[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nietrudno było przewidzieć, jak to się skończy.Nadszedł czas decydującej rozmowy.– Albo się coś robi, albo nie robi – powiedziałem.– Nie ma trzeciej możliwości.Albo się jest statystą, albo aktywistą.– Można być jeszcze widzem – rzekł August.Powiedział to cicho, lecz od razu wyczułem, że to była jego nowa idea.Być widzem, obserwatorem, gapiem.Statystowanie to za dużo – nawet na to świat nie zasługuje.Wycofać się na pozycje obserwatora.August nie powiedział tego wprost, bo wiedział, że zwykle ja za niego dopowiadam.A zatem być widzem.Można jeszcze w ogóle nie być, i taki dylemat, jak wiadomo, już postawiono, ale prawdę mówiąc zawiera on zbyt mało opcji dla przyzwyczajonego do bogatego wyboru i wielu możliwości współczesnego człowieka.– Więc czego chcesz – założyć akademię widzów? – spytałem lekko zniecierpliwiony.– Ach nie – odparł – tego uczyć nie trzeba.Niech każdy gapi się na świat po swojemu, jak chce i potrafi.Powiedział to i zaraz się zamyślił.Zawsze tak robi, kiedy powie coś głupiego.W gruncie rzeczy obaj wiedzieliśmy, że tego też nie można puścić na żywioł.Niczego nie można, bowiem człowiek sam jest żywiołem.Tylko, czy żywioł można czegoś nauczyć? Można go jedynie zaopatrzyć w dyplomy, i tak też zrobiliśmy.Akademia, niestety, wciąż działa, mamy jednak nadzieję, że kiedyś uda się ją zamknąć.CZAS WODYPiliśmy te wody od tygodnia, kuzyn na serce, ja na inne organy, lecz efektów nie było.Potem się okazało, że pomyliliśmy źródła, ale kiedy naprawiliśmy błąd, też nie widzieliśmy różnicy.W pijalni, rzecz normalna, rozmawiało się z różnymi osobami.– Są ludzie – powiedziała nam jakaś kobieta – którym żadna woda nie pomoże.W każdym razie żadna z tych świeckich.Dzieliła wody na świeckie i święcone, i tym nas bardzo zainteresowała, a kuzyna pociągnął nie tylko sam temat, ale i kobieta.Dojrzała była już od dawna, właściwie na granicy trzeciego wieku, mężczyźni w jej wieku bywają starzy.Wszędzie miała pełno śladów piękności, nosiła je z dumą jak rodową biżuterię, nie kryła też swoich doświadczeń.Pochowała już dwóch mężów, a trzeci również był nie bardzo zdrowy.Kuzyna jednak trudno było zniechęcić, przysiadał się do niej w pijalni i czynił to tak skwapliwie, że wyjawiła mu swoje imię – Antonina – co robiła podobno nader rzadko.Na wodach znała się wybornie, bo piła je niemal od dziecka.Po tygodniu znajomości pozwoliła się zaprosić na lody.Na uzdrowiskowym deptaku rozłożyły się dwie kawiarnie, obie w zasięgu muzyki z muszli koncertowej.Dnie były piękne i upalne, a ten dzień z lodami wyjątkowo gorący.Wybraliśmy stolik pod parasolem, dokoła wszyscy jedli lody, a złożona z kobiet orkiestra grała walce Lannera i Straussa.Rozmawialiśmy na różne tematy, jak to z kobietą, a kiedy już pokazaliśmy, że nic nie jest nam obce, skierowaliśmy rozmowę na zdrowie i tutejsze lecznicze źródła.Antonina jakby na to czekała.– Te wszystkie wody są dobre dla zdrowych – powiedziała.– Wam na nic nie pomogą.– Nie jesteśmy tacy chorzy – rzekł kuzyn– Wszyscy tutaj tak uważają – odparła.– Ale co roku przyjeżdżają wciąż nowi.A wiecie dlaczego? Bo tamci już nie mogą.Mam powiedzieć dlaczego?– Nie trzeba.Uśmiechnęła się wyrozumiale, po czym klepnęła kuzyna po kolanie.Może nie było to eleganckie, ale było na swój sposób miłe, a poza tym, jak się okazało, dowodziło wielkiego serca.– Powiem wam, w sekrecie, co trzeba pić, żeby wyzdrowieć i przeżyć rówieśników.Jest tu w okolicy źródło, o którym nikt nie wie, cudowne na serce, na stawy, na oczy, na żołądek, na nerwy, na duszę, na każdy organ i na całego człowieka.Woda, która robi cuda, święta woda.Pójdziemy tam jutro.Nazajutrz pogoda była jeszcze lepsza, chociaż zdawało się, że już lepsza być nie może.Słońce wyszło na niebo w eskorcie obłoków, które litościwie zacieniały co trudniejsze odcinki drogi.Trasa wiodła przez pole, z góry i pod górę, była kręta, kamienista i wcale nie krótka.Na końcu był zagajnik, w nim polanka, a na niej małe źródełko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|