[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozebrałem się.Ale czułem się kretyńsko – okazało się, że tak przywykłem do ubrania, że bez niego czułem się bezbronny.Poza tym szkoda mi było mojego nożyka.Weszła młoda kobieta w białym fartuchu.–To niesprawiedliwe! – wyrwało mi się.Sponsor nawet nie popatrzył na mnie.–Proszę umieścić obiekt w ósmym boksie i nie dodawać mu nikogo.Sam będęsię nim zajmował.Dziewczyna miała męską twarz z wystającymi kośćmi policzkowymi, bardzo jasne oczy i cienkie wargi.Włosy miała uczesane z przedziałkiem i ściągnięte do tyłu.Pomyślałem, że pewnie nie wie, co to uśmiech.–Czy on gryzie? – zapytała Ludmiła.Zadane poważnym tonem pytanie rozweseliło sponsora.–Będziesz gryzł.Tim? – zapytał, a jego głos drżał z tłumionego śmiechu.Małe niedźwiedzie oczka błysnęły.–Jestem gwałcicielem – oświadczyłem dziewczynie.Zauważyłem, że sponsor, jakby dopiero teraz przypomniawszy sobie, co powinien był zrobić wcześniej, chowa moje ubranie za swoimi plecami.–Nawet nie marz o tym – zakomunikował dziewczyna.– Jestem uzbrojona.–A poczucie humoru masz?Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na wariata.Poczucie humoru, obecne nawet u sponsorów, w niej nie było odnotowane.Ludmiła poprowadziła mnie przez szerokie wyasfaltowane podwórko, na którym w porządku, tak lubianym przez sponsorów, były porozstawiane huśtawki, drabinki i inne przyrządy, przeznaczone dla wzmocnienia ciał przyszłych pupili.Szedłem obok niej, starając się odrobinę zostawać z tyłu,165dlatego że krępowała mnie własna nagość, której Ludmiła w ogóle nie zauważała.Moja przewodniczka od czasu do czasu szybko się oglądała, sprawdzając czy nie zamierzam na nią napaść.Szczerzyłem wtedy zęby, a w jej oczach błyskał lęk.Z widoczną ulgą wprowadziła mnie do betonowego budynku, otworzyła drzwi do pokoju i nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia, zapaliła pod sufitem mętną żarówkę.Na podłodze leżał cienki materac.–Tu będziesz mieszkał – powiedziała.–A gdzie pościel? – zapytałem, chociaż świetnie wiedziałem, że pupilki, do których znowu należałem, nie dostawali pościeli.–Obejdziesz się smakiem – powiedziała Ludmiła cofając się.–Przywykłem przed snem czytać.–Wchodź do środka! Nie mam czasu! – Jej ręka sięgnęła do pasa.Wiedziałem, że jej pistolet nie zabija, ale paraliżuje.Nie pragnąłem tego.Podporządkowałem się więc.Drzwi za mną zamknęły się z głośnym trzaskiem, szczęknął zamek.Widocznie tak mówiło się tu dobranoc.Noc spędziłem niespokojnie.Materac był twardy i czułem przez jego warstwę betonowy chłód podłogi.Wąskie okno było uchylone, a przed świtem zrobiło się tak zimno, że usiłowałem się owinąć materacem, ale nic z tego nie wyszło.Resztę nocy spędziłem skulony na materacu.O ósmej stadnina budziła się ze snu – usłyszałem z zewnątrz dziecinne głosy, płacz, ktoś przebiegł po korytarzu.Podszedłem do drzwi i spróbowałem je otworzyć.Były zamknięte.Nikt nie zamierzał mnie wypuścić.Zacząłem podskakiwać, żeby się ogrzać, potem zrobiłem sto pompek.W trakcie tych ćwiczeń weszła do pokoju Ludmiła.–Chodźmy – powiedziała zamiast się przywitać.– Pokażę ci.Gdzie będziesz jadł.–Przy psiej budzie, jak sądzę.Ludmiła wzruszyła ramionami.Zrozumiałem, że uważa mnie za niestabilne psychicznie zwierzę i nie rozumie, dlaczego trafiłem tutaj, a nie do rakarni.Pokonawszy kolejny raz wstyd z powodu własnej nagości, podążyłem za Ludmiłą.Przemierzyliśmy ponownie podwórze i znaleźliśmy się u stóp szerokich schodów, które prowadziły do willi z kolumnami nad wejściem.Weszliśmy po schodach i przez szeroki drzwi wkroczyliśmy do hallu, z którego dwie pary schodów prowadziły na piętro, ale nie tam poszliśmy.Skręciliśmy w prawo, do drzwi, zza których donosiły się harmider wywoływany przez wiele głosów i brzęczenie naczyń.166Weszliśmy tam.Znaleźliśmy się w stołówce – obszernym pomieszczeniu, obitym ciemnymi drewnianymi płytami, oświetlonym porannym słońcem, wpadającym przez liczne wysokie okna.Stało tam ze trzy dziesiątki stołów i stolików, przy których siedzieli mieszkańcy stadniny.Pod oknami siedziały maluchy.Kilka kobiet, podobnie jak Ludmiła, w białych fartuchach krzątało się między stolikami i w razie konieczności pomagało malcom radzić sobie z łyżkami i chlebem.W miarę oddalania się od okien stoły i krzesła stawały się wyższe – nieopodal drzwi siedziały już pupilki w wieku ośmiu-dziesięciu lat, wyraźne przerosla.Jak się potem okazało byli to niezapotrzebowani pupilki.Jeśli jeszcze przez jakiś czas nie będzie na nich wniosków, skierują ich do jakiejś pracy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|