[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, obywatelu generale.Tak, u mnie.Siedzimy, gawędzimy.Myślę, że na razie nie ma potrzeby.Człowiek zmęczył się trochę w pracy, zdarza się.Oczywiście.Tak.Tak jest.Rozkaz!- No cóż, proszę podpisać, tu i tu.I jeszcze tutaj.Może pan teraz iść.do domu.Jeśli trzeba będzie - wezwiemy.Do widzenia.- I jeśli nie zdążył on zbyt dużo nabroić, to nie aresztują go, nie.Gdyby wszystkich takich wsadzać, trzeba by pół kraju wyłapać, a to nie jest obecnie konieczne, wystarczy wpakować jednego na dziesięć tysięcy takich, co przejrzeli na oczy, najbardziej napalonego, by nastraszyć pozostałych.Dawniej to zupełnie inna sprawa.Nie zdążył jeszcze ust otworzyć - już etap.Teraz są inne czasy.Nikt od ciebie nie wymaga, byś tę władzę kochał, czy też jej ufał.Wystarczy, byś się jej bał, był pokorny, wykonywał plan, podnosił rękę na zebraniu, zgodnie aprobował i z oburzeniem potępiał.I pędzi nasz człek pracy wiosennymi albo jesiennymi czy zimowymi ulicami lekkim galopem do domu - do żony i teściowej z Kaługi.Dopiero co uchyliły się ciężkie, masywne wrota i powiało nań piwniczną wilgocią, jakąś zgnilizną i beznadzieją, ale, dzięki Bogu, udało się.Gdzieś za dwa-trzy tygodnie zwołają ogólne zebranie pracowników, wystąpi sekretarz partii, komsomolski grupowy i przedstawiciel rady zakładowej, potępią z oburzeniem, napiętnują, staruszek mistrz Pietrewicz oświadczy, że jego zdaniem nie ma dla takich miejsca w robotniczej załodze.On sam wystąpi, wyrazi skruchę i obieca poprawę.Gdzieś z boczku, skromnie, będzie siedział Nikołaj Iwanycz, Pietrewicz, Siergieicz.Nie, nie, nie chce do prezydium, nie ma zamiaru występować, chce tylko posłuchać, co mówią towarzysze.Pod koniec zebranie pracowników, nagadawszy się do woli, poręczy za swego zbłąkanego, obieca kolektywnie go poprawić, przegłosuje i usatysfakcjonowane rozejdzie się do domów.I gdzieś tam wieczorkiem, pod budką z piwem, stary mistrz Pietrewicz, najbardziej biczujący w ciągu dnia, powie naszemu człekowi pracy przy kuflu piwa:- Otóż to, gołąbeczku, GŁOWĄ MURU NIE PRZEBIJESZ!Spójrz, człowieku pracy, spójrz uważnie w oczy swoim współpracownikom, spójrz na tłumy ludzi sunących ulicami, w kinach, na stadionach, nawet w Pałacu Zjazdów - i zobaczysz: przytłaczająca większość z nich wie już wszystko na temat głowy i muru.No i cóż, co im mogłeś powiedzieć? Każdy z nich przeżył albo jeszcze przeżyje ten skurcz iluminacji.Poszamo-cze się, poszamocze i przycichnie - i żadnym sposobem już nie wyprowadzisz ich z równowagi.Cóż możesz im przekazać w króciutkiej ulotce czy nawet przez wszystkie rozgłośnie Związku Sowieckiego? Oni przecież wiedzą, pamiętają jeszcze te dziarskie czasy, gdy co noc krążyły ulicami budy i zbierały swój haracz.Pamiętają też wojnę.Już taka potęga, wydawało się, waliła - i nawet ona się nie przebiła.Oni właśnie dlatego milczą, że wiedzą, a nie dlatego, że nie wiedzą.Czyż można mieć im to za złe?Pamiętam, kiedyś na Syberii, podczas ekspedycji, na kolejnym z naszych leśnych postojów gdzieś pod Czytą, złapałem trzy mrówki i wrzuciłem je do kubka.Chciałem sprawdzić, o ile są lepsze od ludzi.Naturalnie usiłowały się wydostać, ale strząsałem je na dno.Znów próbowały - znów je strząsałem.W sumie podjęły około stu osiemdziesięciu prób - i wszystkie oczywiście bezskuteczne.Potem przycichły na dnie, spełzły się i usiadły w koło.Ciekawe, o czym myślały albo rozmawiały? Długo je jeszcze obserwowałem, ale nie próbowały już uciekać.Kubek z mrówkami stał w trawie prawie trzy dni.Parokrotnie siąpił deszcz, wschodziło i zachodziło słońce, a one nadal siedziały w koło i strzygły wąsami - pewnie opowiadały sobie dowcipy.A cóż innego mogły począć? Zrozumiały już wszystko, niczego więcej nie potrzebują.Chciałyby nawet zawęzić swój świat do kręgu rodziny, mieszkania, żyć spokojnymi mrówczymi uciechami, w ciepły wiosenny dzień wyleźć na słońce, wypić we trzech.Cieszyć się chwilą, póki jest słoneczna, póki jest tak przytulnie na beczkach za knajpą i każda minuta składa się z sześćdziesięciu błogich sekund, a gorzałka dodatkowo rozciąga każdą sekundę.Ale nie dają spokoju, nie pozwalają człowiekowi żyć w jego małym światku.Wszędzie dosięga go propaganda, wszechobecny krzykliwy głos, zagłuszający wiosenne świergotanie.Ten głos jak górskie echo rozbrzmiewa ze wszystkich stron, rodząc dziwne zjawisko, które krąży wśród nas: dowcip.Wypiwszy w zacisznym kąciku, sowiecki człowiek nie może nacieszyć się chwilą, wyłazi z niego to, co cały dzień tłumił w sobie.Dowcip zerka mu zza ramienia, ten wieczny „czwarty” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.