[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakaś nieznana obawa piekła go boleśnie, w najgłębszym wnętrzu jego istoty.Raz jeszcze wyszeptał te same słowa.Brzmiały one jak Ojcze nasz lub jakaś inna modlitwa.Potężna jego postać posuwała się szybko między drzewami.Robił duże i pewne kroki.Rozmaite są i w rozmaity sposób rozchodzą się szmery i trzaski po starych drewnianych domostwach.Zależy to od pory roku i od pogody.Kto ma wyczulone ucho, natychmiast odróżni odgłosy i szmery niecodzienne od zwykłych, dobrze znanych.Adelajda siedziała, podparłszy na ręku policzek w swojej komnacie przy drzwiach balkonowych; zatopiona w bolesnych wspomnieniach, patrzała na wiosenny zachód słońca.Było to w tej samej chwili, gdy drwal wszedł do sieni.Tutaj w jej pokoju nie słychać było szarpnięcia klamki ani pośpiesznie wyrzucanych słów, ale w każdym razie doszły do niej jakieś niecodzienne poruszenia i dźwięki, podniosła się więc i pełna lęku zwróciła ku drzwiom.Słyszała, jak panna Kruse weszła do pokoju starego, potem wybiegła i czym prędzej wróciła.Po chwili usłyszała tak dobrze sobie znane kroki starego Daga; były tylko szybsze niż zazwyczaj.Słyszała też potem, jak się drzwi otworzyły i zamknęły, doszło do niej skowyczenie starego psa, który zazwyczaj wylegiwał się przed kominem.Drapał we drzwi na znak, że pragnie towarzyszyć swemu panu.Wystarczyło jej to, aby domyślić się, że stary Dag wziął przybory myśliwskie i wyszedł spiesznie.Krew uderzyła Adelajdzie do głowy, potem zimny pot wystąpił na czoło i oblał ją całą.Zakręciło się jej w głowie.Jeżeli ojciec Dag o tej porze, w przedwieczerz, wybiera się sam do lasu, to znaczy że… coś się strasznego stać musiało.Adelajda szarpnęła drzwi i zbiegła ze schodów.Stary pies podbiegł do niej, skowycząc i machając ogonem.Zatrzymała się nasłuchując, jakby słowa wypowiedziane w sieni jeszcze tam drgały w powietrzu.Rozległy się czyjeś kroki.To panna Kruse przechodziła przez kancelarię.Nie wiedząc nic o obecności jej w sieni, szła płacząc.Przeraziła się, ujrzawszy kredowobladą, wylęknioną twarz Adelajdy.– Co się stało? – wykrztusiła z trudem Adelajda.Panna Kruse zaczęła łkać, tłumacząc się, że ojciec Dag zakazał jej cokolwiek mówić.Milczała tak długo, jak tylko mogła, ale w końcu widząc coraz większą bezgraniczną wprost rozpacz młodej pani, pragnęła ją pocieszyć i powiedziała, że wrócił do domu sam pies, bez swego pana.Adelajda, wychowana w mieście, nie zdawała sobie w pierwszej chwili sprawy, że to niedobrze, gdy pies myśliwego wraca sam i szuka ratunku.Panna Kruse poza tym jej nie powiedziała, że się tak dziwnie niepokojąco zachowywał.Jedno tylko Adelajda wiedziała, że psy z Dagiem tworzyły jedność; nieraz nawet była zazdrosna, gdy jak opętane skakały wkoło niego z radości, że zabiera je ze sobą do lasu.Więc intuicją teraz odgadła, że ten samotny powrót psa nic dobrego nie wróży.Długo stała nieruchoma z uczuciem, jak gdyby odpłynęła z niej wszystka krew.Potem rzekła cicho, drżącym głosem:– Ja także chcę iść do lasu.Jeszcze nigdy dotąd w Björndal, żadna kobieta nie odważyła się wybrać do lasu, a tym bardziej taka wydelikacona osoba z miasta, jak Adelajda.Postanowienie to wprawiło pannę Kruse w zdumienie, zdawało się jej to szaleństwem.Perswadowała, na kolanach błagała, ażeby zaniechała tego zamiaru, że potem cała odpowiedzialność za to na nią spadnie.Adelajda jednak była niewzruszona; w chwili tej na oczach panny Kruse wyrosła na dumną władczynię tego domu, która wydaje nieodwołalne rozkazy.Panna Kruse tyle tylko uzyskała, że Adelajda zabrała do torby trochę pożywienia i włożyła mocne obuwie, grubsze ubranie i wzięła psa, okręcając sobie smycz wokół ręki, ażeby nie uciekł.Więcej na swej pani wymóc nie mogła.Adelajda, opuszczając dom, tak silnie zatrzasnęła za sobą drzwi wejściowe, że panna Kruse nie miała odwagi otworzyć ich, aby wzrokiem ją śledzić.Pobiegła tylko prędko do frontowego pokoju i spojrzała przez okno.Stała tam długo płacząc, choć Adelajdy już dawno nie było widać.Cała trójka w lesie! Bóg jeden tylko wie, czy kogokolwiek z nich jeszcze w tym życiu zobaczy…Tego wieczoru i następnych panna Kruse odmawiała wszystkie modlitwy, jakie ją nauczono, i wciąż od nowa je zaczynała.Na północy wieczory w końcu kwietnia bywają jasne, ale w lesie jest ciemno.Pies biegł śladami swego pana, Adelajda podążała za nim.Ojciec Dag znał w swych lasach od najmłodszych lat każdą ścieżkę, nie były to jednak drogi dla kobiecych nóg.Dla pośpiechu wybierał najkrótsze, choćby wiodły przez strome zbocza.Dawna królowa balów miejskich, kobieta subtelna, elegancka, podziwiana, szła owej nocy wiosennej śladami starego, doświadczonego myśliwego.Szła trudnymi drogami poprzez niezmierzony, dziewiczy las…Wiedziała, że w lasach są niedźwiedzie i olbrzymie łosie, niebezpieczne przepaście o skalistych ścianach i bezdenne bagna.Ale to wszystko w tej chwili było jej obojętne.Śmierć nie miała dla niej znaczenia.Ufała psu, że wskaże jej właściwą drogę.Myśli jej były zaprzątnięte Dagiem, widziała go przed sobą broczącego krwią.Trzy były możliwości wypadku: walka z niedźwiedziem, która oczywiście tragicznie się skończyła (wiedziała, że dziadek Daga i kilku innych przodków w ten sposób zakończyło życie) lub też spadł w przepaść, albo – niech Pan Bóg wybaczy jej tę myśl – może sam dobrowolnie skierował broń w siebie…Od czasu śmierci dzieci chodził jak nieprzytomny i oto teraz robiła sobie wyrzuty, że myślała tylko o swoim bólu i rozpaczy.Cokolwiek się z nim stało – jej to była wina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.