[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Co-o? Czekałeś? Czyżeś ty wiedział, że i on tam zastawiał? – krzyknął Razumichin.Porfiry Pietrowicz zwrócił się wprost do Raskolnikowa.– Obydwie pańskie rzeczy, pierścionek i zegarek, były u niej zawinięte w jeden papierek, a na tym papierku czytelnie było wypisane ołówkiem pańskie nazwisko, jak również dzień, w którym otrzymała to od pana.– Że też pan taki spostrzegawczy.– niezręcznie uśmiechnął się Raskolnikow, usiłując patrzeć mu prosto w oczy; nie wytrzymał jednak i nagle dodał: – Powiedziałem to dlatego, że prawdopodobnie właścicieli zastawów było bardzo dużo.tak że panu trudno wszystkich ich spamiętać.A tymczasem pan, przeciwnie, tak dobrze przypomina ich sobie wszystkich i.i.„Głupio! Nieprzekonywająco! Po com to dodał”.– Prawie wszyscy właściciele są już teraz znani, właściwie tylko pan dotychczas się nie zgłaszał – odparł Porfiry z ledwie uchwytnym odcieniem ironii.– Niezupełnie byłem zdrów.– O tym słyszałem także.Słyszałem nawet, że był pan niepomiernie czymś rozstrojony.Obecnie też jest pan jak gdyby blady.– Wcale nie blady.przeciwnie, zupełnie jestem zdrów! – przeciął Raskolnikow brutalnie i ze złością, zmieniając znienacka ton.Złość kipiała w nim i nie mógł jej pohamować.„A właśnie w złości wygadam się! – mignęło mu znowu.– Czemu oni mnie dręczą?”– „Zupełnie zdrów!” – podchwycił Razumichin.– A to mi się podoba! Do wczoraj bredził od rzeczy.Czy uwierzysz, Porfiry, ledwie się trzymał na nogach, a jak tylkośmy się odwrócili, to znaczy ja i Zosimow, ten się ubrał na chybcika, drapnął chyłkiem i szwendał się gdzieś do północy.i to, powiadam ci, w kompletnej malignie; możesz to sobie wyobrazić? Niesłychane rzeczy.– Doprawdy? W kompletnej malignie? No proszę! – pokiwał głową Porfiry jakoś po babsku.– Banialuki, proszę nie wierzyć! Zresztą pan i tak nie wierzy! – wyrwało się Raskolnikowowi ze zbyt już wyraźnym gniewem.Lecz Porfiry Pietrowicz jakby nie dosłyszał tych dziwnych słów.– Czyż byłbyś wyszedł, gdyby nie maligna? – gorąco prawił Razumichin.– Po coś wyszedł? Na co? I czemu akurat chyłkiem? Czy to się nazywa być przy zdrowych zmysłach? Teraz, kiedy całe niebezpieczeństwo już minęło, mówię ci to wprost.– Znudzili mnie wczoraj jak flaki z olejem – rzekł nagle Raskolnikow do Porfirego z bezczelnie wyzywającym uśmiechem – więc uciekłem od nich, chciałem wynająć sobie mieszkanie, żeby mnie nie wytropili; wziąłem ze sobą kupę pieniędzy.Pan Zamiotow widział te pieniądze.Cóż, panie Zamiotow, byłem wczoraj, czy nie byłem w malignie? Proszę rozstrzygnąć nasz spór.Byłby w tej chwili zadusił Zamiotowa, tak bardzo mu się nie podobało jego milczenie i jego wzrok.– Moim zdaniem, mówił pan nader rozsądnie i nawet przebiegle, tylko zanadto był pan drażliwy – oświadczył Zamiotow sucho.– A dzisiaj mówił mi Nikodem Fomicz – wtrącił Porfiry – że spotkał pana wczoraj bardzo późno w mieszkaniu pewnego urzędnika stratowanego przez konie.– Właśnie! Ot, chociażby ten urzędnik – podchwycił Razumichin – no powiedz sam, czyś nie był zwariowany u tego urzędnika? Ostatnie grosze oddałeś wdowie na pogrzeb! Zachciało ci się miłosierdzia.ślicznie, daj piętnaście, daj dwadzieścia, ale choć trzy ruble zostaw sobie; a tyś wywalił wszystkie dwadzieścia pięć!– Skąd wiesz, że nie znalazłem gdzieś skarbu? Może właśnie dlatego byłem wczoraj taki szczodry.Ot, na przykład pan Zamiotow wie, że znalazłem skarb.Proszę darować – drżącymi ustami rzekł do Porfirego – że od pół godziny zanudzamy pana takimi bzdurami.Pan ma nas dosyć, co?– Ale skądże, przeciwnie, prze-ciw-nie.Gdyby pan wiedział, jak mnie pan interesuje! Z ciekawością i patrzę, i słucham.i, wyznam, tak się cieszę, że pan nareszcie zechciał mnie odwiedzić.– Mógłbyś przynajmniej herbatą mnie poczęstować.W gardle mi zaschło! – huknął Razumichin.– Wyborna myśl.Może i panowie raczą się przyłączyć do towarzystwa? A może chcesz.coś solidniejszego przed herbatą, hę?– Idź do licha.Porfiry Pietrowicz poszedł wydać zarządzenia co do herbaty.W głowie Raskolnikowa myśli wirowały jak cyklon.Był okropnie rozdrażniony.„Ba, nawet nie ukrywają, nawet nie chcą robić ceregieli.Z jakiego to powodu, mój panie, mówiłeś o mnie z Nikodemem Fomiczem, skoro mnie nie znasz? To dowód, że już nie chcą ukrywać, że mnie tropią jak sfora psów.Najotwarciej plują mi w twarz! – dygotał z furii.– W takim razie bijcie wprost, a nie igrajcie jak kot z myszą.Przecież to nieuprzejmie, mój panie, skąd pan wie, może ja na to nie pozwolę?.Raptem wstanę i wygarnę wam w pysk całą prawdę; wtedy zobaczycie, jak wami gardzę! – Z trudem odetchnął.– A jeśli to mi się tylko wydaje? Jeśli to ułuda? Jeśli się złoszczę tylko z braku doświadczenia i nie umiem odegrać swojej podłej roli? Może z ich strony nie było żadnego zamiaru? Wszystkie ich słowa są najzwyczajniejsze, jednakże coś w nich tkwi.Wszystko to można zawsze powiedzieć, ale coś tu jest.Dlaczego powiedział wprost u niej? Dlaczego Zamiotow dodał, że mówiłem przebiegle? Dlaczego mówią takim tonem? Tak.ton.Razumichin siedział tu tak samo jak ja, więc czemuż jemu nic się nie wydaje? Temu idiotycznemu niewiniątku nigdy się nic nie wydaje.Znów gorączka!.Porfiry mrugał do mnie, czy nie mrugał? To z pewnością nonsens; czemu miałby mrugać? Chcą mi działać na nerwy, czy przekomarzać się ze mną? Albo wszystko to miraż, albo – wiedzą!.Nawet Zamiotow jest impertynencki.Czy rzeczywiście Zamiotow jest impertynencki? Zamiotow zmienił pogląd przez noc.Przeczuwałem, że tak będzie.Jest tutaj pierwszy raz, a zachowuje się jak we własnym domu.Porfiry nie uważa go za gościa, siada tyłem do niego.Zwąchali się.Zwąchali się na pewno z mojego powodu.Przed naszym przyjściem mówili na pewno o mnie.Czy wiedzą o mieszkaniu? Żebyż już prędzej!.Kiedy powiedziałem, żem wczoraj pobiegł szukać sobie mieszkania, on to pominął, nie nawiązał do tego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|