[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Celem interpretacji każdego tekstu jest zrozumienie go, natomiast cel egzegezy biblijnej stanowi poznanie osoby Jezusa Chrystusa.Jest On obecny na kartach całej Biblii i w naturalny sposób za egzegezą i teologią następuje medytacja i aktualizacja orędzia biblijnego.Jak z perspektywy czasu ocenia Ksiądz swoje studia? Czy jest za czym tęsknić, na czymśsię wzorować?Tak, na pewno jest za czym tęsknić i na czym się wzorować.To był piękny, wspaniały, spokojny i owocny czas.Robiłem to, co lubiłem, i na tym w gruncie rzeczy polegały moje jedyne obowiązki.Uczyłem się dużo, mając z nauki wielką satysfakcję.Spotkałem wielu ludzi podobnych do mnie, zapalonych do wiedzy i jej spragnionych.Nasi profesorowie byli dla nas dobrzy - uczyli, wymagali i nas prowadzili.Przekonywałem się, że Biblia to naprawdę Księga życia.Bardzo lubiłem bibliotekę z jej znakomitymi zasobami, sale wykładowe, które wydawały mi się wręcz magiczne, korytarze z widokiem wielojęzycznych studentów, a także niezwykłą atmosferę wykładów.Często zdarzało się tak, że rozmowy z kolegami byłynie mniej twórcze niż wykłady, tym bardziej że niemała liczba studentów miała za sobą dłuższe lub krótsze doświadczenia naukowo-dydaktyczne.Ile razy wracam do Rzymu, a od kilkunastu lat staram się to robić każdego roku, obowiązkowym punktem programu są odwiedziny gmachu Biblicum przy Piazza della Pilotta.Zawsze mnie on wzrusza, bo przeżyłem w tych murach wspaniałe i piękne lata swojego życia.Natomiast wtedy, pod koniec pierwszego semestru studiów, powoli narastało marzenie, którego wcześniej nie dopuszczałem do siebie: zobaczyć Ziemię Świętą! Rysowała się możliwość, że może się ono spełnić.Na przełomie stycznia i lutego 1979 r.zaczęło nabierać realnych kształtów.I to znów za sprawą kard.Stefana Wyszyńskiego.Po ukończeniu pierwszego semestru na Biblicum, uczelnia zaproponowała mi stypendium na rozpoczynające się latem, po zakończeniu roku akademickiego, dwusemestralne studia w Jerozolimie.Jednak o tym, aby ów wyjazd doszedł do skutku, znów przesądził kard.Wyszyński.Właściwie otrzymałem zapewnienie o połowie stypendium na pobyt w Jerozolimie, natomiast drugą połowę miałem zdobyć we własnym zakresie.Całość to była pokaźna suma - dwa i pół tysiąca dolarów, czyli wtedy w Polsce równowartość całkiem niezłego mieszkania.Nie dysponowałem taką sumą i nie bardzo wiedziałem, skąd ją zdobyć.Hojność uczelni nie wystarczała i już prawie straciłem nadzieję.Do Rzymu kolejny raz przyjechał prymas Wyszyński i - jak zawsze - zamieszkał w Instytucie Polskim.Pewnego dnia mijałem go na korytarzu, a Ksiądz Prymas zagadnął:„A coś taki markotny?" Widocznie wyglądałem zmartwiony.„Bo mam kłopot”.„Jaki kłopot?" „Mam połowę pieniędzy na stypendium do Jerozolimy, ale drugiej połowy nie mam”.„Ciesz się.że masz połowę, bo inni i tego nie mają” - odpowiedział.W tym momencie podszedł do nas Dziadek, jak nazywaliśmy rektora naszego Instytutu.Ksiądz Mączyński nie ukrywał ciekawości: „O czym rozmawiają?" „O tym, że temu studentowi brakuje połowy pieniędzy na stypendium w Jerozolimie”- poinformował rzeczowo prymas.„Aha, brakuje, no tak, no tak.właściwie to każdemu czegoś brakuje".Złapał się na tym przejęzyczeniu i po chwili dorzucił: „Każdemu, bo każdy coś potrzebuje, a to coś to stale pieniądze".Ksiądz Prymas na to: „Widzisz, na pewno Ksiądz Rektor da ci tę połowę, na pewno da".„No, nie wiem - zareagował natychmiast rektor - przyjeżdża tu coraz więcej ludzi na ten pontyfikat i mam kłopoty finansowe".Ksiądz Prymas jakby tego nie słyszał: „Nie martw się, zobaczysz, że rektor zaraz pójdzie do swego pokoju i ci przyniesie”.Obaj zrozumieli się natychmiast.Ksiądz Prymas kontynuował rozpoczętą wcześniej rozmowę, a ks.Mączyński udał się do swojego mieszkania.Po kilku minutach wrócił i wręczył mi kopertę z pieniędzmi.Prymas zauważył: „Widzisz, jaki rektor jest dobry? Podziękuj Księdzu Rektorowi".Zaskoczony dziękowałem rektorowi za kopertę, a prymasowi za serce.Zapytałem: „Ale komu to oddam?" Prymas na to: „Oddasz to innym”.I dodał: „A jak wrócisz z Ziemi Świętej, to przyjdź do mnie i opowiedz, jaka jest, bo ja tam nigdy nie byłem".Moje zaskoczenie sięgnęło zenitu: „To dlaczego Eminencja tam nie pojedzie?” - zapytałem.Ksiądz Prymas zastanowił się chwilę, po czym powiedział: „Bo ja się Ziemi Świętej chyba boję".Co właściwie miały znaczyć te słowa prymasa Wyszyńskiego? Co może być „niebezpiecznego" w nawiedzeniu Ziemi Świętej?Mówiąc w ten sposób kard.Wyszyński dał jeszcze jeden dowód swojej niezwykłej pokory, a był w tym także swoiście przekorny.On, od którego decyzji i pomocy zależały wyjazdy wielu osób, sam pozostawał jakby w cieniu, ciesząc się radością innych.W jego słowach było też jednak coś z prawdy.Księdzu Prymasowi chodziło zapewne o trudną konfrontację wyobrażeń o Ziemi Świętej, często bardzo rozbudowanych i dalekich od jej realiów, z rzeczywistością, która nie zawsze im odpowiada.Chodzi również o coś jeszcze głębszego, a mianowicie porażającą świadomość, że oto stajemy na miejscach uświęconych obecnością Zbawiciela, które dotąd znaliśmy jedynie ze słyszenia i były dla nas integralnym składnikiem wiary.To tak jak, powiedzmy, spotkanie z dziewczyną, którą zna się tylko z fotografii i listów.W końcu, po latach przyjaźni i wyobrażania sobie, jaka ona jest, przychodzi moment rzeczywistego spotkania.Może to zaowocować różnymi nieprzewidzianymi sytuacjami, być trudne, a nawet rozczarowujące.Dlatego ja też, po latach czytania o Ziemi Świętej, wyobrażania jej sobie, oglądania fotografii, tęsknoty i wyczekiwania na spotkanie z nią, gdy zbliżał się ten upragniony moment, bałem się owej konfrontacji.I ufam, że rozumiem, co miał na myśli kard.Stefan Wyszyński.Domyślam się, że drugi semestr, już po tej rozmowie i uposażeniu, się dłużył?Nie, bo ciągle było bardzo dużo nauki.Z nowym zapałem chłonąłem wiedzę z geografii, historii i archeologii Palestyny.Nadal uczyłem się hebrajskiego i greckiego.Semestr wiosenny zawsze jest jakby krótszy.Na Wielkanoc przylecieli samolotem do Rzymu moi rodzice oraz zaprzyjaźnieni z nimi Bazyli i Cecylia Kryniccy.Cieszyłem się, że mogę im pokazać Wieczne Miasto, byliśmy także na Monte Cassino, w Neapolu i Pompejach.Z satysfakcją patrzyłem na ich zdumienia i radość, byliśmy również na audiencji z Ojcem Świętym.Po ich odlocie perspektywa studiowania w Ziemi Świętej dodała mi skrzydeł, tak że do końca maja uporałem się ze wszystkimi egzaminami - wypadły celująco.Sekretarz Biblicum, William Ryan, nawet mnie pochwalił.Musiałem udać się do Warszawy, aby wystąpić o wizę izraelską, co odbywało się w Ambasadzie Holandii.Zarazem Polska przygotowywała się do pierwszej podróży apostolskiej Jana Pawła II.Byłem bardzo ciekawy, jak Polacy go przyjmą.Postrzegałem tę pielgrzymkę jako wspaniałe zwycięstwo kard.Wyszyńskiego, niejako uwieńczenie jego prymasowskiej posługi.Cieszyłem się też, że zobaczę „naszego" Ojca Świętego nie w Watykanie, ale w ojczyźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|