[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Straszni byli cismagli muskularni wojownicy z toporamii włóczniami o miedzianych ostrzach!Niektórzy mieli broń ze świetnejaquilońskiej stali, zdobytą podczasszturmu Fortu Tuscelan.- Na Mitrę! Są ich tysiące –wydyszał Flavius.- Idź na tamten róg kwadratu –rozkazał Conan, zajmując stanowiskona narożniku z prawej.Arno i jegoporucznik zajęli pozostałe, zwracającsię ku otaczającym ich wrogom.Kilkunastu Piktów padło odbossońskich strzał, lecz w chwilępóźniej dzicy wojownicy rzucili się naAquilończyków.Wielu w bitewnym szalenadziało się na ostrza pik.Innitańczyli poza zasięgiem włóczni,wrzeszcząc i potrząsając bronią.Kilku padło na ziemię i próbowałoprzetoczyć się pod drzewcami, ale ciszybko zostali wybici.Broniący swegorogu kwadratu Conan wywijał ciężkimmieczem, odrąbując głowy i ramiona.Łucznicy niezmordowanie zakładalistrzały na cięciwy i wypuszczali je wrozszalały tłum.Piktowie jeden podrugim walili się z wrzaskiem naziemię.Daremnie próbowali wyciągnąćdrzewca z piersi i miotali się wśmiertelnych drgawkach.Krew tryskałana opadłe liście i wsiąkała w brązowąściółkę.Powietrze przesycił zapachkrwi, potu i strachu.Świst kościanego gwizdka przebił sięprzez zgiełk bitwy.Piktyjscywodzowie biegali wśród opętanychmorderczym szałem dzikusów, odciągającich w tył i wywrzaskując niezrozumiałekomendy.Niełatwo było zapanować nadrozszalałymi wojownikami, ale w końcuwszyscy odwrócili się plecami doprzeciwników.Pokłusowali w las ikulejąc, bądź zataczając pod ciężaremranionych towarzyszy, zniknęli wśródpni.Wokół najeżonego pikami kwadratupozostało ponad czterdziestu martwychi rannych Piktów.Niektórzy jęczeli,inni niemrawo usiłowali odczołgać sięw krzaki.Conan wytarł z twarzy krewi pot, po czym zwrócił się do swoichżołnierzy, którzy zbierali się obokpoległych członków kompanii.- Ty! I ty! – szczeknął wskazującdwóch pikinierów, – Dobić mi tepsy, które się jeszcze ruszają.Pamiętajcie, że te dzikusy potrafiądobrze udawać trupy.Reszta namiejsca! Wyrzucić martwych zkwadratu.Opatrzyć rannych.Conan wyznaczył trzech łuczników,którzy wyszli z szeregu i zebralistrzały leżące na ziemi oraz tkwiącew ciałach Piktów.Arno zapytał:- Dlaczego oni się wycofali?Przecież mieli nad namidziesięciokrotną przewagę!- Crom tylko wie.Pewnie po to, byobmyślić jakąś diabelską sztuczkę.Narazie więc nie powinniśmy łamaćszyku.Delikatny powiew przyniósł dudnieniebębna i stukot grzechotki.Aquilończycy na razie odetchnęli zulgą.Wycierali pot z twarzy i piliwodę z bukłaków, lecz kiedy niektórzyzdjęli hełmy i kolczugi, Conanryknął:- Założyć zbroje, durnie! Myślicie,że to już koniec?! Popołudnie byłoduszne.Roje much krążyły nad ciałamipoległych i opadały, tworząc naranach czarne, ruchome plastry.Bębnienie i grzechotanie trwałonadal.Czterej oficerowie stanęli zdala od zmęczonych żołnierzy i zaczęlinaradzać się ściszonymi głosami.- Słyszałem, że mają nowegoczarownika – powiedział Conan.– ToSagayetha, bratanek starego ZogarZaga.Moim zdaniem ten harmideroznacza, że jest on wśród nich iprzygotowuje kolejny podstęp.- Cicho, Conanie! – syknął Arno.– Jeżeli ludzie domyśla się, żeczary…- Każdy, kto wojuje z Piktami,walczy z czarami – odrzekł Conan.–To naturalny stan rzeczy w tejkrainie.Piktowie ustępują przeddobrą aquilońską stalą, która wydarłaim Conajoharę, więc zwracają się doswych diabelskich szamanów, bywyrównać szansę.- Co masz na myśli mówiąc:„wydarła”? – zapytał oburzony Arno.– Kraj został wykupiony, kawałek pokawałku, przez legalne traktatyzaopatrzone w królewskie pieczęcie.Conan parsknął drwiąco.- Znam ja te traktaty, podpisaneprzez piktyjskich opojów, którzy niewiedzieli, pod czym stawiają swojekrzyżyki.Nie kocham Piktów, alepotrafię zrozumieć ich wściekłość.Najlepiej będzie, jeżeli wycofamy sięczwórkami; piki na zewnątrz, łuki wśrodku.Jeżeli zaatakują ponownie,znów uformujemy jeża.Oficerowie wrócili na swoje miejsca,ale nim cofająca się kolumna zrobiłasto kroków, grzechotanie i dudnienieumilkło.Żołnierze zatrzymali się,zaniepokojeni nagłym spokojem.Niesamowitą ciszę rozdarłprzeszywający wrzask.Jeden zżołnierzy wypadł z szeregu i runąłmiędzy powykręcane korzenie.Innyprzewrócił się zaraz za nim i nagleszeregiem wstrząsnęły krzykiprzerażenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|