[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kocham cię - powtarzawciąŜ.- Kocham.- Daj mi z walizki koszulę!- woła Milena.ZdąŜyła juŜ ściągnąćpodkoszulek, okrywateraz nim swoje drobne piersi.- Koszulę?-Tak, przecieŜ mówiłam ci.Wydałam na nią połowęstypendium!Irfan chwyta drŜącą dłonią miękki kłębuszek jedwabiu, chce spojrzeć, jak wygląda na ciele Mileny,ale onanie daje mu na to czasu,wciąga go w łóŜko, obejmuje udami.- Zabiję jutro Kena Salta -szepcze dziewczyna -jeśli odwaŜy sięwezwać cię dziś do siebie.-Nie!- Irfanśmiejesię szczęśliwie.Nie zrobi tego.Na pewnotego nie zrobi.- Skąd wiesz?Do niego wszystko podobne.- Wiem, Ŝe lego nie zrobi.- Irfan kładzie dłoń na malej piersi,której wierzchołek twardnieje pod tym uciskiem i zamienia sięwciepły,zaczepnystoŜek.-JuŜ nie.Kazał mi iść dociebie!- Kazał ci?Tak.Powiedział; idź do niej.w nim mogło się obudzić.Jakpowiedział?- Idź do niej - powtarza Irfan, nie rozumiejąc, dlaczego to takie waŜne.-- Wynośsię!-krzyczy Milena.Odtrąciła go jednym ruchem nóg,wyrzuciła z łóŜka.- Wynoś się, ty gówniarzu!Irfan nic nierozumie, najpierw przeraŜa go własna nagośćniew łóŜku, ale na zimnej podłodze usiłuje zebrać swoje rzeczy, zgarnąć je, wciągnąć na siebie.- Dlaczego?Dlaczego?- szepcze przeraŜony.- Wynoś się!- piszczy Milena.Wciśniętaw kąt podciągnęła,swoją piękną koszulę,Ŝeby okryć nią przeświecające przez koronkępiersi.- Wynoś się!Prędzej!Bo narobię takiego wrzasku, Ŝe nie tylko Vlada, ale i panna Slimac usłyszy mnie na plebanii.Pozwolił ci,tak? Kazał ci iść do mnie!- Mileno!- Irfan jeszcze ma nadzieję, Ŝe zdoła wszystko jej wytłumaczyć, naprawić, zawrócićczas do poprzednich chwil.Wkońcunic juŜ nie chce poza moŜnościązostania w pokoju; wyobraŜenieoczu Vlady, czyhającejzapewne w przedpokoju,pęta mu ręce i nogi, paraliŜujeruchy.Ale Milena nie boisię spojrzenia pomocy domowej panny Slimac.Zrywa się z łóŜka, podbiega do drzwi, zhałasem przekręca klucz w zamku.-ZjeŜdŜaj!woła na cały dom.- I wBelgradzie nie pokazuj misię na oczy!Ludzienieszczęśliwi mają bardzo duŜo czasu, tak myśli Irfan, kiedy nie wie, co ze sobą zrobić, kiedy przez długie godziny błąka się pomiasteczku, bojąc się wrócić do gospody- moŜe by zabił Kena Salta,albo mu przynajmniej naubliŜał, Ŝadnego znaczenia nie miałfakt,jakie naprawdę przyświecały Anglikowi intencje.A na ten wieczór majowy nawet zgór zeszły do miasteczkadziewczyny i teraz wodzą za sobą męŜczyzn w zamszowych marynarkach, męŜczyznw partyzanckich kurtkachz ostatniej, nie znanejimwojny, męŜczyzn w kombinezonach filmowej ekipy technicznej.IIrfan wędruje za nimi, pijewino w jakiejś gastinnicy, mówi juŜ komuś ty, juŜ kogoś całuje i śpiewa zachrypniętym głosem wojskowepiosenki.Kiedy wraca do gospody, jest juŜ późna noc,w sali na dole przygaszono światła,więc Irfan, Ŝeby nie zbudzić Kena Salta, gdy będzie54przechodzićobok jego pokoju,zdejmuje buty i trzymając je w ręce,posuwa się po ścianie w głąb korytarza.I nagle słyszy, jakKen krzyczy do telefonu, jak biedny Ken wyobraŜa sobie, krzycząc tesłowa, Ŝe Viv CHvley naprawdę zjawisię nad Sutjeską:-.Przesiądziesz się w Viśegradzie iw Foća.Zapamiętaj!Zapiszsobie: w Viśegradzie i w Pocą.A tutaj będęczekał na ciebie!Przezwszystkie następne dni będę czekał na ciebie!Irfan powinien był to widzieć.Tak, powinien być przy tym i widzieć, jak na jedenastympiętrzeluksusowego hotelu w Moskwie, które wynajęła i całkowicie wypełniała swoją niezwykłością, a takŜe mnogością przywiezionychprzedmiotówi liczbą towarzyszących jej osób wielka amerykańskagwiazda -jakna tym jedenastym piętrze Viv CHvley usiłowała kupićlub bodaj wypoŜyczyć za dwieście dolarów znoszony koŜuszek odzdumionej panienki z recepcji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|