[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dokąd pojedziemy? - spytała Bonnie, ubrana w nocną koszulę.- „My” donikąd - odparł Clyde.- Zabieram Bucka do domu, do matki.- Obiecali Cumie Barrow, że gdyby któremuś z nich coś się stało, ten drugi przywiezie rannego brata do domu.- Nigdzie nie pojedziesz beze mnie - wyszeptała Bonnie.- Zresztą po co miałbyś jechać z Buckiem taki kawał drogi? Przecież on umiera, kochanie.Nie dożyje następnej nocy.- Zabieram go do domu właśnie dlatego, że umiera - odparł Clyde5.Podniósł wzrok i dostrzegł ruch między drzewami; zbliżali się jacyś ludzie, pięciu lub sześciu.Clyde chwycił ulubionego browninga, wycelował w tamtą stronę i puścił serię nad głowami nadchodzących, chcąc ich odstraszyć.Jeśli mu się zdawało, że to farmerzy na porannej przechadzce, natychmiast zdał sobie sprawę z własnej pomyłki.Na jego strzały odpowiedziała istna kanonada spomiędzy drzew otaczających pole.Nad obozowiskiem zaroiło się od kul.W.D.stał przy ogniu z patelnią w ręku, kiedy zwaliła go z nóg kulka grubego śrutu.Clyde, nie przerywając ognia, zawołał, żeby wszyscy zapakowali się do kradzionego auta.Podczas gdy Clyde cały czas puszczał serie w kierunku drzew, W.D.zdołał wsiąść do samochodu, ale nie mógł uruchomić silnika.Strzelając z biodra, Clyde wcisnął się za kierownicę, spychając W.D.do tyłu.Bonnie dokuśtykała do nich, a po chwili Blanche dowlokła też półprzytomnego Bucka.Kiedy już wszyscy byli w środku, Clyde wrzucił wsteczny bieg, zmierzając do jedynego wyjazdu z pola, wąskiej gruntowej drogi wychodzącej na bity trakt biegnący wzdłuż zachodniej granicy polany.Kule trafiały w auto, wybijały szyby.Clyde zobaczył, że kilku ludzi z bronią blokuje wyjazd.Gwałtownie zmieniając kierunek, cofnął się przez krzaki na środek polany.Trafiony w ramię stracił panowanie nad kierownicą i podwozie zahaczyło o wystający pień.W.D.wyskoczył, próbował zepchnąć auto z przeszkody.Bezskutecznie.- Wszyscy wysiadać! - krzyknął Clyde.- Wysiadać, na litość boską, wysiadać!Pobiegł do auta, którego używali w Platte City, lecz nim tam dotarł, czarny ford był wrakiem; sześćdziesiąt cztery kule posiekały opony, powybijały okna i uszkodziły silnik.Clyde rozejrzał się po drzewach, szukając drogi ucieczki.Za obozowiskiem, niecałe sto metrów na północ, nad rzeką rosły wątłe krzaki; stamtąd nikt nie strzelał.Clyde ruszył biegiem ku rzece.Pozostali próbowali iść w jego ślady.Draśnięty kulą w czoło W.D.upadł, a potem zaczął się czołgać naprzód.Bonnie, trafiona dwukrotnie śrutem w brzuch, padła ciężko na trawę.W.D.chwycił ją i razem zdołali dopełznąć do zagłębienia prowadzącego na brzeg rzeki.Nim tam dotarli, Buck upadł.Blanche zaczęła przeraźliwie krzyczeć.Clyde podbiegł do brata.- Zabierz Blanche i czekajcie - wycharczał Buck.- Ze mną koniec6.Nie zważając na słowa brata, Clyde zaciągnął go w krzaki.Wyglądało na to, że jakimś cudem Clyde wybrał drogę ucieczki, której nie blokowali ludzie z obławy.W gęstych zaroślach nad wodą nikt już do nich nie strzelał.Kierując się ku bitej drodze z nadzieją, że uda im się ukraść jakiś pojazd, przez kilka minut zmierzali wzdłuż rzeki na zachód, dopóki nie trafili na wzniesienie.Buck znowu upadł.- Zabierz Blanche - wyszeptał do Clyde’a.- Ja nie dam rady.Clyde powiódł wzrokiem wzdłuż rzeki.W oddali dostrzegł zarys mostu.- Idę po auto - powiedział.- Ukryjcie się tutaj.W tym gąszczu nie znajdą was nigdy7.Wspiął się na wzniesienie i kryjąc się między drzewami, pobiegł w stronę mostu.Wyłoniwszy się z zagajnika, ujrzał dwóch funkcjonariuszy z biura szeryfa stojących na drodze przy moście; jeden z nich opierał się o betonowy łuk pozostały po wejściu do dawnego parku rozrywki.Przedstawiciele prawa pierwsi zauważyli Clyde’a, unieśli broń i zaczęli strzelać.Clyde schował się za drzewo.- Hej, nie strzelajcie! - zawołał.- Jestem jednym z was8.Kiedy opuścili pistolety, Clyde wychylił się i strzelił.Odpowiedzieli ogniem; jedna z kul wytrąciła Clyde’owi browninga z rąk [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.