[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieco wyżej od akolitów stoją nowi donier.Każdy Zelandoni musi czuć osobiste powołanie; co więcej, musi umieć przekonać pozostałych, że jest to powołanie prawdziwe.Dlatego wielu jest takich, którzy mimo najszczerszych chęci nie stają się nikim więcej niż akolitą.Zdarzają się i tacy, którzy udają i oszukują, by przekonać o swym powołaniu, ale prędzej czy później zawsze zostają zdemaskowani.Wielu takich akolitów - byłych akolitów - to dziś bardzo zgorzkniali ludzie.- Czego jeszcze trzeba, by zostać Zelandoni? - wypytywał dalej Jondalar.- A zwłaszcza Pierwszą Wśród Tych Którzy Służą.- Pozostali z zadowoleniem przyjmowali ciekawość Jondalara.Choć niektórzy z zebranych - na przykład Marthona, która swego czasu sama była akolitką - znali już owe wymagania, niewielu miało do tej pory okazję słuchać szczerych odpowiedzi Zelandoni na tak konkretne pytania.- Aby stać się jednym z Zelandoni, trzeba zapamiętać wszystkie Historie i Legendy Starszych, a przy tym dobrze rozumieć ich znaczenie.Poza tym trzeba znać słowa do liczenia i umieć ich używać, orientować się w porach roku i fazach księżyca, a także wiedzieć o paru sprawach dostępnych jedynie nam.Ale bodaj najważniejszą sprawą jest zdolność do odwiedzania świata duchów - wyjaśniła Zelandoni.- To dlatego powołanie musi być prawdziwe.Większość Zelandoni potrafi bardzo szybko określić, kto zostanie kiedyś Pierwszym, a kto nie ma na to najmniejszych szans.Z reguły już pierwsza wyprawa do świata duchów odsłania prawdę.Bycie Pierwszym jest także swoistym powołaniem i nie wszyscy palą się do pełnienia tej zaszczytnej funkcji.- Jak tam jest, w tym świecie duchów? Czy to przerażające doświadczenie? Boisz się, kiedy musisz tam zajrzeć?- indagował jasnowłosy.- Jondalarze, nie sposób opisać świata duchów komuś, kto nigdy tam nie był.Ale owszem, przyznaję, że to dość przerażające miejsce, zwłaszcza za pierwszym razem.Strach pozostaje na zawsze, ale dzięki medytacji i odpowiednim przygotowaniom można nad nim zapanować.Pomaga w tym wiedza oraz wsparcie Zelandoni i całej Jaskini.Bez pomocy ludzi trudno byłoby wrócić - wyjaśniła.- Skoro to takie straszne, po co to robicie? - zdziwił się Jondalar.- Nie sposób przed tym uciec.Ayla poczuła nagle zimne dreszcze.Wielu próbuje walczyć ze swym powołaniem i udaje im się przez jakiś czas - ciągnęła Zelandoni - ale w końcu Matka znajduje sposób na podporządkowanie ich sobie.Najlepiej jest być do tego przygotowanym.Inicjacja bywa trudna i pełna niebezpieczeństw, ale prawdziwą próbą jest podróż na drugą stronę.Człowiek czuje wtedy, że jest rozdzierany na strzępy przez niepojęte wiry i ciskany w mroczną otchłań.Niektórzy wyruszają do krainy duchów i nigdy nie wracają.Inni zostawiają tam cząstkę siebie i nie są już tacy sami jak przedtem.Nikt nie może przekroczyć granicy i nie zmienić się w jakimś stopniu.A jednak, kiedy człowiek zostaje powołany, nie może odmówić; musi przyjąć na siebie brzemię, którym obarcza go Matka.Sądzę, że właśnie dlatego tak niewielu Zelandoni decyduje się na założenie rodziny.Nikt nie zabrania nam znajdowania partnerów czy rodzenia dzieci, ale nie wolno nam zapominać o tym, że sprawujemy funkcję bardzo podobną do tej, którą sprawują przywódcy Jaskiń.Czasem trudno znaleźć partnera, który zechce złączyć się z osobą obarczoną odpowiedzialnością za losy całej społeczności.Mam rację, Marthono? - zagadnęła donier po chwili.- Masz, Zelandoni - przyznała była przywódczyni Dziewiątej Jaskini, uśmiechając się najpierw do swego dawnego partnera, a potem do syna.- Jak sądzisz, Jondalarze, dlaczego zerwałam węzeł, który łączył mnie z Dalanarem? Właśnie rozmawiałam z nim o tym w dzień po waszych Zaślubinach.Było w tym coś więcej niż jego żyłka do podróżowania - Willamar przecież też ją ma.Rzecz w tym, że jesteśmy z Dalanarem bardzo do siebie podobni.Teraz jest szczęśliwy; rządzi własną Jaskinią - a nawet własnym ludem - ale musiało minąć sporo czasu, nim pojął, że tego właśnie pragnie.Przez długi czas walczył ze swoim powołaniem, ale z perspektywy lat myślę, że właśnie ono przyciągnęło go do mnie.Kiedy rodził się nasz związek, Joconan już nie żył, a ja byłam przywódczynią Dziewiątej Jaskini.Z początku byliśmy szczęśliwi, lecz potem Dalanar stał się niespokojny.Dobrze się stało, że rozstaliśmy się w pokoju.Jerika jest dla niego odpowiedniejszą kobietą.Ma silną wolę, bo taka musi być partnerka Dalanara, ale to on jest przywódcą.- Para, o której wspomniała Marthona, spojrzała sobie w oczy i uśmiechnęła się ciepło.Dalanar delikatnie ścisnął dłoń Jeriki.- Losaduna jest Tym Który Służy Matce u ludzi mieszkających po drugiej stronie lodowca.Ma partnerkę, która urodziła już czworo dzieci i wygląda na bardzo szczęśliwą - wtrąciła Ayla, która przysłuchiwała się opowieściom Zelandoni z mieszaniną fascynacji i lęku.- Losaduna jest więc wyjątkowym szczęśliwcem, skoro udało mu się znaleźć właściwą kobietę.Ja miałam równie wielkie szczęście, bo spotkałam na swej drodze Willamara - odrzekła jej Marthona.- Nie bardzo chciałam zdecydować się na kolejny związek, ale dziś cieszę się, że Willamar nie ustąpił - dodała, odwracając się z uśmiechem do Mistrza Handlu.- Zdaje się, że między innymi dzięki niemu zrzekłam się przywództwa Jaskini.Przez wiele lat pełniłam tę funkcję z Willamarem u boku i nigdy nie było między nami starć z tej przyczyny, aż wreszcie obowiązki zaczęły mnie nużyć.Chciałam mieć trochę czasu dla siebie i dzielić go z moim partnerem.Kiedy Folara przyszła na świat, znowu zapragnęłam być matką.Uznałam, że Joharran ma odpowiednie predyspozycje i zaczęłam przygotowywać go do życiowej roli, a kiedy dorósł, z przyjemnością przekazałam mu brzemię władzy.Jest taki podobny do Joconana.Jestem pewna, że zrodził się z jego ducha - powiedziała, uśmiechając się do najstarszego syna.- A mimo to do dziś muszę być bardzo czujna.Joharran często zasięga mojej opinii, chociaż podejrzewam, że robi to, żeby sprawić mi przyjemność, a nie z konieczności.- To nieprawda, matko.Przecież wiesz, że cenię twoje rady.- Bardzo kochałaś Dalanara? - spytał Jondalar.- Może jeszcze o tym nie wiesz, ale o twojej miłości ludzie śpiewają pieśni i snują opowieści.- Jasnowłosy słyszał je nieraz, ale często zastanawiał się nad szczerością uczuć matki - skoro tak bardzo kochała, to dlaczego się rozstali?- Kochałam, Jondalarze.I jakaś cząstka mnie wciąż go kocha.Nie jest łatwo zapomnieć o kimś, kogo darzyło się takim uczuciem.Cieszę się, że wciąż jesteśmy przyjaciółmi; może nawet lepszymi teraz niż kiedy łączył nas węzeł.- Marthona skinęła głową w stronę Joharrana.- Joconana też kocham na swój sposób.Nie zapominam tych czasów, kiedy byłam młodą kobietą i po raz pierwszy czułam prawdziwą miłość, chociaż.Joconan potrzebował wiele czasu, nim zrozumiał, czego naprawdę chce - dodała zagadkowo.Jondalar przypomniał sobie opowieść o swej matce, którą słyszał w Podróży.- Masz na myśli siebie i Bodoę? - spytał bez ogródek.- Bodoę! Dawno już nie słyszałam tego imienia - zawołała Pierwsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|