[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziwne zatem, że cię nie znam.- Byk znowu powęszył w powietrzu.-Choć znałem twego ojca.- To dzięki jego mocy przerwałem tę ciemną kurtynę i stoję przed tobą.-Rephaim nie odrywał wzroku od bestii, lecz był w pełni świadom bliskości zakrwawionej bezradnej Stevie Rae.- Czyżby? Zdaje mi się, że kłamiesz, ptakoludzie.Choć byk wciąż przemawiał tym samym tonem, Kruk Prześmiewca wyczuwał jego gniew.Nie tracąc opanowania, przesunął palcem po swojej piersi, zbierając czerwoną mgiełkę.Potem uniósł palec i pokazał go bestii.- To ona pozwoliła mi rozedrzeć ciemną kurtynę tego kręgu.Siła, którą władam dzięki prawu dziedziczenia po ojcu.- Owszem, w twych żyłach płynie nieśmiertelna krew, ale rozdymająca twe ciało moc, która przerwała barierę, jest pożyczona ode mnie.Dreszcz przebiegł krukowi po plecach.Bardzo ostrożnie pochylił głowę w geście wdzięczności i szacunku.- W takim razie dziękuję ci.choć nie przywoływałem twojej mocy, a jedynie ojcowską, do której mam pełne prawo.- Rozpoznaję w twych słowach prawdę, synu Kalony, po cóż jednak rozkazywać nieśmiertelnej mocy, by cię tu przywiodła i wpuściła do mego kręgu? Czego pragniecie dziś od ciemności ty lub twój ojciec?Ciało Rephaima znieruchomiało, lecz mózg pracował na najwyższych obrotach.Do tej chwili kruk zawsze czerpał siłę z nieśmiertelności płynącej w jego krwi i z kruczego sprytu, który także został mu dany w chwili poczęcia.Teraz jednak, stojąc twarzą w twarz z ciemnością, nabrzmiały mocą, która nie pochodziła od niego, nagle pojął, że choć to dzięki tej istocie udało mu się odnaleźć Stevie Rae, nie uratuje jej, posługując się ciemnością, niezależnie od tego, czy będzie ona pochodziła od byka czy od ojca.Kruczy instynkt także nie zdoła pokonać tej bestii.Siły sprzymierzone z ciemnością nie mogą pokonać jej inkarnacji.Sięgnął więc po jedyne, co mu pozostało: po resztki człowieczeństwa przekazanego mu przez dawno już nieżyjącą matkę.Odpowiedział bykowi jak człowiek z rozbrajającą, rozdzierającą serce szczerością.- Przybyłem tu, bo ona tu jest, a ona należy do mnie.- Przez cały czas patrząc bykowi w oczy, skinął głową w kierunku Stevie.- Czuję na tobie jej zapach.- Byk zrobił kolejny krok ku niemu, wywołując kolejny wstrząs ziemi.- Być może należy do ciebie, ale miała czelność mnie przywołać.Poprosiła o pomoc, a ja spełniłem jej prośbę.Za to zaś, jak wiesz, trzeba zapłacić.Odejdź więc, ptakołudzie, a pozwolę ci żyć.- Odejdź, Rephaimie.- Głos dziewczyny był słabiutki, lecz gdy kruk w końcu na nią spojrzał, zobaczył, że oczy ma przytomne i wyraziste.- Teraz jest inaczej niż tam, na dachu.Nie zdołasz mnie uratować.Odejdź.Powinien to zrobić.Wiedział o tym.Zaledwie kilka dni wcześniej nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić świata, w którym będzie się mierzył z ciemnością, by uratować wampira; by uratować kogokolwiek innego niż siebie czy swego ojca.Teraz jednak, patrząc w łagodne niebieskie oczy Stevie Rae, widział w nich cały nowy świat: świat, w którym ta dziwna mała czerwona wampirka oznaczała serce, duszę i prawdę.- Proszę.Nie pozwól, żeby ciebie też skrzywdził - powiedziała.Właśnie te szczere bezinteresowne słowa pomogły mu podjąć decyzję.- Już mówiłem, że ona jest moja.Wyczułeś na mnie jej zapach, więc wiesz, że to prawda.Mogę spłacić dług zamiast niej - rzekł do byka.- Nie! - wykrzyknęła Stevie.- Zastanów się dobrze, zanim złożysz taką propozycję, synu Kalony.Nie zabiję jej.Ma wobec mnie dług krwi, a nie życia.Kiedy już skończę się nią pożywiać, oddam ci ją.Na dźwięk tych słów Rephaim poczuł mdłości.Ciemność niczym żarłoczna pijawka zamierzała się żywić sokami dziewczyny, lizać jej poranioną skórę, próbować miedziano-słonej krwi - ich wspólnej krwi, na zawsze połączonej Skojarzeniem.Weź więc moją krew.Ja spłacę dług - nalegał.- Jesteś synem swego ojca i tak jak on postanowiłeś czcić istotę, która nigdy nie da ci tego, czego najbardziej pożądasz.Niech więc tak będzie.Wypuśćcie ją! - zarządził byk.Ostre jak brzytwy nici ciemności cofnęły się od ciała Stevie Rae, która natychmiast osunęła się na zalaną krwią ziemię, jakby tylko one do tej pory utrzymywały ją w pozycji stojącej.Nim kruk zdążył do niej podejść, czarna macka niczym kobra wyłoniła się z otaczającego byka dymu i mroku.Z szybkością, która nie mogła należeć do tego świata, uderzyła go w kostkę i owinęła się wokół niej.Kruk Prześmiewca zniósł to w milczeniu, choć miał wielką ochotę krzyczeć.Pomimo oślepiającego bólu skoncentrował się i zawołał do Stevie:- Wracaj do Domu Nocy!Widział, że dziewczyna próbuje wstać, ale ślizga się na własnej krwi i opada z powrotem na ziemię, płacząc bezgłośnie.Gdy ich spojrzenia się spotkały, Rephaim skoczył ku niej, rozpościerając skrzydła, gotów zrobić wszystko, by się wyrwać trzymającej go nici i przynajmniej wynieść Stevie poza krąg.Z dymu wyłoniła się kolejna macka i oplotła jego świeżo uleczone ramię, wdzierając się na trzy centymetry w głąb mięśnia.Jeszcze jedna zaatakowała od tyłu.Tym razem nie zdołał powstrzymać zbolałego krzyku: nić owinęła się wokół skrzydeł w miejscu, gdzie wyrastały z pleców, nadrywając je i przyszpilając go do ziemi.- Rephaim! - zaszlochała Stevie Rae.Nie widział byka, ale czuł drżenie ziemi i wiedział, że bestia się zbliża.Odwrócił głowę i zobaczył czołgającą się ku niemu dziewczynę.Chciał jej powiedzieć, żeby się zatrzymała, zmusić ją do ucieczki.Dopiero po chwili, z trudem znosząc potworny dotyk języka bestii na swojej nodze, uświadomiłsobie, że Stevie wcale nie czołga się ku niemu: rozczapierzyła kończyny niczym krab i napierała na ziemię stopami i dłońmi.Ręce jej drżały, a ciało wciąż krwawiło, twarz jednak odzyskiwała kolor.„Ona czerpie moc z ziemi!” -pomyślał kruk z obezwładniającym poczuciem ulgi, wiedząc, że to pozwoli jej uciec z kręgu i oddalić się w bezpieczne miejsce.- Zapomniałem już, jak słodka jest krew nieśmiertelnych.- Byk zionął na niego zgniłym oddechem.- W wampirskiej krwi odnalazłem jedynie namiastką tego.Będę z ciebie pił i pil synu Kalony.Pożyczyłeś dziś moc od ciemności, więc masz do spłacenia coś więcej niż tylko dług dziewczyny.Rephaim nie zamierzał patrzeć mu w oczy.Jego ciało uwięzione przez tnące macki zostało odwrócone tak, że przywierało policzkiem do ziemi.Wciąż nie odrywał wzroku od Stevie Rae, gdy byk stanął nad nim i zaczął spijać krew z rany u nasady krwawiących skrzydeł.Kruka zalała fala bólu, jakiego nigdy dotąd nie zaznał.Nie chciałkrzyczeć.Nie chciał się wić w męczarniach.Nic jednak nie mógł na to poradzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.