[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Musisz mi dać jeszcze pięć naboi – oświadczył Amund.– No i załóż nową tarczę.Ta musi być jakaś niedobra.Anders dał mu pięć naboi.Powiesił nową tarczę.Amund nabijał i strzelał.Raz za razem.Głośny huk, chmurka dymu z lufy, lekki zapach prochu i ślad na tarczy.Ani razu nie trafił w centrum! Jeden strzał wyszedł poza obrąb tarczy.Amund nie umiał strzelać.Strzelał gorzej niż Anders.Naboje mu się skończyły.Amund stał chwilę w milczeniu.– W domu masz jeszcze dużo naboi? – spytał Amund.– Tak.to znaczy.– Anders nie chciał wyznać, że ojciec schował je pod kluczem.– A no jak tak, to daj mi jeszcze pięć.Teraz spróbuję strzelać w centrum.Amund strzelał dalej.Po każdym strzale czerwienił się coraz silniej, ale w centrum nie trafił.Piąty strzał przeszedł obok tarczy, Amund cisnął flower na ziemię.– Masz tę twoją pukawkę! – powiedział.Anders schylił się po flower.– Jutro odkupię ci naboje – mruknął Amund i poszedł.Anders powiódł za nim wzrokiem.Gdyby chociaż nie nazwał floweru pukawką.Nieładnie, aż przykro!Anders przez całe popołudnie krążył dokoła i nie mógł się zdecydować.Został mu jeden nabój.Włożył rękę do kieszeni i trzymał go kurczowo.Bał się wyjąć rękę.A gdyby nabój wyleciał, a gdyby w kieszeni była dziura.Krążył dokoła z flowerem zarzuconym na ramię, z ręką w kieszeni mocno zaciśniętą.Ani rusz nie mógł znaleźć celu, który byłby wart ostatniego naboju.Wrócił do domu, nabój położył na stole i zabrał się do czyszczenia broni.Może podczas tej czynności jakiś pomysł przyjdzie mu do głowy.Jednakże nic nie wymyślił.Czas płynął.Wieczór niebawem nadejdzie.Niedługo zacznie się zmierzchać.A jak zrobi się ciemno, będzie za późno.Gdyby chociaż rodzice wrócili! Ale skoro pojechali na przyjęcie, na pewno wrócą dopiero późnym wieczorem.Gorączkowo chodził po ogrodzie, po polach, po łąkach.Nic nie znalazł.Sucha szyszka wisiała na jakimś drzewie.Cel dobry, ale trudny.Szkoda ryzykować!Słońce zachodziło.Na dworze już troszeczkę szarzało.Anders stał w izbie z flowerem na ramieniu, okno było otwarte.Zdecydował się.Mimo wszystko pójdzie i strzeli do szyszki.I wtedy zobaczył wronę siedzącą na płocie.Głową zwrócona była w jego stronę.Trudno jednak stwierdzić czy go widziała, czy nie.Raczej nie, bo stał ukryty za firanką.„Jeśli potrafisz, możesz zastrzelić wronę” – powiedział ojciec.Wcale nie zamierzał zbijać zwierząt.Poza tym dzieliła go duża odległość, co najmniej pięćdziesiąt metrów.Na pewno nie trafi.Włożył nabój, ostrożnie pochylił się, oparł flower na parapecie okna i wycelował.Na pewno nie trafi.Muszkę skierował wprost na piersi wrony.Nacisnął cyngiel.Niezbyt głośny, lecz ostry odgłos strzału, uderzenie w ramię.Wrona zniknęła.Ale nie odleciała, więc musiała leżeć za płotem.Wyszedł na dwór.Pobiegł do ogrodzenia.Flower trzymał w ręku.Wrona siedziała w trawie.Nie ruszała się.Anders również stał bez ruchu.Widział tylko jedno oko ptaka.Czarne oko wpatrzone w niego.Wrona stała na jednej nodze, podpierała się skrzydłem.Druga noga i drugie skrzydło zwisały bezwładnie.Nie spuszczała z niego oka.Nie wiedział, jak długo tak stał.Chyba długo; w końcu oburącz ujął flower za lufę.Trzeba z tym skończyć.Czuł coraz silniejsze tętnienie krwi w żyłach, pulsowanie na szyi odczuwał jak uderzenia.Podniósł flower i rzucił się naprzód.Wrona uskoczyła.Podpierając się jednym skrzydłem, kuśtykała na jednej nodze drogą w kierunku jeziora.Nie do wiary, jak szybko się poruszała.Anders biegł za nią co sił, lecz nie mógł jej dogonić.Biegł, biegł.Serce waliło, coś dławiło w gardle.Oburącz ściskał lufę.Kolbę oparł na ramieniu, każdej chwili gotów do uderzenia.Okaleczała wrona skakała dalej.Już była blisko jeziora.Dogonił ją na brzegu.Zamachnął się kolbą.Wrona skoczyła prosto do wody.I wtedy po raz pierwszy zakrakała – rozpaczliwie, przejmująco.W mgnieniu oka zniknęła pod wodą.Odpowiedział jej głos z pobliskiej gałęzi.Potem drugi, z jodły rosnącej nieco dalej.Dwa czarnoszare ptaki wyfrunęły z lasu kracząc przeraźliwie, groźnie, rozpaczliwie.Z dala nadlatywały dwie dalsze wrony.Czarne ptaki wyłaniały się z czarnego lasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.