[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy świeciły mu żółto, jak wesoły ogień na kominku.Krzywe zęby zaświeciły w uśmiechu spoza siwej zasłony.–To nie ma znaczenia.Zanim się, panie odezwałeś, myślałam, że już wszystko stracone.–Myślisz, że nie dasz sobie rady?–Właściwie nie, chociaż szanse są bardzo nierówne.Sądzę jednak, że dowódca nie pragnie mego powrotu.Obawiam się, że raczej chodzi mu o własną reputację i fortunę, a za nic ma bezpieczeństwo Orissy.Żółty ogień jego oczu zapłonął głębszym blaskiem.–Jestem tego samego zdania, Rali – odpowiedział mag.Wtedy po raz pierwszy zwróciłam uwagę, w jak serdeczny sposób zaczął się do mnie zwracać – jakby wiedział, że w przyszłości staniemy się przyjaciółmi.W tamtej chwili było mi to bardzo na rękę, choć, jako członkini rodu Antero, odczuwałam niejaki niepokój.Jakoś nie najlepiej wiodło nam się z magami.Ale wtedy nie rozmawialiśmy o takich sprawach.–Nie ufam mu – ciągnął Gamelan – i dlatego postanowiłem wyruszyć razem z wami.Jeśli przestaniemy nękać Archonta, skończy pracę nad swoją bronią.Będzie potrzebował na to więcej czasu, niż gdyby mógł siedzieć spokojnie na zamku.Nie ma również brata do pomocy.Ale nie można mu pozwolić na spokojny pobyt w jednym miejscu, bo nasze zwycięstwo rzeczywiście okaże się pustym słowem.Zastanawiałam się nad tymi zagrożeniami, a Gamelan nagle się roześmiał.Dziwnie się czułam w towarzystwie śmiejącego się maga.Wielu z nich spotkałam podczas mych licznych podróży i wiem, że ten ludzki odruch, który wszystkim przychodzi tak naturalnie, dla nich jest czymś bardzo trudnym.Niektórzy skrzeczą jak wiedźmy.Inni rechocą jak żaby w zalotach.Jeszcze inni wyją jak wilkołaki na widok księżyca.Zaś Gamelan, gdy czuł się szczęśliwy, co – jak się dowiedziałam później – było rzadkością w jego życiu, pohukiwał jak puchacz na polowaniu.Spodobał mi się ten odgłos, chyba po raz pierwszy od chwili, gdy się spotkaliśmy.–Jest jeszcze jeden powód – przyznał się – i to bardzo egoistyczny.–W czym rzecz, panie?–Pamiętam ten dzień, gdy pozwoliłem twojemu bratu i temu łajdakowi Szaremu Płaszczowi ruszyć na wyprawę w poszukiwaniu Zamorskich Królestw.Siedziałem na służbowym tronie i czułem się jak mały chłopiec, a nie jak mądry, wiekowy Mistrz Magii, posiadający wielką moc i równie wielkie obowiązki.Mówię ci, oddałbym ten tron, całą wiedzę i całą władzę, co do joty, żeby tylko móc wyruszyć razem z nimi.Teraz z kolei ja się roześmiałam.–A więc chodzi o przygody? To jest twoja słabość, magu?Gamelan znów zaczął pohukiwać.–Po to się urodziłem, Rali – odparł.– Tylko przeznaczenie niepotrzebnie się wtrąciło.Niestety, zostałem napiętnowany talentem magicznym.Ale to inna historia, którą z przyjemnością będę cię zanudzał podczas podróży.Potrząsnął głową i zakręcił na palcu brodę z wielkiego zadowolenia.–Pomyśl tylko.Rozmawiamy o takich rzeczach… o opowieściach, podróżach i przygodach.Ja się przecież już czuję jak młody chłopiec.Rzeczywiście odmłodniał w ciągu tych kilku minut od początku naszej rozmowy.Policzki ponad linią brody poróżowiały, oczy mu błyszczały, a cała postać się wyprostowała.Był teraz nieomalże przystojny.Gdyby moje gwardzistki miały inne skłonności, poszłabym o zakład, że niejedna bójka wybuchłaby o to, która z nich pierwsza pójdzie poturlać się z tym starszym panem na dywaniku przed kominkiem.Przysięgłam sobie, że jeśli w czasie naszej podróży napotkamy przypadkiem przystojną kobietę, która znajduje upodobanie w mężczyznach, doprowadzę do tego, by znalazła się w koi naszego maga.Gamelan drgnął.–Widzisz, naprawdę jestem za stary – powiedział.– Mało brakowało, a byłbym zapomniał, że mam robotę.Pośpiesznie zbliżył się do urządzenia, powąchał bezwonną parę i przekręcił kilka kurków, mieszając ze sobą krople płynów.Nie przestawał mówić.–Dzięki tobie – rzekł – zdobyłem środki potrzebne do stworzenia naszej własnej tajnej broni przeciwko Archontowi.Prawdopodobnie sama nie stanie się przyczyną jego klęski, ale wielce go osłabi.Prócz tego ułatwi nam tropienie.Postawił na stole czarną jak heban skrzynkę, ozdobioną wielobarwną intarsją.Nie miała ani jednego łączenia, tak jakby nie sposób było ją otworzyć.Przesunął nad nią dłońmi, szepnął kilka słów i przycisnął boczne ścianki kciukami i palcami wskazującymi obu dłoni.Wieczko odskoczyło do góry.Zajrzałam do środka i o mało nie dostałam mdłości.Wewnątrz leżał kawał mięsa o brązowo-fioletowym odcieniu, jakiego nabierają organy wewnętrzne, które wkrótce mają się zepsuć.–To serce Archonta, którego zabiłaś – wyjaśnił.Wyjął je ze skrzynki obojętnym gestem człowieka, który nieraz miał do czynienia z wnętrznościami, i podłożył pod sporą rurką z brązu, wystającą z magicznego urządzenia.Odkręcił kurek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|