[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wów­czas, bli­ski obłę­du, ude­rzył ją w twarz wierz­chem dło­ni i krzyk­nął:– Mów, kto był two­im na­rze­czo­nym!Pit­dah rze­kła:– Pa­trzysz na mnie jak mor­der­ca.– Kto to był, po­wiedz, kto to był?– Nie mo­głam we śnie zo­ba­czyć jego twa­rzy, czu­łam tyl­ko na cie­le jego go­rą­cy od­dech.Spójrz na sie­bie, masz pia­nę na ustach.Zo­staw mnie w spo­ko­ju, idź i ob­myj się w stru­mie­niu.– Kto to był?– Nie waż się ude­rzyć mnie zno­wu albo za­cznę się tak gło­śno śmiać, że cały obóz usły­szy.– Kto to był?– Ależ ty do­brze wiesz, kto jest moim na­rze­czo­nym.Dla­cze­go więc na mnie krzy­cza­łeś, cze­mu tak drżysz?Śmia­ła się, a on stał przed nią w osłu­pie­niu.Po­wie­ki miał za­mknię­te, a jego war­gi zda­wa­ły się mó­wić: „Oczy­wi­ście, że wie­dzia­łem, więc dla­cze­go tak strasz­nie się zlą­kłem?” Sta­li tam wciąż jesz­cze, kie­dy przy­by­ła star­szy­zna Izra­ela, aby po­kło­nić się Je­fte­mu.Otwo­rzył oczy i uj­rzał, jak nad­jeż­dża­li, a po­mię­dzy nimi je­chał oj­ciec jego, Gi­le­ad.Był tak samo bar­czy­sty, cięż­ki i brzyd­ki jak daw­niej, tyl­ko bro­da mu po­si­wia­ła.Z po­wo­du pu­styn­ne­go ku­rzu star­si w Izra­elu unie­śli brze­gi swo­ich płasz­czy.Pa­dli na twarz przed hersz­tem ko­czow­ni­ków.Je­den Gi­le­ad nie skło­nił się ani nie uko­rzył przed swo­im sy­nem.W owej chwi­li cu­dow­na, mu­su­ją­ca ra­dość wez­bra­ła w ser­cu Je­fte­go, ra­dość, ja­kiej ni­g­dy do­tąd nie za­znał ani też ni­g­dy wię­cej nie miał za­znać.I kie­dy zwró­cił się do star­szy­zny, z tru­dem za­pa­no­wał nad swo­im gło­sem:– Po­wstań­cie, star­si w Izra­elu.Czło­wiek, któ­re­mu się kła­nia­cie, jest sy­nem nie­rząd­ni­cy.Lecz oni po­zo­sta­li na klęcz­kach i nie chcie­li po­wstać; spo­glą­da­li tyl­ko je­den na dru­gie­go, nie wie­dząc, co czy­nić.Na ko­niec, prze­ry­wa­jąc mil­cze­nie, ozwał się Gi­le­ad:– Tyś jest sy­nem moim, tym, któ­ry oca­li Izra­el przed Am­mo­ni­ta­mi.Je­fte chłod­no roz­ko­szo­wał się ich zła­ma­ną dumą, jak gdy­by to była otwar­ta rana.A po­tem od­czuł smu­tek, nie smu­tek z po­wo­du star­szy­zny, a może wca­le nie smu­tek, lecz coś, co było zbli­żo­ne do ła­god­no­ści, coś jak smak spa­lo­nej zie­mi.I prze­mó­wił do nich ła­god­nie:– Jam jest obcy, o star­si w Izra­elu.Nie go­dzi się, by obcy wam prze­wo­dził w woj­nach wa­szych, a to żeby obo­zu wa­sze­go nie po­ka­lać.Na te sło­wa po­wsta­ła star­szy­zna.A je­den z nich rzekł:– Tyś na­szym bra­tem, Je­fte, bra­tem nam je­steś.Spójrz, oto dzi­siaj uczy­ni­li­śmy ojca twe­go, Gi­le­ada, sę­dzią nad Izra­elem, a ty, nasz brat, zo­sta­niesz wo­dzem na­szej ar­mii i pój­dziesz wal­czyć dla nas prze­ciw­ko Am­mo­ni­tom; jako wódz ar­mii two­je­go ojca sta­niesz się na­szym zwierzch­ni­kiem i bę­dziesz miał wła­dzę nad wszyst­ki­mi twy­mi brać­mi, Je­fte, gdyż od wcze­snej mło­do­ści po­zna­wa­łeś taj­ni­ki woj­ny.Po dziś dzień pa­ste­rze opo­wia­da­ją przy ogni­skach hi­sto­rię o tym, jak roz­szar­pa­łeś wil­ka go­ły­mi rę­ka­mi.– Star­si w Izra­elu, czyż to nie wy mnie znie­na­wi­dzi­li­ście? I po­wia­dam wam, że kie­dy już dla was roz­gro­mię Am­mo­ni­tów, wy pierw­si ści­gać mnie bę­dzie­cie jak zbun­to­wa­ne­go nie­wol­ni­ka, a ten tu­taj, oj­ciec mój, za­ku­je mnie w kaj­da­ny, gdyż jest sę­dzią nad Izra­elem, ja zaś je­stem obcy, ko­czow­nik i syn nie­rząd­ni­cy.– Moim je­steś sy­nem, Je­fte.Moim chłop­cem, któ­ry wkła­dał rękę w ogień bez jęku i któ­ry bez bro­ni po­ko­nał wil­ka.Je­śli po­wró­cisz i dla nas Am­mo­ni­tów po­ko­nasz, ja pierw­szy ci po­bło­go­sła­wię w obec­no­ści wszyst­kich bra­ci two­ich, a ty sta­niesz się tym, któ­ry bę­dzie lud za sobą pro­wa­dził i z lu­dem po­wra­cał przez wszyst­kie dni mo­je­go ży­wo­ta.– Dla­cze­go nie zo­sta­wi­cie mnie w spo­ko­ju, o star­si w Izra­elu? I ty tak­że, sę­dzio nad Izra­elem, za­nie­chaj swo­ich próśb.Nie je­ste­ście dzieć­mi, po cóż więc pro­wa­dzi­cie tę grę.Idź­cie póki czas i ocal­cie wa­sze sę­dzi­we gło­wy, a weź­cie ze sobą wszyst­kich swo­ich ka­pła­nów i skry­bów.Tyl­ko już prze­stań­cie mnie nie­po­ko­ić.Wi­dzę na wy­lot wa­szą in­try­gę.Je­fte nie sta­nie się ru­ma­kiem bo­jo­wym Izra­ela ani ten oto sta­rzec nie po­je­dzie na moim grzbie­cie.Wów­czas Gi­le­ad Gi­le­adi­ta prze­mó­wił, przy czym szczę­ki zwar­ty mu się tak moc­no, jak­by z ca­łych sił pró­bo­wał ro­ze­rwać że­la­zny łań­cuch.– Twój oj­ciec nie po­zo­sta­nie sę­dzią nad Izra­elem.Ty bę­dziesz wal­czy! i ty sądy bę­dziesz spra­wo­wał.Star­szy­zna mil­cza­ła; na dźwięk owych słów za­wio­dły ich ję­zy­ki.Je­fte roz­ma­wiał prze­myśl­nie jak lis; kie­dy po­now­nie się ode­zwał, w oczach za­mi­go­ta­ła mu żół­ta iskier­ka:– Je­śli tak jest rze­czy­wi­ście i praw­dzi­wie, iż w tej chwi­li po­wo­łu­jesz mnie na sę­dzie­go w Izra­elu, przy­się­gnij mi za­raz w imię na­sze­go Boga.– Niech Bóg usły­szy i za­świad­czy: bę­dziesz sę­dzią.– Syn nie­rząd­ni­cy zo­sta­nie wa­szym wo­dzem – rzekł Je­fte, a po­tem za­śmiał się tak gło­śno, aż ko­nie się spło­szy­ły.A star­szy­zna po­wtó­rzy­ła bez­gło­śnie:– Na­szym wo­dzem.– Za­tem za­kuj­cie na­tych­miast tego star­ca w że­la­zo.Sę­dzia w Izra­elu roz­ka­zu­je wam.– Je­fte, mój synu…– I wrzuć­cie go do dołu.Rze­kłem.Na­za­jutrz Je­fte do­ko­nał prze­glą­du ar­mii, na­zna­czył też ka­pi­ta­nów i do­wód­ców.Na­stęp­nie wy­pra­wił swo­ich bra­ci, Ja­mi­na i Je­mu­ela, aby czym prę­dzej ze­bra­li wszyst­kich wo­jow­ni­ków po­śród ple­mion Izra­ela [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.