[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może sam czuł się samotny w swojej Wszechmocy.W chwili trwogi myśli Izy wirowały jak suche liście pędzone wiatrem.Pozostawało uczucie, że wszelkie wynajdowanie sensu, śledzenie trajektorii jednego liścia, jest daremne.Nawet jej wyobraźnia nie była zdolna odtworzyć rzeczywistości - była sterylna jak wielka przestrzeń śniegu.Wyszła ze szpitala, mając przed oczyma czerwony mięsień serca George’a i tykający rytm niebieskiej linii monitora, nerwowe pulsowanie podłączone do Wszechświata.A potem nastąpiły długie dni oczekiwania, przerywane wizytami w szpitalu.Prawie nie rozmawiali.Siedziała obok i trzymała George’a za rękę.Jego palce zaciskały się delikatnie na jej dłoni i potrafiła wyczytać w tym dotknięciu wszystko, co mąż chciał jej powiedzieć.Wszystko, co chciała wiedzieć.Nie mówili o chorobie.Niczego nie planowali.Nie przyspieszali czasu.Wiedzieli, że podzielony jest na nieskończenie małe porcje i nie należy niszczyć ich słowami.George wyszedł ze szpitala po trzech tygodniach i pojechali do domu w Rugby.Wszystko znowu było jak dawniej, może tylko rytm był nieco wolniejszy - moderato cantabile.Obydwoje poznawali siebie na nowo w tym łagodnym kontakcie, który nie wymagał wielkich słów.Ograniczali się do nazywania drobnych rzeczy, które ich otaczały i odkrywali, że pojęcie nieskończoności może być uwięzione w porcelanowej filiżance, w talerzu, na którym piętrzyła się sałata, w szpalerze tui otaczających dom.Spacerowali po ogrodzie, ale nigdy nie mówili o chorobie.George wrócił do pracy po dwóch miesiącach.Decyzję podjął sam, miał dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć.Nie demonstrował gwałtownie swojej abstynencji, pił wodę i soki w sposób naturalny, jakby nic innego nigdy nie pił.Iza uznała, że nie powinna być stróżem trzeźwości męża, lecz prowadzić normalny tryb życia, i zatrudniła się na pół etatu w Instytucie Badań Wschodnio-Europejskich.George uznał, że jest to dobry pomysł, nie chciał, by Iza marnowała życie na obserwacji jego abstynencji.Wytrwał jedenaście miesięcy, jednak pewnego wieczoru, kiedy Iza wróciła z zakupów, zastała George’a opartego w salonie o kominek, na którym stał kieliszek czerwonego wina.W świetle bocznego światła wydawał się bardzo szkarłatny i ceremonialny.George patrzył na Izę, dając jej do zrozumienia, że nie ma żadnego prawa wkraczać w jego naturę, bo tylko on będzie decydował, w jakim czasie i przestrzeni i z jakiej wysokości jest zdolny oglądać życie.Jej wyborem było tylko to, czy chce z nim zostać jako obserwator, czy nie.Została.Elisabeth kończyła sałatkę z krabów.- Wrócił do alkoholu - w jej głosie była autentyczny żal.- Bardzo się boję - szept Izy był ledwo słyszalny.- To widać - stwierdziła Elisabeth.- Sprawiasz wrażenie, jakbyś straciła wiarę we własny rozum.Oczy masz większe od twarzy.Elisabeth uważała, że pijaństwo George’a jest wyrazem jego egoizmu, ale wiedziała, że ten argument nigdy Izy nie przekonywał.- Powiem ci, co myślę - odezwała się Elisabeth po chwili.- Zacznij myśleć o sobie.Choć trochę.Piętnaście lat małżeństwa.Nie zniosłabym dwóch dni.George jest szalony.Inteligentny i szalony.Nikt nie jest w stanie powstrzymać jego samodestrukcji.Nawet ty i jego miłość do ciebie.Nie znam się na miłości alkoholików, może jest dla nich czymś tak wielkim, że zaburza w nich poczucie rozsądku, niszczy instynkt samozachowawczy.Ale ostatecznie chodzi przecież o wybór.Zresztą nie wiem.To może być zwykłe uszkodzenie mózgu, a ty pewnie uważasz, że to ma jakąś głębię.Owszem, George jest piekielnie inteligentny, ale alkohol nie ma głębi.Jak można w zamroczeniu alkoholowym odkryć spójność? Jestem tylko prawnikiem, codziennie mam do czynienia z faktami.I okazuje się, że wszystkie rozwody, jakie prowadziłam, dowodzą, że uczucia nie są siłą kreacyjną.Trzeba czegoś więcej, żeby miłość nie zamieniała się w koszmar.Ach, Izo! Staram się cię rozumieć, ale mam wrażenie, że pogardzasz faktami.A tu chodzi przecież o uzależnienie, o nałóg, z którego George nie chce się wyleczyć.Tym razem naprawdę dostanie zawału serca!Iza uniosła w proteście dłoń.- Nie! - krzyknęła cicho Elisabeth.- Musisz to wiedzieć! Musisz być na to przygotowana.- Przygotowana? Jak mogę być przygotowana? Kocham George’a-Iza splotła dłonie i nachyliła głowę w stronę Elisabeth.Zrobiła to odruchowo, jakby chciała przebić się przez mur rozsądku swojej przyjaciółki, skruszyć go i zobaczyć pędy zielonego drzewa.Jakieś światło, skrawek nieba, ale widziała w oczach Elisabeth tylko rozczarowanie.Nie było ono rozdzierające, nie buntowało się przeciw naturze, było ostrożne, jakby odgradzało się od ostateczności po to, by móc samemu przetrwać.- Popełnia samobójstwo - odezwała się Elisabeth.- Jest inteligentny i zdaje sobie sprawę, że tym razem nie skończy się tylko na stanie przedzawa-łowym.Widocznie nie boi się śmierci.George jest intelektualnie wyzywający.To cud, że uchował się do tej pory.Myślę, że leczyłaś go swoją miłością.Ale musisz zdawać sobie sprawę, że prawdziwego zawału może nie przeżyć.Spróbuj opisać swoje uczucia, zajmij się czymś, bo inaczej oszalejesz.Ale Iza już nie słuchała.Elisabeth mówiła dalej.Jasność jej rozumowania była jak wyostrzony nóż, którego blask potwierdzał triumf ludzkiego rozumu, protestanckie przywiązanie do pojęć, które niedyspozycję fizyczną widziały w kategoriach grzechu.Iza potrzebowała takiej wizji, ale tylko po to, by móc się od niej gwałtownie oddalić.W ustach Elisabeth śmierć nie miała wielkiej wagi, była wypreparowana jak martwy ptak.Nawet nie miała zapachu, była mniej dosłowna niż sałatka z krabów.Stanowiła zaledwie obserwację, spostrzeżenie pozwalające rozdzielić dym od ognia.A Iza tego nie potrafiła.Znowu zapadała się w milczenie, bo tylko ono pozwoliło jej utożsamić się z George’em.Elisabeth poruszyła się na krześle i oznajmiła, że przyjęła pracę w kancelarii w Nowym Jorku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.