[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przychodził zawsze pierwszy.Był młody, inteligentny i sympatyczny; nawet pewnego rodzaju arogancję, która czasem, na krótko, przebijała w jego sposobie bycia, nawet tę odrobinę arogancji wybaczono mu, ponieważ wszyscy wiedzieli, że studiował psychologię i zrobił doktorat z odznaczeniem.Od dwóch dni Murke musiał wyrzec się swej rannej porcji strachu.Przychodził do radia o ósmej, biegł prosto do swego pokoju i zabierał się do pracy, ponieważ dyrektor polecił mu, aby z nagranych na taśmę dwóch prelekcji wielkiego Bur-Malottke na temat istoty sztuki powycinał odpowiednie ustępy zgodnie z życzeniem autora.W Bur-Malottkem, który nawrócił się w okresie uniesień religijnych 1945 roku, nagle, „w ciągu,] jednej nocy", jak to określał, „zrodziły się wątpli-j wosci natury religijnej", „poczuł się współwinnjl w przesycaniu radia elementami religijnymi" PoJstanowił więc skreślić słowo „Bóg", które wieloH krotnie powtarzało się w jego dwóch półgodzin-j nych prelekcjach na temat istoty sztuki, zastąpić je sformułowaniem bardziej odpowiadającym jegri mentalności sprzed roku 1945.Bur-Malottke zaproponowałdyrektorowi, aby zamiast słowa „Bógl wstawić wszędzie „owa wyższa istota, którą otaczamy czcią".Nie chciał jednak nagrać na nowo swoich prelekcji, lecz domagał się, aby wyciąć z taśmy słowo„Bóg" i wkleić w tych miejscach) formułkę: „owa wyższa istota, którą otaczamy czcią".Bur-Malottke przyjaźnił się z dyrektorem, ale bynajmniej nie z tego powodu dyrektor mu ustąpił Po prostu Bur-Malottkemu me można było odmówić.Napisał on liczne książki o treści esei-styczno-filozcficzno-religijno-historyczno-kultural-nej.należałdo zespołów redakcyjnych trzech czasopism i pięciu dzienników, byłnaczelnym re-j daktorem jednego z największych wydawnictw]Oświadczył, że gotów jest wpaść we czwartej na- kwadrans do radia i nagrać na taśmę „ową wyższą istotę, którą otaczamy czcią" tyle razy, ile razy powtarzało się w jego prelekcjach słowj „Bóg".Resztę pozostawiał technicznym umiejętnościom fachowców radiowych.Dyrektorowi sprawiło pewną trudność wynalezienie kogoś, kogo mógłby obarczyć tą pracą.To znaczy, od razu * przyszedł mu na myśl Murke, ale właśnie nagłość tego pomysłu wydała mu się podejrzana; by? człowiekiem zdrowym, o dużej żywotności.Zastanawiał się więc jeszcze pięć minut, myślał o Schwendlingu, Humkoke'u, wreszcie0 pannie Brolidin i znów powrócił do kandydatury Murkego.Dyrektor nie lubił dokt ora Murke.Wprawdzie zaangażował go natychmiast, gdy mu to zaproponowano.Zaangażował go, tak jak dyrektor ogrodu zoologicznego, któremu najbliższe sercu są króliki i sarny, zakupuje oczywiście 1 zwierzęta drapieżne, ponieważ ogród zoologiczny powinien mieć również i takie okazy.Ale dyrektor miał nieodpartą sympatię do królików i sarn, a Murke był według niego intelektualnym drapieżcą.W końcu jednak zwyciężyła żywotność dyrektora i polecił Murkemu wyciąć odpowiednie miejsca w prelekcjach Bur-Malottkiego.Obie audycje były przewidziane w programie czwartkowym i piątkowym, wewnętrzne wątpliwości zaś zrodziły się w Bur-Malottkem w nocy z niedzieli na poniedziałek.Równie dobrze można było zdecydować się na popełnienie samobójstwa, jak na odmowę w stosunku do Bur-Malottkego, dyrektor zaś był człowiekiem o wiele zbyt żywotnym.a.by myśleć o samobójstwie.Tak więc Muike trzykrotnie przesłuchał w poniedziałek pó południu i we wtorek przed południem obie półgodzinne prelekcje na temat istoty sztuki, wyciął z nich słowo „Bóg" i w ciągu krótkich przerw, w milczeniu paląc wraz z technikiem papierosa, rozmyślał nad żywotnością dyrektora i nad niższego rzędu istotą, która Bur-Malottkego otaczała czcią.Dr Murke nie czytałdotychczas ani jednej linii napisanej przez Bur-Malottkego i nie słyszał jego żadnej prelekcji.W nocy z poniedziałku na wtorek śniły mu się Strome schody, wysokie jak wieża Eiffla.Szedł nimi w górę, ale wkrótce zauważył, że stopnie wysmarowane są mydłem.A na dole stał dyrektor i wolał: „Naprzód.Murke, niech pan pokaże, co pan potrafi!" W nocy z wtorku na środę miał podobny sen: był w„wesołym miasteczku", nie podejrzewając nic złego zbliży! się do zjeżdżalni, zapłacił trzydzieści fenigów człowiekowi, który wydałmu się znajomy, a kiedy stanął na zjeżdżalni, nagle zobaczył, że ma ona długość co najmniej dziesięciu kilometrów; wiedział, że nie może zawrócić, i uświadomił sobie, że człowiekiem, któremu wręczył trzydzieści fenigów, był dyrektor.Nazajutrz po nocach wypełnionych tymi snami Murkemu nie była już potrzebna niewinna porcja strachu na śniadanie w komorze przekładni paternostra ponad ostatnim piętrem.Dziś był czwartek.Murkemu nie śniło się w nocy mydło ani pochylnia, ani dyrektor.Uśmiechnięty, wszedł do gmachu radia, wskoczył na platformę dźwigu, zajechał aż na szóste piętro — cztery i pół sekundy strachu, zgrzyt łańcuchów, nie otynkowana komora —zjechał na czwarte piętro i skierował się do studia, w którym mia! się spotkać z Bur-Malottkem.Za dwie minuty dziesiąta usiadłna zielonym fotelu, kiwnął głową technikowi i zapalił papierosa.Spokojnie oddychając wyjął kartkę z kieszeni i spojrzał na zegarek.Bur-Malottke był punktualny, w każdym razie tak o nim powszechnie mówiono.Istotnie, kiedy wskazówka sekundnika dobiegała sześćdziesiątej minuty, duża wskazówka przesunęła się na cyfrę dwanaście, a mała na cyfrę dziesięć, drzwi otworzyły się i stanął w nich Bur-Malottke.Murke podniósł się, uprzejmie uśmiechnięty wyszedł naprzeciw niego i przedstawił się.Bur-Malottke uścisnął mu rękę, uśmiechnął się i powiedział:— No, to możemy zaczynać!Murke wziął kartkę ze stołu, włożył w usta papieros i odczyta! z kartki:— W obu prelekcjach słowo „Bóg" powtarza się dokładnie dwadzieścia siedem razy, powinienem więc pana prosić o nagranie dwadzieścia siedem razy zwrotu, który mamy wkleić.Bylibyśmy jednak wdzięczni, gdyby zechciał pan wypowiedzieć go trzydzieści pięć razy, ponieważ chcielibyśmy mieć pewną rezerwę przy montowaniu.— Zgoda — odparł Bur-Malottke z uśmiechem i usiadł.— Jest jednak pewna trudność — mówił dalej Murke.— Otóż potrzebny nam będzie zwrot „owa wyższa istota, którą otaczamy czcią" w odpowiednich przypadkach.W prelekcjach pana — tu uśmiechnął się uprzejmie do Bur-Malottkego —mamy łącznie siedem mianowników, a więc siedem razy „owa wyższa istota, którą otaczamy czcią", dalej pięć dopełniaczy —„owej wyższej istoty, którą otaczamy czcią", pięć celowników —„owej wyższej istocie, którą otaczamy czcią", cztery bierniki —„ową wyższą istotę, którą otaczamy czcią", dwa narzędniki — „ową wyższą istotą, którą otaczamy czcią" i trzy miejscowniki — „w owej wyższej istocie, którą otaczamy czcią".Pozostaje jeszcze jeden wotacz, w tym miejscu, gdzie pan mówi: „O Boże!" Pozwolę sobie zaproponować, abyśmy pozostawili ten wołacz, mielibyśmy zatem jeszcze: „O ty, wyższa istoto, którą otaczamy czcią!"Bur-Malottke widocznie' nie przewidział tej komplikacji.Aż się spoci! słuchając, wyliczenie wszystkich przypadków wyraźnie go zdenerwowało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.