[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mamy szans.Zaraz jednak wykrzesał prowizoryczną platformę, żeby stanąć przed otwartym łukiem – niezbędną, żeby mógł zebrać kilka pasm otwartego luksynu – i po raz pierwszy zobaczył mur tak, jak zobaczą go wrogowie.Ten skubany młody artysta stworzył arcydzieło.To Gavin wypełnił formy, ale zawsze wisiał nad nimi, a kiedy przygotowywał segmenty, żeby pasowały do siebie, zawsze znajdował się po drugiej stronie murów.Teraz zobaczył całość.Mur – na całej długości trzymilowego, zakrzywionego odcinka – lśnił barwą słońca, które dopiero co ukazuje swoją twarz.Ten blask brał się z płynnego żółtego luksynu – będącego raptem o włos od stania się idealnym, twardym luksynem – który pływał za pierwszą warstwą perfekcyjnej żółcieni.Żółty luksyn naprawi każde uszkodzenie w zewnętrznej części muru.Jednakże w tej cieniutkiej warstwie Gavin zobaczył, że starsi krzesiciele – niewątpliwie pod instruktażem Aheyyada – dodali coś od siebie.Kiedy wróg się zbliży, zobaczy, że cały mur roi się od ohydztwa.Wydawało się, że pająki wielkości ludzkiej głowy łażą po murze, zatrzymują się i kłapią małymi paszczami.Małe smoki wyglądały, jakby pikowały i wirowały.Niechętne twarze wyłaniały się z mroku.Kobieta uciekała przed stworem o wielu kłach, który potem rozrywał ją na strzępy i pożerał żywcem; na jej twarzy malowała się bezbrzeżna rozpacz.Mężczyznę, który jakby spacerował u podstaw muru, chwytały ręce, wyłaniające się z mgły, i wciągały go w opary.Piękne kobiety zamieniały się w potwory o rozdwojonych jęzorach i ogromnych pazurach.Krew sączyła się i zbierała w kałuże na ziemi.A to były jedynie obrazy, które Gavin zauważył, rzucając pobieżne spojrzenie.Wyglądało to, jakby krzesiciele zebrali się i umieścili na murze wszelkie koszmary, jakie kiedykolwiek im się przyśniły.To były iluzje, jedynie obrazy na murze, ale wróg nie od razu będzie o tym wiedzieć, a nawet wtedy mur i tak pozostanie przerażający jak sama wieczna noc.A co ważniejsze, iluzje będą rozpraszały łuczników i muszkieterów przy celowaniu do machikułów i otworów strzelniczych ukrytych między koszmarami.A to była tylko szeroka, ślepa część murów.Z każdego kroksztynu patrzyła na napastników wykrzywiona, złowroga postać Pryzmata.Gavin zobaczył, że wszyscy Pryzmaci z ostatnich czterystu lat zostali umieszczeni na murze, z Lucidoniusem po prawicy głównej, dominującej nad wszystkimi postaci, i Gavinem po lewicy.Ponad nimi, nad ogromną, pustą bramą majaczyła groźna postać samego Orholama, promiennego i rozgniewanego, a jego ręce tworzyły sam łuk bramy.Każdy, kto ją zaatakuje, zaatakuje samego Orholama i wszystkich jego Pryzmatów.Genialna sztuczka, która odbierze pewność siebie atakującym.Każda postać, łącznie z Orholamem, miała ukryte w sobie machikuły do zrzucania kamieni, rażenia ogniem albo magią.Gavin zmełł w ustach kolejne przekleństwo.Zatrzymał się na bite pięć sekund, podziwiając własny, przeklęty mur.Nie miał na to czasu.Przez chwilę zastanawiał się, czy po prostu nie zabudować otworu na bramę, nie stworzyć jednego, ciągłego muru.Jednakże w tej chwili wcale nie wyszłoby to szybciej.Przygotowano już formy na wrota.Musiał je jedynie wypełnić i zapieczętować – tylko z jednej strony.Sprytne rozwiązanie, które wykorzystał przy reszcie muru, będzie musiało poczekać.Do jutra, jeśli pożyją tak długo.Gavin zebrał szpule nadfioletu, które łączyły całą konstrukcję muru, i zaczął wlewać żółty luksyn.Na Orholama, ależ był wycieńczony! Codziennie przez ostatnie pięć dni krzesał do granic swoich możliwości, a zwłaszcza dzisiaj, zaczynając od pierwszych promieni jutrzenki.Gdyby był zwykłym krzesicielem, już dawno by oszalał.Ilość magii, jakiej użył Gavin, zabiłaby większość Pryzmatów.Inni też to wiedzieli.Najwyraźniej Gavin stał się potężniejszy od czasów wojny i o niebo bardziej wydajny.Widział, że takie kobiety jak Tala – której, z tego co wiedział, nigdy w życiu nic nie zaimponowało – w chwilach nieostrożności rzucały spojrzenia w jego stronę, jakby był po prostu przerażający.Jednakże i on miał swoje ograniczenia.Mimo to wlał idealny żółty luksyn do form.Prawdziwy Gavin nie byłby w stanie tego dokonać – nie był superchromatą i nie potrafił krzesać idealnej żółcieni.Ale Gavin nie mógł sobie pozwolić na fuszerkę.Jeśli chodzi o żółty luksyn, nie istniało coś takiego jak „względnie dobry”.Jeśli nie był idealny, rozpadał się.Po prostu.Coś zatrzęsło murem i Gavin omal nie spadł.Ktoś go złapał.Gavin zobaczył, że obok niego stoi Wibrująca Pięść i przytrzymuje go.Chwilę potem usłyszał opóźniony huk odległej artylerii.– Mam cię – mruknął Wibrująca Pięść [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.