[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jestem humanistą.Przedłużam życie zwierząt.Później pokażę ci swoje zwierzęta, ale najpierw kilka słów o interesach.Tak więc, udało mi się wywieźć ciebie z Ziemi.Uwierz mi, okazało się, że nie jest to łatwa sprawa i kosztowało mnie to taką fortunę, że wy, moi kochani państwo młodzi, przez wiek się ze mną nie rozliczycie.Wszystko to powiedziane było z tak słodkim uśmiechem na ustach, takim dobrem promieniowały oczy księcia, że nie trzeba było dodatkowych wyjaśnień by wiedzieć, że to wszystko żarty.– Nic to – powiedział Artem starając się dopasować intonacją do tonu Wolfganga.– Ożenimy się, zaprzyjaźnimy z tatusiem, wzbogacimy, wypłacimy ci, książę, pięć razy tyle, ile na nas wydałeś, prawda, Weroniko?Weronika popatrzyła na narzeczonego ze zdziwieniem.– Przepraszam – powiedziała – czyżby mój tata był bogaty?– Jeszcze jak! – radośnie potwierdził Artem, ale w tym momencie do rozmowy wtrącił się książę:– Bogactwo jest rzeczą względną.To, co może się wydawać dużym majątkiem dla sierotki, takiej, jak ty – dla mnie jest tylko ziarnkiem piasku w morzu moich skarbów.– To prawda – pośpiesznie zgodził się Artem.– Książę Wolfgang jest jednym z najbogatszych ludzi w Galaktyce.Wielu władców planet oddaje mu cześć.Książę patrzył na Ko.Spojrzenie było niemiłe, niedobre.– Ona nam nie wierzy! – powiedział kapryśnym tonem.– Nie zdążyła jeszcze nacieszyć się moją gościnnością, a już pastwi się nade mną.Po co zgodziłem się pomóc takiej niewdzięcznej paskudzie!Ko zdziwiła się.Odwróciła się do Artema, ale ten cofnął się o krok i wzruszył ramionami, jakby pokazując, że on nie ma z tym nic wspólnego.– Nie pozwolę pastwić się nade mną! – krzyknął wzbudzający się coraz bardziej książę.– Nie śpię po nocach, zastanawiam się, jak polepszyć byt nieszczęsnej dziewczyny, ale w jej ciele kryje się monstrum.– Przepraszam, książę – powiedziała Ko cofając się do drzwi.Człowiek czuje się niezbyt miło, kiedy naskakuje na niego, popychając twardym brzuchem leciwy arystokrata.Może rzeczywiście zachowała się nieodpowiednio?– Zdenerwowałem się – oświadczył książę i szybkim krokiem opuścił pokój.– Muszę coś zjeść!Artem i Ko zostali sami.– Co mu się stało? – zapytała dziewczyna.– Jak mogłaś tak hardo rozmawiać z księciem! – krzyknął oburzony Artem.– On jest dla nas wszystkim: rodzonym ojcem, opiekunem, przełożonym nawet!– Nie mam przełożonych.– Nie gadaj głupot.Nie ma ludzi bez szefów.– Dokąd on uciekł?– Książę ma zakłóconą przemianę materii – oświadczył Artem.– To na tle nerwowym.Jak tylko ktoś go wyprowadzi.– Ja go nie wyprowadzałam!– A kto okazał zwątpienie w jego bogactwo?– Nie mogłam okazać zwątpienia w jego bogactwo, ponieważ nie mam o nim najmniejszego pojęcia.W tym momencie Artem pochylił się do ucha dziewczyny i zaczął szeptać:– Księcia sprawy finansowe nie stoją najlepiej.Sprawiedliwe wojny, jakie prowadzi, konieczność utrzymania wysokiego poziomu życia przywódcy państwa oraz troska o kulturę i sztukę, jak również – co by o tym nie mówić – kobiety! – wszystko to wymaga wydatków.Nawet nasz statek „Sanssouci” jest zastawiony i to wielokrotnie.Jeśli nie otrzymamy kredytów preferencyjnych, to będzie z nami krucho.Nie zostanie nam chyba nic innego, jak zostać piratami!Artem mówił to wszystko zupełnie poważnie.Tak się zagłębił w finansowych troskach swego księcia, że nie zauważył, jak beznadziejnie się wygadał: „Jeśli nie otrzymamy”.my.Oczywiście – Artem należy do drużyny księcia.To najważniejsza sprawa, o której należy pamiętać.A książę, oczywiście, filantropem nie jest.To szaleniec, oszust i, zapewne, tyran.– Tylko do czego ja mu jestem potrzebna? – zapytała na głos Ko, mając nadzieję, że w porywie szczerości narzeczony wypaple coś i na ten temat.– Nie domyślasz się? – zapytał Artem z szyderstwem w głosie.– Nie, pojęcia nie mam.– No to sobie i nie miej – zakpił Artem.Zapadła cisza.Ko nie miała już ochoty na rozmowę, poza tym poczuła w tym momencie, że nie tylko ona nie znosi swojego „narzeczonego”, ale on też nie żywi do niej żadnych cieplejszych uczuć.– Jak brzmi moje prawdziwe nazwisko?– Du Couvrie – odpowiedział Artem myśląc o czym innym.– A imię?– Imię – Weronika.Chyba, Weronika.Nigdy nie podawano mi innego.Ciekawe, dlaczego Weronikę obdarzono tym nazwiskiem? Chyba miało to jakiś związek z medalionem, w którym leżał stary znaczek pocztowy.Weronika zawsze go nosiła, miała nadzieję, jak każde dziecko w sierocińcu, że pewnego pięknego dnia do przytułku wejdzie jej mama albo tata i po medalionie pozna zaginioną córeczkę.A będą to, co najmniej, król i królowa odległego globu.– Mam przeprosić księcia? – zapytała Ko.– Byle nie teraz! Książę musi ochłonąć.Po wybuchu zawsze ma okres złego humoru.Wtedy jest szczególnie niebezpieczny.Może poszczuć cię swoimi tresowanymi bojowymi wronami, które dostał w spadku po mamuni.Albo i czym gorszym.– Widzę, że nie bardzo kochasz swego pana?Ale tym razem nie udało się Artema zaskoczyć.– Co ty pleciesz, skarbie? – powiedział.– Jestem zwyczajnym wuefistą z Wyspy Dzieci – skąd miałbym wziąć takiego pana? Chciałaby dusza do piekła, ale grzechy nie puszczają!– Do raju – poprawiła narzeczonego Ko, ale ten nie zwrócił uwagi na poprawkę.– Mogę się przespacerować po statku? – zapytała.– Spaceruj – z ulgą przyzwolił Artem; chyba miał jakieś swoje sprawy do załatwienia.– Tylko nie pakuj się do zakazanych drzwi i nie otwieraj, sekretnych zamków.– Słucham, o panie Sinobrody – odparła ironicznie Ko.Ale Artem chyba w dzieciństwie nie czytał bajek.Uniósł więc tylko zdziwiony brwi.Na korytarzu rozstali się.14Statek był ogromny i pustawy.Być może w innej porze dnia było tu ludniej, ale nie z samego rana, zaraz po śniadaniu.Kiedyś był bogato zdobiony, w stylu madame Pompadour czy jakiegoś Ludwika.Nawet w sufitach korytarzy umieszczone kiedyś były białe kartusze, w których na niebieskim tle baraszkowały amorki i nimfy.Podłogę pokrywało sztuczne tworzywo udające parkiet – to było widoczne pod ścianami, gdzie nie był jeszcze tak mocno wydeptany jak na środku.Pozłacane kinkiety dawały tylko połowę światła, a niektóre w ogóle przepaliły się i zgasły, widocznie pokładowy elektryk był leniwy i nie interesował się swoją pracą.Wkrótce Ko doszła do wielkiej sali, w której znajdował się owalny basen.Otaczały go klomby, pokryte suchą trawą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.