[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oni w to wierzyli.- Oni wierzyli w ciebie.Powinieneś lepiej przemyśliwać wydatki.Tylko połowę z naszej wymiany zdań wyraziliśmy słowami.Wyczuwałem, jak bardzo smuci go śmierć towarzyszy.I starał się złagodzić mój gniew, choć nie potrafił w pełni pojąć jego przyczyny.Sam nie zdołałbym mu tego wyjaśnić - prócz tego, że wydawało mi się, iż roztrwoniłem coś cennego, czego już nie uda mi się odzyskać.Nie sądziłem jednak, by współczuł mi ceny, którą musiałem zapłacić za ich odwrót, chyba żebym znów został niewolnikiem, co i tak wydawało mi się jed nym z przyjemniejszych zakończeń tej historii.Farrol krążył kilka kroków dalej, jakby wokół mnie i Blaise'a narysowano niewidzialny krąg, którego nie wolno mu było przekroczyć.Jego okrągła twarz była czerwona, krzywił się i wahał, to ruszał w stronę Blaise'a, to się cofał, raz po raz spoglądając z ukosa na zebranych żałobników.Wstałem i spróbowałem przenieść ciężar ciała na ranną nogę.- Za parę dni będzie w porządku - uznałem.- Czy możemy poszukać jakiejś wody? Chciałbym to oczyścić.Blaise pokiwał głową i gestem kazał pozostałym wsiąść na konie.Gdy bariera została przerwana, Farrol dopadł Blaise'a.- Nie wiem, jak się o nas dowiedzieli.To na pewno nie Jakkor.Nie nawidzi tych przeklętych Derzhich.- Spoglądał ponuro w moją stronę.- Ktoś inny nas zdradził.Nie mogli.- Ty przeklęty głupcze! - krzyknąłem.- Zabijałem dla ciebie.Nie masz pojęcia, cozrobiłeś.- Porozmawiamy o tym później - uciął Blaise.- Na razie ruszamy do domu.* * Próbowałem stłumić gniew, zajmując się odkrywaniem kolejnych warstw zaklęć, gdy Blaise prowadził nas tajemnymi ścieżkami z powrotem do zielonych dolin Kuvaiu.Gdybym nie wiedział, że czaruje, nigdy bym się tego nie domyślił, a nawet z tą świadomością nie potrafiłem rozpleść jego tkania.Nigdy nie dotykałem czarów tak głęboko zatopionych w człowieku.To było niczym próba pojęcia tajemnicy bijącego serca bez rozcinania ciała.Żadne umiejętności obserwacji i słuchania nie mogły ujawnić wszystkich części składowych wydarzenia.Przybyliśmy o zachodzie słońca.Tym razem ognisko pozostało nierozpalone, niczym szkielet pośrodku doliny.Jeleń zginął, ale jego mięso rozdzielono między okolicznych mieszkańców, by przygotowali je nad mniejszym płomieniem.Jalleen miała w dolinie siostrę, która założyła czerwone zasłony i śpiewała suzaińskie lamenty, aż żałobna muzyka splotła się wśród drzew niczym pajęcza sieć, wiążąc nas wszystkich pięknym smutkiem.Gdy muzyka wypełniła noc, zapaliłem swoje ognisko pod drzewami, gdzie mogłem być sam, i podgrzałem jęczmienną zupę, by napełnić żołądek.Potem ugotowałem wywar z kory dębowej, by oczyścić rany.Kiedy odwiązałem zesztywniały bandaż, wyczułem, że ktoś stoi w ciszy wśród ciemnych drzew za moimi plecami.- Podejdź i dziel ze mną ogień, jeśli chcesz - powiedziałem.- Nie musisz się kryć w mroku.To był ezzariański chłopak.Miał może piętnaście lat.Przez wszystkie tygodnie mojej obecności wśród banitów zamieniliśmy może cztery słowa.On i jego brat ćwiczyli ze mną, obserwowali i słuchali, ale celowo powstrzymywali się od wszelkich bliższych kontaktów.Wskazałem na zupę, lecz on potrząsnął głową i usadowił się na ziemi po drugiej stronie płomieni.- Chciałem tylko spytać.czy znasz jakąś ezzariańską pieśń dla zmarłych? - Tak.- Zanurzyłem kawałek płótna w parującym wywarze z kory, zacisnąłem zęby i przyłożyłem materiał do lepkiej rany.- Jest o wiele prostsza niż suzaiński lament.- Suzaińczycy wierzyli, że śmierć to dopiero pierwsza z setki prób, zanim dusza odnajdzie swoje miejsce w krainie umarłych, która wcale nie była zbyt przyjemnym miejscem,zwłaszcza biorąc pod uwagę wysiłek konieczny, by się do niej dostać.- Ale bardziej mi się podoba.Wydaje się odrobinę mniej ponura.Nasi bogowie.Verdonne i jej syn Valdis [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|