[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przesuwam palce wzdłuż jego pleców i czuję mięśnie twardniejące pod wpływem mojego dotyku.Opieram rękę o brzeg jego spodni.Zahaczam palec o pętelkę przy pasku.Sprawdzam smak słów na języku.- Mówiłam poważnie.Jego oddech spóźnia się o jedno uderzenie serca.Jego serce bije o jedno uderzenie za szybko.- Poważnie.o czym? - pyta.Chociaż świetnie wie, o co mi chodzi.Nagle czuję się tak zawstydzona.Tak zaślepiona, tak niepotrzebnie śmiała.Nie wiem nic o tym, na co się odważam.Wiem tylko, że nie chcę czuć niczyjego dotyku, tylko jego.Na zawsze.Adam się odsuwa.Mogę odróżnić jedynie zarys jego twarzy, jego oczy zawsze błyszczące w ciemności.Wpatruję się w jego usta, kiedy mówię.- Nigdy cię nie prosiłam, żebyś przestał.- Moje palce opierają się o guzik jego spodni.- Ani razu.Wpatruje się we mnie, a jego pierś unosi się i opada kilka razy na sekundę.Wygląda, jakby oniemiał z niedowierzania.Zbliżam usta do jego ucha.- Dotknij mnie.Już po nim.Moja twarz jest już w jego dłoniach, moje wargi przy jego wargach, całuje mnie.Dusi się, a ja jestem tlenem.Przyciska mnie całym sobą, jedną rękę trzyma w moich włosach, druga wędruje po omacku w dół mojego ciała, wślizguje się pod moje kolano, żeby przyciągnąć mnie bliżej, wyżej, ciaśniej.Gubi na mojej szyi pocałunki, jak ekstazę, jak prąd elektryczny, od którego zaczynam płonąć.Mogłabym zapalić się od samych emocji.Chciałabym zanurzyć się w niego, poczuć go wszystkimi 5 zmysłami, utonąć w falach cudu otaczającego moje istnienie.Chcę smakować krajobraz jego ciała.Bierze moje ręce w swoje i przyciska je do piersi, prowadzi moje palce w dół, a potem jego usta spotykają się z moimi znowu i znowu i znowu, upajają mnie, wprowadzają w delirium i chciałabym, żeby to trwało wiecznie.Ale to mi nie wystarcza.To wciąż mało.Chcę roztopić się w nim, zbadać kształt jego ciała samymi tylko ustami.Moje serce pędzi wraz z krwią, niszczy moją samokontrolę, porywa wszystko w wir intensywności.Adam przerywa, żeby zaczerpnąć powietrza, a ja przyciągam go z powrotem, przeraźliwie tęskniąc, umierając z tęsknoty za jego dotykiem.Jego ręce wślizgują się pod moją bluzkę, okrążają moje ciało, dotyka mnie tak, jak jeszcze nigdy dotąd się nie ośmielił.Bluzkę mam prawie nad głową, kiedy rozlega się skrzypnięcie drzwi.Oboje zastygamy w bezruchu.- Adam.?Ledwie może oddychać.Z trudem osuwa się na poduszkę obok mnie, ale ja wciąż czuję jego ciepło, jego ciało, jego serce bijące w moich uszach.Powstrzymuję milion okrzyków.Adam unosi głowę tylko odrobinę.Próbuje mówić zwyczajnym tonem.- James?- Czy mogę spać tutaj z tobą?Adam siada.Oddycha z trudem, ale nagle robi się czujny.- Oczywiście, że możesz.- Cisza.Jego głos się uspokaja, mięknie.- Miałeś zły sen?James nie odpowiada.Adam jest już na nogach.Słyszę stłumiony szloch dziesięciolatka, ale ledwie udaje mi się odróżnić zarys sylwetki Adama obejmującego Jamesa.- Mówiłeś, że już jest lepiej.- Słyszę, jak szepcze, jego słowa brzmią łagodnie, nie słychać w nich wyrzutu.James mówi coś, czego nie słyszę.Adam podnosi go do góry i zdaję sobie sprawę, jaki drobny jest James w porównaniu z nim.Znikają w sypialni Jamesa i po chwili wracają z pościelą.Dopiero leżąc bezpiecznie w odleg-łości metra od Adama, James wreszcie poddaje się wyczerpa-niu.Jego ciężki oddech to jedyny dźwięk, jaki słychać w pokoju.Adam odwraca się do mnie.Jestem żywym milczeniem, po-rażona, zszokowana, głęboko zraniona tym wydarzeniem.Nie mam pojęcia, czego doświadczył już James mimo młodego wieku.Nie mam pojęcia, co musiał wycierpieć Adam, zostawiając go samego.Nie mam pojęcia, jak ludzie teraz żyją.Jak udaje im się przetrwać.Nie wiem, co się stało z moimi rodzicami.Adam gładzi mnie po policzku.Otacza mnie ramionami.Mówi:- Przepraszam.Scałowuję jego przeprosiny.- Jeszcze przyjdzie odpowiedni czas - mówię.Przełyka ślinę.Wtula się w moją szyję.Wciąga powietrze.Trzyma ręce pod moją koszulką.Na plecach.Powstrzymuję westchnienie.- Już niedługo.34Adam i ja siłą woli odsunęliśmy się od siebie na odległość półtora metra, ale jakimś sposobem i tak budzę się w jego ramionach.Oddycha miękko, spokojnie, równo, wydając ciepły pomruk w porannym powietrzu.Kiedy mrugam, patrząc na światło dzienne, wita mnie para dużych niebieskich oczu na buzi dziesięciolatka.- Jak to możliwe, że możesz go dotknąć? - James stoi nad nami z założonymi rękami.Znowu jest tym upartym chłopcem, którego pamiętam.Ani śladu strachu, łez, które grożą przelaniem się na jego twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
|
Odnośniki
|