[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kochanie, janaprawdę wiem, jak trudno jest stawić czoła spojrzeniom „porządnych"ludzi.Wiem również, że warto znieść najdrobniejszy przejaw krytyki,byleby tylko uwolnić się z kajdan toksycznego związku.Emilka przełknęła głośno ślinę.Nie mogła zaprzeczyć wiarygodnościtych słów.- Nie warto natomiast męczyć się u boku mężczyzny, który cię nieszanuje, nie kocha i.- Jesteś uprzedzona do instytucji małżeństwa i do mężczyzn w ogóle -obrona wypadła dość niemrawo.- Możliwe - ku zdumieniu Emilki przyjaciółka przyznała to bezwahania.- Dzięki temu to nie ja mam poobijane żebra i posiniaczoneramiona.- Rozumiem, dzięki za radę i wsparcie.Muszę wracać, Zuziu -wcisnęła na głowę różową czapkę, zapięła suwak w kurtce.- Do jutra.Wyszła z ośrodka i szybkim krokiem ruszyła ku swemuprzeznaczeniu.Czy tego chciała, czy też nie, w domu czekała na nią - jakto obrazowo określiła Zuzka - „kolejna seria uderzeń".Czym sobie na to zasłużyła?Własną głupotą - oto prawidłowa odpowiedź.Najwyższy czas zadać sobie inne pytanie.IV- Ty, nowy, nie podobasz mi się.- Nawzajem.- Wywyższasz się, a przecież skoro się tu znalazłeś, to jesteś taki samjak my wszyscy.- Czyli jaki, panno przemądrzała?- Jesteś zawadą, wrzodem na dupie zapracowanego tatusia,statystycznym przykładem marginesu społecznego.- No nie, naprawdę?- Może nadszedł czas, by ta prawda dotarła do twojego zarozumiałegołba, knocie? Nie zachowuj się jak ktoś od nas lepszy.- Ja j est em od was lepszy - usta Kamila wykrzywił pełen wyższościuśmiech.- Nie zgrywaj mądrali, nowy.To, że umiesz ładnie gadać, nie znaczy,że pozjadałeś wszystkie rozumy i.Nawet nie wysłuchał jej do końca.Uśmiechnął się ponownie, wsunąłdłonie w kieszenie dżinsów i odszedł w drugi kąt sali gimnastycznej,pogwizdując pod nosem.Justyna zazgrzytała zębami i zmełła w ustach siarczyste przekleństwo.Usiadła na ławce, popadając w zadumę.Dziewczyna miała piętnaście lat, co akurat w jej przypadku nie miałowiększego znaczenia.Dawno temu przestała być dzieckiem, czyli jakieśosiem lat wstecz, kiedy tata odszedł do kochanki.Zdradzona przezjedynego człowieku, któremu ufała, którego kochała, a który porzucił jąbezsłowa pożegnania, Justyna straciła cały szacunek do otaczającegoświata.Zbuntowała się przeciwko normom uznawanym wspołeczeństwie.Odczuwała dziką satysfakcję, łamiąc prawo i widzącreakcję dorosłych, którzy zachodzili w głowę, jak to możliwe, by takaśliczna dziewczynka była na wskroś zła.Traf bowiem chciał, żeopatrzność obdarzyła ją urodą czarującego aniołka: złote loczki, błękitneoczęta, pyzate policzki, usteczka w kształcie serca.brr, aż się rzygaćchce.Z drugiej strony dzięki wyglądowi cherubinka łatwiej byłooszukiwać tych wszystkich frajerów.Justyna miała na swoim koncie szereg krętactw, kradzieży, a nawetkontakt z prochami.Jej kariera rozwijała się pomyślnie, dopóki różnezasrane instytucje nie zabrały się za jej „uspołecznianie".Rozpoczęła siękrucjata - dziewczyna trafiała od jednego specjalisty do drugiego,wszystko na nic.Zawzięła się w sobie.Walka z machinąpsychologiczno-pedagogiczną, z całym procesem resocjalizacji stanowiładla niej wielki powód do dumy - wszystkie metody zawodziły.Nieoczekiwanie dwa lata temu matka przyprowadziła ją do TPD.PoznałaZuzkę, która jako jedyna zamiast ją resocjalizować i zmieniać na swojąmodłę, starała się po prostu zrozumieć Justynę.Nie obyło się bez burzy zpiorunami, ale w końcu dziewczyna zgodziła się współpracować.Nie, niestała się grzeczna jak aniołek, ale wykonywała łaskawie zaleceniawychowawczyni.Justyna posiadała swoisty autorytet oraz cechy przywódcze.Byłaniekwestionowanym liderem grupy do momentu pojawienia się KamilaSiudyma, który wywrócił jej świat do góry nogami.Nie wiedzieć czemuten chudy ponurak, trzymający się na uboczu, przekonał do siebie całągrupę, podbił serca wszystkich dzieciaków, choć nawet specjalnie się dotego nie przykładał.Czy dlatego, że był taki zrównoważony, inteligentnyi przystojny? Justyna osiągnęła wiek, w którym dziewczęta zaczynająinteresować się chłopcami.Pech chciał, że obiektem jej pierwszychpłomiennych uczuć zostałwłaśnie Kamil, dlatego atakowała go zjadliwie na każdym kroku,ostentacyjnie demonstrując swoją rzekomą niechęć.Przeklęty Kamil, przeklęte szare oczy i krzywy uśmiech!Postanowiła przejść się po korytarzach, czekając na zakończeniemeczu siatkówki, w którym nie brała udziału, gdyż nie cierpiała zajęćsportowych.Znienacka dostrzegła znajomą postać wychodzącą zgabinetu szefowej.A co ona tu robi, do licha ciężkiego?!- Mamo! - krzyknęła przyzywająco, napinając się jak do skoku.- Hej, Justysiu - pani Dąbrowska uśmiechała się bojaźliwie, zaciskającpalce na steranej zamszowej torebce.Justyna gardziła matką, która po odejściu męża zanurzyła się w swoimświecie, straciła kontrolę nad życiem swoim i własnej córki, zdziadziała.Zamknięta w sobie, nie zwracała uwagi na jedyną córkę, przypominałasobie o niej dopiero wtedy, gdy ta coś zmalowała.Poniekąd właśniedlatego Justyna zachowywała się nieodpowiednio.Czasami po prostumusiała się upewnić, że jeszcze ma matkę.- Co ty tutaj robisz? - syknęła ze złością.Nie mogła znieść widokuswojej mamy w śmierdzącym naftaliną płaszczu, dziurawych butach,chropowatych dłoniach z obgryzionymi paznokciami.I pomyśleć, żedawniej ta kobieta była piękna i zadbana.- Spotkałam panią Lucynę w sklepie, zaprosiła mnie na rozmowę.Podobno znowu są z tobą problemy - mówiła szybko, połykająckońcówki.- Co ciebie to obchodzi?! Przyłazisz tu bez sensu i udajesz kochającąmamusię!- Co ty mówisz, dziecko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|