[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona jest nie do zniesienia.- Zarzuciła na ramiona żółty szal z frędzlami, chwościki omotała wokół talii i przywiązała jedwabną tasiemką.Kombinacja ta wyglądała jak suknia, z rodzaju tych droższych, eleganckich, przez którą od czasu do czasu przeświecało jej delikatne ciało.- Garcia - zwróciła się do służącego - doprawdy powinieneś był zapobiec wtargnięciu intruza.- Przepraszam panią - rzekł odwracając wzrok, jakby nagość pracodawczyni nie była mu dobrze znana.- Nie było sposobu, by ją powstrzymać.- Mogę to sobie wyobrazić - wyrozumiale przytaknęła Mary.- Nicola, Andy - zwróciła się Ruth do dzieci - znajdujecie się w niezwykłym i pięknym miejscu.To przebudowana latarnia morska, dlatego są tu te nie kończące się schody.A to jest sławna i bardzo bogata pani, która pisze książki.Nazywa się Fisher, a wasz ojciec jest w niej bardzo zakochany.Dla jego dobra i wy musicie ją pokochać.- Panna Fisher - uściśliła Mary.- Na pewno będzie wam się tu podobało - kontynuowała Ruth.- Spójrzcie, za oknem widać mewy, a tam w dole możecie zobaczyć wykuty w skałach basen.Coś wspaniałego!- Czy jest podgrzewany? - zapytała Nicola.- Nie mogę patrzeć w dół - poinformował Andy - wysokość przyprawia mnie o mdłości.- To spójrz tutaj, Andy, na ten barek wyżłobiony w ścianie z kamienia.Ileż tu rozmaitych urządzeń, orzeszków i chrupek! Polubisz te rzeczy.Jestem pewna, że pani Fisher bardzo sprawnie potrafi wyciskać sok pomarańczowy.Prawda, Bobo?Bobo stał pomiędzy dwójką swoich dzieci i czuł, że powinien je bronić, ale nie bardzo wiedział przed czym.- Garcia - powiedziała Mary Fisher - myślę, że ta pani jest trochę wytrącona z równowagi.Proszę, weź dzieci na dół do kuchni.Nakarm je, zrób zresztą z nimi cokolwiek, co zazwyczaj ludzie robią z dziećmi.- Ależ, Mary - odezwał się Bobo - to nie są niedźwiadki, które się podkarmia ciasteczkami.Mary Fisher miała minę, jakby głęboko w to powątpiewała.- Ruth - poprosił Bobo - zabierz dzieci do domu.Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to umówmy się gdzieś w mieście na obiad, aczkolwiek uważam, że nie mamy już o czym ze sobą rozmawiać.- Nie mogę wrócić do domu - odparła Ruth.- To konieczność - wtrąciła Mary wydymając maleńkie wargi.- Po prostu nie była tu pani zaproszona, popełniła więc pani przestępstwo.Jak pani wiadomo, mam psy.Jeśli zechcę, mogę panią nimi poszczuć.Prawo nie chroni intruzów.Czy tak nie jest, Garcia?- Za pozwoleniem - rzekł służący.- Nikogo nie radziłbym szczuć psami, a przynajmniej nie dobermanami.Dzisiaj rzucą się na wrogów, a jutro na panią lub na mnie.Reagują na krew podobnie jak rekiny.- A niechby nawet.- mruknęła Mary.- Mary - odezwał się Bobo - nie ma powodu do zdenerwowania.To oczywiste, że dzieci nie mogą tutaj zostać.Muszą wrócić do domu.Tam jest ich miejsce, przy matce.- Nie wydaje mi się to wcale takie oczywiste - zaoponowała Ruth.Nicola przy barku częstowała się orzeszkami, a Andy włączył przenośny telewizor, zresztą zdecydowanie za głośno.Dzieci wiedziały, że jeśli jakaś decyzja w ich sprawie zapadnie, to zostaną powiadomione.Trwającą tymczasem dyskusję uznały za bolesną i nudną.- Uprzedzam, że nie radzę sobie z dziećmi - oznajmiła Mary Fisher.- Proszę na mnie popatrzeć, czy jestem typem macierzyńskim? A poza tym gdybym miała zajmować się dziećmi, to z pewnością tylko własnymi.Prawda, Bobo?Z miłością spojrzała w górę na Bobba, a on czule na nią w dół i przez moment oboje wyobrazili sobie własne potomstwo, które bez wątpienia nie miałoby nic wspólnego z Andym i Nicolą.- Ponadto - kontynuowała - ten dom nie jest odpowiedni dla dzieci.Wszędzie dookoła są tu drzwi, balustrady, z których można spaść, no i mamy złe psy.Powiedz, Garcia, czy tak nie jest? Najlepszym miejscem dla dzieci jest ich własny dom, z własną matką.Naturalnie Bobo powinien je w końcu odwiedzić, zresztą nosił się z takim zamiarem.Najpierw jednak musi się pani opanować, on tak nie znosi awantur! Dla dzieci też nie byłoby dobrze, gdyby widziały, jak się kłócicie.Trzeba o nich pamiętać.- Zobaczysz, jak tylko przeniesiesz się do mniejszego domu - zapewnił Bobo - od razu poczujesz się lepiej.Nie będziesz miała tyle pracy, zniknie więc twoje stałe zmęczenie i przygnębienie.Nie jestem nieczuły i doskonale rozumiem, że mieszkanie na Nocnego Ptaka, gdzie wszystko przypomina ci nasze wspólne życie, musi być bardzo przykre.Im szybciej się dom sprzeda, tym lepiej.- Jestem zadowolona, że doszło do tej rozmowy - wyznała Mary Fisher.- To oczyści atmosferę.Bobo powinien dysponować całym swoim kapitałem, by rozwinąć firmę.Chcemy tutaj zorganizować biuro w dobudowanym na wspornikach pawilonie.Zdaję sobie sprawę, że wieża wygląda na przestronną, ale zaskakujące, jak w rzeczywistości jest tu mało miejsca.A w związku z rozwojem, jaki w ostatnich latach nastąpił w informatyce, Bobo może bez kłopotu prowadzić działalność tutaj i wystarczy, jeśli w biurze w mieście pokaże się dwa razy w tygodniu.Nie chcemy pani ponaglać, ale doprawdy im szybciej dom zostanie sprzedany, tym lepiej.Bobo uważa też, że powinien łożyć na swoje utrzymanie, nie chce być przecież moim dłużnikiem.Jestem pewna, że pani to rozumie.- Rzecz w tym - powiedziała Ruth - że zwyczajnie nie ma już domu, który można sprzedać.Spalił się doszczętnie dziś rano.Nie ma domu, do którego mogłabym zabrać z powrotem dzieci, chyba że wygrzebiemy jamę w popiołach.A zatem muszą tu zostać.Bobo nie skończył jeszcze obwiniać Ruth o beztroskę, kiedy Mary Fisher zatelefonowała na policję i do straży pożarnej, aby sprawdzić opowiedzianą przez Ruth historię.Dopiero wówczas dzieci zdały sobie sprawę, że świnka morska nie żyje.Kiedy wszelkie odgłosy, poza sporadycznymi astmatycznymi sapnięciami Bobba, zamarły, Mary Fisher powiedziała:- Ze względu na okoliczności i dobro dzieci proponuję, aby zostały tutaj.Oczywiście tylko na jeden lub dwa dni, do czasu aż znajdziemy jakieś sensowne rozwiązanie.Garcia, czy mógłbyś odwieźć panią Patchett na stację? To musiał być dla niej wyjątkowo męczący dzień.Jeśli zaraz wyruszycie, powinna jeszcze złapać wieczorny pociąg.Po czym wyszła z pokoju i tylko mały biały tyłeczek błysnął pośród frędzli szala.Jej kwestia w rozmowie została dopowiedziana do końca.Zdążyła jeszcze kątem oka dostrzec, jak Nicola miażdży obcasem chrupki na perskim dywanie, a Andy'emu przy kolejnych kichnięciach tryska z ust coca-cola na czyste, białe ściany.Ruth szykowała się do odejścia.- Ale co z ich rzeczami? - zapytał Bobo postępując w ślad za nią.- Gdzie są ich rzeczy? Dresy, bielizna, swetry, zabawki, pędzle do malowania i tak dalej?- Wszystko przepadło.Spaliło się.Kup im nowe.- Czy ty sądzisz, że ja drukuję pieniądze? Poza tym jest sobota i wszystkie sklepy są zamknięte, a jutro niedziela.- Na ogół tak bywa - zauważyła Ruth.- Właśnie wtedy, kiedy człowiek czegoś potrzebuje, sklepy są zamknięte.- A co z ich szkołą, Ruth? Zanosi się na to, że opuszczą lekcje.- Poszukaj im inną.- Tu w okolicy nie ma żadnych szkół.- Jeśli się chce, zawsze można jakąś szkołę znaleźć - odparła Ruth.- Dokąd jedziesz? - wypytywał Bobo.- Do przyjaciół?- Jakich przyjaciół? - spytała.- A może chcesz, żebym tutaj została?- Wiesz, że o tym nie ma mowy.- Wobec tego odchodzę.- Zostaw mi chociaż adres.- Nie - odparła.- Nie mam żadnego.- Nie możesz tak po prostu porzucić własnych dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|