[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skierowałem się w stronę biura, a półciężarówka jechała za mną, nie próbując się zbliżyć.Trzymali się jakieś dwadzieścia metrów za mną i starali nie rzucać w oczy.Wjechałem w Cleveland, osiedlową uliczkę prowadzącą do mojego biura.A jeśli to są ci sami ludzie, którzy włamali się do mojego biura i ukradli komputer Douga?, nagle pomyślałem.Mój z trudnością odzyskany spokój ducha prysł jak bańka mydlana.Rzuciłem spojrzenie we wsteczne lusterko i zobaczyłem ich samochód jakieś trzydzieści centymetrów za mną.O cholera, pomyślałem.Wdepnąłem gaz do dechy i silnik zawył na wysokich obrotach.Starałem się wycisnąć ze starej maszyny tyle mocy, ile tylko była ona w stanie mi dać.Ulica była kompletnie pusta, pobocza zastawione parkującymi tu samochodami.Próbowałem sięgnąć po telefon, ale ten zsunął się z siedzenia na podłogę.Zapewne uratował mi tym samym życie, bowiem próbując go uruchomić, pewnie rozbiłbym się na najbliższej latarni.Mój samochód, znacznie mniejszy od półciężarówki, miał przewagę sprawności manewru, i zdołałem odsadzić się na kilkadziesiąt metrów od moich prześladowców.Wiedziałem doskonale, że jeżeli wyjadę na luźniejszą ulicę, dorwą mnie w ciągu kilku sekund.Obejrzałem się.Ścigająca mnie furgonetka była trzy przecznice za mną, ale jej kierowca nie dawał za wygraną.Ponownie spojrzałem przed siebie i zobaczyłem, że z naprzeciwka wyjeżdża tyłem chevrolet, który ewidentnie dąży do czołowego zderzenia.Kurwa, jest ich dwóch.Nie zauważyłem drugiego samochodu, który ubezpieczał furgonetkę.Chevy zwolnił i przystanął.Postanowili wziąć mnie w kleszcze.Zadziałałem instynktownie: wcisnąłem hamulec, błyskawicznie zatrzymując wóz.We wstecznym lusterku półciężarówka rosła w mgnieniu oka.Kierowca chevroleta również zahamował, ale zniosło go w prawo.Wiedziony intuicją ściganej zwierzyny wcisnąłem niespodziewanie gaz i przemknąłem obok chevroleta, tracąc przy tym lusterko.Furgonetka dorównywała mi prędkością, jednak była zbyt szeroka, aby powtórzyć ten manewr.Hamując, trafiła lekko w zderzak chevroleta, jednak siły uderzenia wystarczyło na obrócenie samochodu dookoła jego własnej osi.Nie czekałem na dalszy rozwój sytuacji.Mknąłem dalej, przyhamowałem na skrzyżowaniu, skręciłem w lewo, potem jeszcze raz, w najbliższą przecznicę, i okazało się, że jadę ulicą jednokierunkową, pod prąd.Kiedy nieco ochłonąłem, obejrzałem się.Nie widziałem ani śladu półciężarówki, ani ubezpieczającego ją chevroleta.Wjechałem w Fairburn, skręciłem w prawo i powiedziałem do siebie:- Okay, jestem cały.Boże, zrobiła się poważna afera.Zatrzymałem się przed sklepem spożywczym i odetchnąłem głęboko.Schyliłem się i podniosłem komórkę z podłogi.Kiedy spojrzałem w bok, zobaczyłem półciężarówkę zatrzymującą się tuż obok mnie.Na siedzeniu pasażera siedział mężczyzna, celując we mnie z pistoletu.Widok lufy pistoletu wiele wyjaśnia.W obliczu siły rażenia kuli zwykle wraca rozsądek i zdolność trzeźwej oceny sytuacji.Facet w furgonetce nakazał mi gestem opuścić okno.Usłuchałem go.Powiedział:- Nie ruszaj się.Drzwi są otwarte?- Tak.- Wyłącz silnik i siedź nieruchomo.Nie waż się nawet mrugnąć.Kierowca półciężarówki wysiadł z samochodu i podszedł do moich drzwi.Gestem nakazał mi, abym przesiadł się na fotel pasażera, i celując we mnie z pistoletu, usiadł na moim miejscu.Natychmiast przycisnął mi lufę do żeber i powiedział:- Wybieramy się na małą przejażdżkę.Siedź spokojnie i patrz przed siebie.Pasażer półciężarówki zmienił miejsce i ruszył.Kiedy był jakieś dwadzieścia metrów od nas, mój prześladowca dźgnął mnie lufą tak mocno, że aż się skrzywiłem.- Nie próbuj zgrywać bohatera.Ruszyliśmy za półciężarówką.Przez dziesięć minut jechaliśmy na północ, a potem skręciliśmy na zachód i dostaliśmy się na I-20 w kierunku Birmingham.Minęło kolejne dwadzieścia minut, a mój porywacz nie odezwał się nawet słowem.W końcu zatrzymaliśmy się przed podziemnym parkingiem wybudowanym pod sześciopiętrowym biurowcem.Kierowca furgonetki wystukał kod i szlaban uniósł się do góry.Wjechaliśmy pod ziemię.Zatrzymaliśmy się obok schodów przeciwpożarowych, a mój porywacz powiedział:- Wysiądziesz teraz przez drzwi pasażera.Cały czas trzymam cię na muszce.Nie zamykaj drzwi, bo będę wysiadał za tobą.Zachowuj się spokojnie i cicho, rób, co ci każę, a przeżyjesz i nic ci się nie stanie.- Pokiwałem głową i zrobiłem dokładnie tak, jak mi kazał.Kiedy stanęliśmy na parkingu, ponownie przycisnął mi lufę do żeber i powiedział: - Widzisz, jak chcesz, to potrafisz.Podeszliśmy do wejścia przeciwpożarowego.Za drugim z porywaczy zaczęliśmy wchodzić po metalowych schodach.Kiedy znaleźliśmy się na trzecim piętrze, otworzył drzwi i pokazał nam, że mamy wejść.- O co tutaj chodzi? - spytałem, ale nikt nie raczył mi odpowiedzieć.Przeprowadzono mnie przez jedno pomieszczenie, potem przez następne.Jeden z mężczyzn podszedł do przeciwległej ściany i otworzył szafę we wnęce.Wyjął z niej szarą taśmę i podszedł do mnie.- Nie krzycz, nie próbuj się wyrywać.Urwał zębami kawałek taśmy i zakneblował mnie.Następnie wykręcili mi ręce i związali je taśmą.Ktoś przewrócił mnie na podłogę i obwiązał kostki, a potem bezceremonialnie wrzucili mnie do szafy.Leżałem nieruchomo twarzą do ściany, nagle zapanowała ciemność i usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, a potem przekręcanego klucza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|