnicy.Damson znowu była nie-przytomna i Walker zajął się nią intensywnie, uzdrawiając ją z pomocąmagii druidów, tak jak parę tygodni temu uzdrowił Para, kiedy chłopakzostał zatruty przez wilkołaki.Jej rany spowodowały gorączkę, aleWalker obniżył ją, tak że mogła spać.W tym czasie, pozostali umyli sięi opatrzyli najlepiej jak mogli.Światło słońca ciągnęło się teraz ku wzgórzom na zachodzie, a onisiedzieli, patrząc w tył na równiny, gdzie dopalała się cytadela cienio-wców.Wszędzie rosły polne kwiaty, rozkwitłe wraz z upadkiem twierdzyczarnej magii i powrotem światła na ziemię.Kwiaty rozjaśniły feeriąbarw całą krainę wszerz i wzdłuż, pokrywając nawet chore i zniszczonetereny.Ich zapach unosił się lekko w porannym powietrzu, zdając sięzapowiadać nowy początek.— Skradziona magia — poprawił Walker Boh.To, co ukazała Parowi magia Miecza Shannary, on wyczuwałinstynktem druida.Ciemne oczy otaczały pierścienie popiołu i brudu,twarz miał ściągniętą, a mimo to w spokojnym spojrzeniu znać było siłę.Skończyli relacjonować sobie swoje dzieje i rozważali teraz, co kryło sięza tymi wszystkimi wydarzeniami.Walker uniósł twarz.— Światło było magią, którą cieniowce wykradły z ziemi.W tensposób zdobyły moc.Magia elfów z czarodziejskich czasów pochodziłaod wszystkich żywiołów, a w szczególności z ziemi, bo ziemia była jejnajwiększym źródłem.Kiedy elfy odzyskały tę utraconą magię po śmierciAllanona, cieniowce stanowiły pośród nich grupę renegatów, którepragnęły wykorzystać magię w sposób, do jakiego nie była przeznaczona.Jak wcześniej Łowcy Czaszek i widma Mord, cieniowce tak bardzo zdałysię na magię, że w końcu je sobie podporządkowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|