[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy pan nie wiedział o tym? Ojciec i sir Anthony są bardzo zaprzyjaźnieni.raczej byli.Często odwiedzałam go w Londynie.- A teraz ich przyjaźń bardzo się ochłodziła?Susan odpowiedziała konfidencjonalnym tonem:- Sir Anthony stracił głowę po śmierci swej pierwszej żony.Ożenił się po raz drugi.Z jakąś francuską aktorką, która go zupełnie sobie podporządkowała.To zła kobieta.Drugie małżeństwo w niczym mu nie pomogło.- Susan - powiedziałem ze śmiertelną powagą - jest pani nadzwyczajna! Nie zdaje pani sobie sprawy, jak żałuję, że jestem stary.Czy zna ją pani dobrze?- Nigdy jej nie widziałam.- Tego się właśnie domyślałem.I biedny sir Anthony nie orientuje się w tym, co teraz robi?- Wszystko mu się plącze.Ale on jest.był taki miły.- Ta plątanina doprowadziła do czterech trupów u nas i trzech u niego.McDonald mówił o nim jak o dobroczyńcy ludzkości, Susan twierdzi, że jest bardzo miły.Ciekawe, co by powiedziała oglądając plecy Charlotty?- W jaki sposób żywi się więźniów?- Mamy dwóch kucharzy.To oni przynoszą im potrawy.- Jaki jest jeszcze personel na zamku?- Nie ma żadnego.Cztery miesiące temu zmusili ojca do zwolnienia całej służby.- Teraz zrozumiałem, dlaczego tak a nie inaczej wyglądała łazienka strażnika.- Susan, mój przelot nad zamkiem w helikopterze został zasygnalizowany drogą radiową na „Shangri-la”.Gdzie jest nadajnik?- Czy pan zawsze musi wszystko wiedzieć?- Proszę bardzo, może mnie pani nazywać panem, który wszystko wie, jeśli to pani sprawia przyjemność, ale proszę mimo to odpowiedzieć.- Jest w schowku pod głównymi schodami.Zamknięty na klucz.- To głupstwo.Jeśli trzeba, otworzę wrota Banku Angielskiego.Proszę na mnie chwilę zaczekać.Zszedłem do sali wartowników, znajdującej się przed wejściem do więzienia i powróciłem z butelką whisky, którą podałem Susan.- Proszę to trzymać - powiedziałem.- Czy naprawdę pan tego potrzebuje?- Młoda i głupiutka! Naturalnie, Susan, jestem alkoholikiem.Schwyciłem Harry’ego, rozwiązałem mu nogi i pomogłem wstać.Ten odruch dobrego samarytanina odpłacił kopnięciem, tyle że kwadrans bezwładu nie wpłynął na polepszenie jego refleksu; uniknąłem ciosu, on natomiast nie uniknął mojej riposty.Kiedy go postawiłem na nogi po raz drugi, był łagodny jak baranek.- Dlaczego?.Dlaczego pan go uderzył?Niebieskie oczy znowu były pełne przerażenia.- Dlaczego?.Dobre sobie! A jemu wolno?- Wszyscy jesteście do siebie podobni!- Och, dość tego! Proszę się zamknąć!Czułem się stary, chory, zmęczony, a przede wszystkim niezdolny do dowcipnych odpowiedzi.Nadawczo-odbiorczy blok tych panów był cudem marki RCA, w niklu, chromie i tak dalej.ostatni model, stanowiący wyposażenie marynarki wojennej co najmniej tuzina krajów.Nie traciłem czasu na rozmyślanie, skąd go mają.Ci ludzie umieli załatwić wszystko.Uruchomiłem aparat, wyregulowałem i wysłałem Susan, aby poszukała dla mnie żyletki.- Nie chce pan, żebym słyszała pańską rozmowę.- Proszę sobie myśleć, co się pani podoba, ale proszę mi wreszcie przynieść tę żyletkę.Pobiegła.Nadajnik obejmował wszystkie rodzaje częstotliwości, od dołu długich fal aż do szczytu ultrakrótkich.W ciągu dwóch minut uzyskałem odpowiedź od SPFX, który przez okrągły rok czuwał na nasłuchu.To doprawdy uprzejmie ze strony piratów, że dostarczyli mi tak doskonałego przyrządu.Susan powróciła, nim zacząłem nadawać.Mówiłem do mikrofonu przez dziesięć minut, używając szyfru jedynie przy określaniu pozycji geograficznych i imion własnych.Mówiłem powoli, wyraźnie, nie powtarzając niczego, gdyż i tak każde moje słowo było rejestrowane na taśmie magnetofonowej.Wydałem szczegółowe rozkazy, sprecyzowałem częstotliwość radiową, opisałem dokładnie rozkład zamku, następnie nadałem kilka pytań, niezwykle ważnych, dotyczących ostatnich wydarzeń na francuskiej Riwierze.Mniej więcej w środku mojego przemówienia Susan podniosła brwi tak wysoko, że całkowicie zginęły pod jej blond czupryną.Harry natomiast miał minę wołu prowadzonego na rzeź.Wyłączyłem aparat, ustawiając go w początkowym położeniu i wstałem.- Nareszcie - powiedziałem.- Odchodzę.- Pan.co?Szaroniebieskie oczy rozszerzone do tej pory ze zdziwienia, rozszerzyły się jeszcze bardziej ze strachu.Brwi nie powróciły na swoje miejsce.- Odchodzę.Jeśli pani myśli, że będę siedział w pani przeklętym zamku o minutę dłużej, aniżeli to konieczne, jest pani w błędzie.Dość na dzisiaj ryzykowałem.Czy myśli pani, że mam zamiar zostać tutaj do powrotu tych pracowników głębin?- Pracowników głębin?- Niech pani nie zwraca uwagi na to, co powiedziałem.- Zapomniałem, że ona nie zna rodzaju zajęć naszych przyjaciół.- Calvert kłania się pani!- Ma pan przecież rewolwer! - zawołała.- Może pan.może pan ich schwytać.- Co schwytać? - Tam, do diabła! Nieważna gramatyka.- Strażników.Śpią na drugim piętrze.- Ilu ich jest?- Ośmiu lub dziewięciu, nie jestem pewna.- Ona nie jest pewna! Za kogo mnie pani bierze, młoda osóbko? Za nadczłowieka? A może pragnie pani mojej śmierci? Dość żartów.Do widzenia.Proszę mnie dobrze słuchać, Susan: ani słowa o tym, co się zdarzyło.Nikomu.Nawet ojcu.W przeciwnym razie nie będzie Johny’ego w żakiecie i cylindrze.Jasne?Schwyciła mnie za ramię.- Mógłby mnie pan zabrać ze sobą.- Głos był stanowczy, ale w jej oczach czaił się strach.- Mógłbym.Mógłbym panią zabrać i wszystko zawalić.Pani odejście byłoby jak wystrzał z rewolweru i zaprzepaściłoby sprawę.Możemy wygrać tylko w tym przypadku, jeśli nie dowiedzą się, że ktokolwiek był tu tej nocy.Przy najmniejszym podejrzeniu spakują manatki i znikną nad ranem.Teraz nie mogę zrobić nic więcej.Jeżeli odejdziemy, wymordują ludzi w lochach, to nie ulega wątpliwości.Nie mówiąc już o pani ojcu ani o McDonaldzie, którego zlikwidują po drodze, żeby mu zamknąć usta.Czy tego właśnie pani pragnie, Susan? Tylko Bóg wie, jak chciałbym panią ze sobą zabrać! Nie jestem z drewna.Czy pani tego nie rozumie? Jeśli oni wrócą i zobaczą, że pani nie ma, pomyślą od razu: nasza mała Sue opuściła wyspę.Pani nie może teraz zniknąć.- Dobrze.ale pan o czymś zapomina.- Zawsze o czymś zapominałem.O czym?- Harry.On musi zniknąć.W przeciwnym razie będzie mówił.- Zniknie.Jak ten, który stał na straży przy bramie.Unieszkodliwiłem go po drodze.W jej oczach znów zobaczyłem przerażenie, ale nie zwracałem na to uwagi.Zawinąłem lewy rękaw i żyletką zrobiłem małe nacięcie na przedramieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.