[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdział dziesiąty1Spotkali się po dwóch dniach w południe w Strefe B.Muller powitał Rawlinsa z wyraźną ulgą, o co właśnie chodziło.Rawlins podszedł przemierzając na skos owalną salę – balową chyba – pomiędzy dwiema szafrowymi basztami o płaskich dachach.Muller skinął głową:–Jak nogi?–Świetnie.–A twój przyjaciel… smakował mu ten trunek?–Szalenie – Rawlins przypomniał sobie blask w lisich oczach Boardmana.–Przysyła ci jakiś specjalny koniak i ma nadzieję, że za to jeszcze poczęstujesz go swoim trunkiem.Muller przyjrzał się butelce w wyciągniętej ręce Rawlinsa.–Do diabła z tym – powiedział zimno.– Nie namówisz mnie na żaden handel wymienny.Jeżeli dasz mi tę butelkę, stłukę ją.–Dlaczego?–Daj, to ci pokażę.Nie.Czekaj.Czekaj.Nie stłukę.No, daj.Wziął oburącz ładną, płaską butelkę od Rawlinsa, otworzył i podniósł ją do ust.–Wy szatany – rzekł łagodnie.– Co to jest? Z klasztoru na Deneb XIII?–Nie wiem.On powiedział tylko, że będzie ci smakowało.–Szatany.Pokusy.Handel wymienny, niech was piekło pochłonie! Ale na tym koniec.Jeżeli zjawisz się jeszcze raz z tym piekielnym koniakiem… albo czymkolwiek innym… eliksirem bogów nawet… czymkolwiek innym, nie przyjmę.Co ty właściwie robisz całymi dniami?–Pracuję.Mówiłem ci.Im się nie podobają moje wizyty u ciebie.Jednak czekał na mnie, pomyślał Rawlins.Charles ma rację: Już do niego docieram.Dlaczego jest taki oporny?–Gdzie oni teraz kopią? – zapytał Muller.115–Nie kopią nigdzie.Sondami akustycznymi badają granicę Stref E i F, żeby ustalić chronologię… czy ten labirynt został zbudowany w jednym czasie, czy też warstwy narastały stopniowo wokół centrum.Jak ty myślisz, Dick?–Powieś się.Nic nowego z archeologii nie usłyszysz ode mnie! – Muller pociągnął następny łyk koniaku.– Stoisz dosyć blisko – stwierdził.–W odległości chyba czterech czy pięciu metrów.–Byłeś jeszcze bliżej, kiedy mi podawałeś tę fachę.Nie widziałem, żeby ci to przeszkadzało.Nie odczuwałeś skutków?–Odczułem.–Tylko je ukrywałeś, jak przystało na stoika, prawda?Wzruszając ramionami Rawlins odpowiedział niefrasobliwie:–Zdaje się, że to wrażenie słabnie w miarę powtarzania się.Nadal jest dosyć silne, ale już mi lepiej, niż było pierwszego dnia.Zauważyłeś to kiedy w wypadku kogoś innego?–Nikt inny nie narażał się na powtarzanie, jak ty to nazywasz – powiedział Muller.– Chodź tu, chłopcze.Widzisz to? Moja dostawa wody.Wręcz luksus.Ta oto czarna rura biegnie wokół całej Strefy B.Onyksowa, przypuszczam.Z kamienia półszlachetnego.W każdym razie ładna.– Muller ukląkł i pogłaskał akwedukt.– Tu jest jakiś system pomp.Ciągnie wodę z żyły gdzieś z głębokości może tysiąca kilometrów, nie wiem.Na powierzchni Lemnos nie ma żadnych wód.–Są morza.–Niezależnie od… no, czegoś tam.Tutaj widzisz jeden z tych kanałów.Co pięćdziesiąt metrów jest taki.O ile się orientuję, to było zaopatrzenie w wodę dla całego miasta, z czego by wynikało, że ci, którzy je budowali, nie potrzebowali dużo wody.Najwidoczniej woda nie miała dla nich zasadniczej wagi, skoro tak to wszystko obmyślili.Przewodów nie znalazłem.Ani normalnej instalacji wodociągowej.Chce ci się pić?–Właściwie nie.Muller podstawił stuloną dłoń pod spiralny, ozdobnie grawerowany kran.Polałasię woda.Wypił szybko kilka łyków.Gdy wycofał rękę, woda przestała spływać.Automatycznie, jak gdyby coś to obserwowało i wiedziało, kiedy wstrzymać dopływ, pomyślał Rawlins.Sprytne.Jakim cudem to przetrwało te miliony lat?–Napij się – powiedział Muller.– Żebyś później nie odczuwał pragnienia.–Nie zostanę tu długo – powiedział Rawlins, ale łyknął trochę wody.Wolnym krokiem przeszli obaj do Strefy A.Klatki były znów zamknięte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.