[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Conan przełykał kęsy surowej ryby, wypluwał ości na ziemię, ale myślami był gdzie indziej.Zmęczony po walce z Ngombą zapadł w głęboki sen — bez koszmarów — i wstałwypoczęty, choć dokuczało mu kilka bolesnych stłuczeń.Conan przekonał się, że w walce jeden na jednego, Ganakowie byli naprawdę niebezpiecznymi przeciwnikami.Jukona był dziwnie ożywiony, pomimo nadmiernej dawki kuomo, jaką spożył wieczorem.Siedział obok Conana, rozkoszując się widokiem porannego nieba.Choć nie zdradzał się z tym, niepokoiła go nieobecność Y’Taby.— Masz moje błogosławieństwo, jeśli chcesz się związać z Sajarą — odezwał się niespodziewanie.Cymmerianin przestał jeść.— Jeszcze nie podjęliśmy decyzji — odpowiedział, przepłukując gardło wodą.— Ona jest Raniobą.Czy nie będzie musiała zrzec się tytułu, jeśli weźmie sobie męża?Jukona potwierdził.— Takie są nasze prawa.Poza tym Y’Taba może zabronić wam połączyć się, jako że nie jesteś Ganakiem.Jednak nie sądzę, by się sprzeciwiał po tym wszystkim, co dla nas uczyniłeś.Conan odwrócił głowę i zaczął przyglądać się Ganakom krzątającym się przy swych zwykłych, codziennych obowiązkach.Kobiety z dziećmi pilnie pracowały, przy przyrządzaniu wszystkiego, co przyniosły do osady łowczynie.Czyściły mięso krabów i ostryg, rozbijały kamieniami skorupy kokosowych orzechów i nalewały mleko do naczyń z pancerzy wielkich mięczaków.Ostatniej nocy podczas uczty wyczerpały się zapasy kuomo i trzeba je było uzupełnić.Chłopcy i dziewczęta tkali lub reperowali sieci do łowienia ryb.Najstarsi mieszkańcy wioski dreptali w pobliżu placu zgromadzeń, zbierali siew grupki i rozmawiali o jakichś istotnych sprawach.Jeden z poważniej rannych wojowników ganackich był już w stanie chodzić, choć nie bez pomocy swojej kobiety.Inny rzucał się na posłaniu w atakach gorączki, jego stan pogarszał się.Pozostałym brakowało sił, mogli jedynie pomału przełykać pożywienie i sączyć podawane im płyny.Ngomba siedział na wielkim kamieniu i szykował sobie nowe wiosło.Młody Ganak odzyskał trochę swej dawnej pewności siebie, ale milczał wciąż nieco zakłopotany.Unikałzarówno barbarzyńcy, jak i Sajary.Był całkiem pochłonięty robotą, która, jak zauważyłConan, zabierała bardzo dużo czasu, gdyż jedynymi narzędziami były kamień i muszla.Atnalaga leżała obok Ngomby, ale być może uznał, że jej ostrze nie nadaje się do obróbki drewna.A może w ogóle nie pomyślał o tym, by jej użyć.Conan przypomniał sobie, że przecież jego własny miecz potrzebuje pielęgnacji.Położył więc go na kolanach i zaczął trzeć krawędzie i płaz o muszlę, by wygładzić drobne zarysowania i wyostrzyć brzegi.Jedyną wadą oręża z akbitanańskiej stali jest trudność w konserwowaniu ostrza.Przydałby się teraz jakiś smar do naoliwienia metalu, pomyślał, że tłuszczu mogą dostarczyć łowione tu ryby.Czekając na Y’Tabę, Conan starał się spędzić czas pożytecznie.Sajara, Makiela, Avrana i Kanitra wyłoniły się z kępy wysokich zarośli, wracały ze swojego zwiadu.Kobiety dochodziły do siebie nadzwyczaj szybko, dzięki własnej wytrzymałości, liściom yagneb i leczniczym umiejętnościom Y’Taby.Jukona spojrzał pytająco na swoją córkę, na jego twarzy rysowało się napięcie.Sajara jedynie pokręciła przecząco głową.Kobiety szukały śladów Y’Taby i Ńyony.Rozpoczęły od tropów przy chacie przewodnika duchowego.Makiela miała pewność co do tego, że razem odlecieli na mzuri, ale dalej ślad się urywał i nie potrafiły ustalić, dokąd się udali.Conan powrócił do ostrzenia miecza.Odrzucił na bok kolejną muszlę, która od zahartowanej stali zniszczyła się zupełnie.Zastanawiał się, czy kamień spisałby się lepiej.W pewnym momencie jego wzrok natrafił na skrzynię z księgami, wyniesioną z wieży.Pomyślał, że warto by w końcu przejrzeć te tomy.Jukona przyglądał się z zainteresowaniem.— Jak na to mówisz? — spytał wskazując podniszczone i pogięte karty w dłoniach Conana.— Książka — odparł barbarzyńca.Nastrój pogarszał mu się z każdą chwilą upływającego dnia.Jukona zmarszczył brwi i wpatrywał się w niewyraźne, gdzieniegdzie zamazane znaki.Szorstka odpowiedź barbarzyńcy powstrzymała go przed zadawaniem kolejnych pytań.Teraz w wiosce rozmowy prowadzili jedynie niektórzy członkowie starszyzny plemiennej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.