[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Omal się nie rozejrzała.Potem przypomniała sobie, że to ona jest Jewel, i ruszyła śladem Jill do jej mieszkania.Drzwi były niedomknięte.– Musiała wychodzić w pośpiechu – stwierdziła Jill.– Może faktycznie ktoś ostrzegł ją przez telefon.Pearl wcisnęła się przed nią.– Wejdę pierwsza.Jill przez chwilę jakby miała ochotę zaprotestować, ale odsunęła się na bok.Pearl wyjęła z kabury przy pasku dziewięciomilimetrowego glocka, a wolną ręką pchnęła uchylone drzwi.Gestem nakazała Jill zaczekać na korytarzu, po czym weszła do środka.Znalazła się w skromnie urządzonym salonie, umeblowanym eklektycznie i tanio.Większą część podłogi okrywała podróbka perskiego dywanu, zasadniczo rdzawoczerwona.Żaluzje na jednym z bliźniaczych okien od ulicy były odgięte w dół, jakby ktoś spomiędzy listewek wyglądał na dwór.Na drugim oknie zostały ustawione były ukośnie, żeby między listewkami przedostawało się światło.Pokój skąpany był w rzucanych jak przez szablon cieniach.W mieszkaniu było cicho.Sprawiało wrażenie pustego.Ale Pearl wiedziała, że mogą to być tylko pozory.Ci, którzy umieli się schować, potrafili stać się równie cisi i nieruchomi jak meble.Z przyciśniętym do uda pistoletem minęła małą kuchnię po prawej i otwarte drzwi do łazienki ze starym, ale czystym białym wyposażeniem i podłogą wyłożoną spękanymi szarymi kafelkami.Nad wanną z ozdobnymi nóżkami plastikowa zasłonka od prysznica została odsunięta prawie do kurków.Nie było tu miejsca na kryjówkę.Pearl skierowała się do sypialni.Okazała się zaskakująco duża.Było w niej podwójne łóżko okryte niebiesko-szarą kołdrą, a pod ścianą, nieopodal stóp łóżka, stał duży drewniany kufer, z którego gdzieniegdzie obłaziła okleina.Stolik w pobliżu kufra zajmował mały telewizor.Pod drugą ścianą znajdowała się komoda z niepasującym do niej oprawionym lustrem, a pod oknami – ława.Obie żaluzje, podciągnięte do połowy okien, wpuszczały żółte światło słoneczne.W pomieszczeniu było jasno.Pearl zobaczyła, że drzwi szafy są otwarte.Na łóżku leżała starannie rozłożona beżowa sukienka, w której można było wyjść do jakiegoś lepszego lokalu.Pearl ostrożnie podeszła do szafy, trzymając broń w pogotowiu.Rozsunęła ubrania.Nikt się za nimi nie chował.Zajrzała pod łóżko, jedyne poza szafą miejsce w sypialni, gdzie można było się ukryć, ale znalazła tylko kilka kłębków kurzu.Podłoga była z nagiego drewna, jak tamta w salonie, z tym że tutaj zamiast niby-perskiego dywanu leżały chodniczki.Chodniczki… Najbardziej niebezpieczna rzecz w domach i mieszkaniach.Najczęściej.Wróciła do salonu wciąż z pistoletem przy udzie.Jill oczywiście jej nie posłuchała i weszła do mieszkania; stała tuż przy drzwiach.– Nic nie słyszałam – powiedziała.– Wystraszyłam się, że coś ci się stało.– I weszłaś, żeby tobie też się stało?– To było głupie – przyznała Jill.– Przepraszam.– Zwiesiła głowę jak skarcone dziecko.– Cóż, to jeden z powodów, dla których tu jestem – powiedziała Pearl – nauczyć cię unikania zbędnego ryzyka.– Nauczę się – zapewniła Jill.– Naprawdę.– Zostawiłaś na łóżku sukienkę? Beżowa, seksowna, dekolt z koronką?– Nie.Na pewno.Nigdy tego nie robię.– Ale to twoja sukienka?– Z opisu wynika, że tak.Pearl zaprowadziła ją do sypialni.Pokazała jej rozpostartą na łóżku sukienkę i otwartą szafę.– Jest moja, na pewno.– Jill rozejrzała się zła i wystraszona.– Nie zostawiam tak ubrań – powiedziała.– Była tutaj, dotykała moich rzeczy, nosiła moje ubrania…– Może zdążyłyśmy w samą porę, żeby uratować twoją sukienkę – rzuciła Pearl cierpko.– Dlaczego miałaby kraść moje rzeczy?– W twoich ubraniach łatwiej być tobą.A może chce się pokręcić wokół budynku, a nawet po okolicy, pokazać się w nich ludziom.Żeby przywykli do tego, że ona to ty.To dosyć bezpieczne, dopóki nie znajdziecie się w tym samym miejscu o tej samej porze.Ale ci, których chcemy dopaść, na pewno dbają, by do tego nie doszło.Jill usiadła na brzegu łóżka, o włos mijając rąbek sukienki, i oklapła ze wzrokiem wbitym w podłogę.Wyglądała, jakby miała się rozpłakać.Pearl się to nie podobało, nie chciała tracić czasu na takie rzeczy.– Już nawet kradną moje ubrania – odezwała się Jill.– Kradną mnie.Madeline powiedziała, że jestem w pół drogi ku nicości.Miała rację.– Nie.Zmienimy to.Jill podniosła na nią wilgotne oczy.– Wierzę ci.Nie mam wyjścia.Ci ludzie mogą pójść za mną wszędzie.Jesteście moją jedyną szansą.– Nie tylko ja, Quinn i Fedderman – przypomniała jej Pearl.– Na każdym kroku będą cię pilnowali tajniacy.Masz po swojej stronie całą armię aniołów stróżów, którzy znają się na swojej robocie.Którzy noszą broń.Jill znów opuściła wzrok na podłogę.– Jesteście moją jedyną szansą – powtórzyła cicho, a jej głos brzmiał samotnie.Pearl pomyślała, że to w zasadzie racja.Przez następnych kilka godzin Pearl siedziała w mieszkaniu Jill i wydawała jej instrukcje, które miały obowiązywać, dopóki sprawa nie zostanie rozwiązana i nie zrobi się bezpiecznie.Jill miała powiedzieć Tony’emu Lake’owi, że zaprzyjaźniła się z Jewel, która mieszka piętro wyżej.Później, w czasie odwiedzin Tony’ego, Jill przeważnie będzie w towarzystwie Jewel.Kto wie, może Jill nawet zaprosi nową przyjaciółkę na wspólną kolację z Tonym.Najlepszym sposobem na zapewnienie Jill bezpieczeństwa było podsunięcie Tony’emu myśli, że ona i Jewel stały się parą, co zdarza się czasem kobietom będącym najlepszymi przyjaciółkami.Jeśli już ma coś podejrzewać, niech podejrzewa, że zostały kochankami.W ten sposób E-kstazie będzie jeszcze trudniej zamordować Jill i podstawić w jej miejsce kogoś innego.Jewel zauważy, że Jill się zmieniła, więc – poza zabiciem ich obu, co wiązało się ze zbyt dużym ryzykiem – E-kstazie pozostanie tylko jedno wyjście: odłożyć podmianę na później.Na to liczyli Quinn i jego ekipa – na zwłokę, która pozwoli zgromadzić materiał dowodowy, zbudować cegiełka po cegiełce ścianę, która na sali sądowej przewróci się i pogrzebie pod sobą E-kstazę.Pearl nareszcie zostawiła Jill i szła właśnie do mieszkania na górze, kiedy uderzyła ją pewna myśl: Która spotkana dzisiaj Jill była prawdziwa?Więcej na: www.ebook4all.pl39Komisarz Harley Renz siedział za swoim biurkiem, a wyglądał jak rozzłoszczony Budda o twarzy basseta.Jego brzuszysko napierało na guziki białej koszuli.Jeśli dalej będzie tak przybierał na wadze, wkrótce zacznie wyglądać jak Nobbler.Quinn przedstawił Renzowi ostatnie postępy w sprawie torsowych morderstw i chociaż komisarz był z nich w miarę zadowolony, poważnie wkurzyła go historia z Wesem Nobblerem i przeciekami z biura lekarza sądowego.Nadmierny upał w gabinecie korespondował z nastrojem Renza.Jasne słoneczne światło wlewało się przez okno, rozgrzewało winylowy fotel, na którym siedział Quinn, prawe ramię i bark detektywa oraz połowę jego twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.