[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dyskretne odłączenie silników poruszających zastawami na dolnym Potomacu, by woda burzowa spiętrzona przez nadciągający huragan zalała ulice stolicy, a nadęci politycy zaczęli się przekrzykiwać usiłując zwalić na kogoś winę.Superbosko.Większość czasu pracował sam, żyjąc z pieniędzy podbieranych tu i ówdzie z kont bankowych hakerskimi metodami.Przy większych robotach, jak powódź, potrzebował wspólników, to jasne.Zawsze jednak utrzymywał w tajemnicy swoją tożsamość, rozmawiając ze wspólnikami tylko za pośrednictwem starannie buforowanych łączy komputerowych, przez które – tego był pewien – nie można było go wyśledzić.Było dla niego wielkim zaskoczeniem, gdy przedstawiciel ruchu Kwiecistego Smoka skontaktował się z nim i wspomniał o kosmicznej wieży.Zaskoczenie szybko go jednak opuściło, gdy opisał mu najbardziej boski pomysł, o jakim słyszał.Szybko poprosił o dokładne schematy i zagłębił się w ciężkiej pracy.PODCHODZENIE DO DOKOWANIALara i Bracknell jechali jedną z niewielkich elektrycznych furgonetek używanych przez budowniczych wieży na lotnisko w Quito.Bracknell miał lecieć na spotkanie zarządu Skytower Corporation i konferencję prasową, na której miano ogłosić, że wieża jest już gotowa.Mieli zostać tam na weekend, by udzielać wywiadów i brać udział w różnych wydarzeniach, a następnie wrócić do Quito w następny poniedziałek.– Jesteś pewna, że nie chcesz wziąć ślubu w Paryżu? – spytał, uśmiechając się radośnie, prowadząc furgonetkę stromą, żwirową drogą.– Moglibyśmy zorganizować ceremonię u stóp wieży Eiffla.To byłoby takie symboliczne.Ciężarówki i autobusy pędziły w przeciwnym kierunku, w kierunku Podniebnego Miasta, wzbijając tumany szarego pyłu.Lara potrząsnęła głową.– Próbowałam poprzez sieć przebrnąć przez tę całą biurokrację, Mance, ale to bez szans.Musielibyśmy tam zostać co najmniej dwa tygodnie.– Francuzi kochają dolary turystów.– I chcą własnych badań krwi, własnych poszukiwań w bazie danych obywateli.I pewnie zwróciliby się do Interpolu o nasze kartoteki.– W takim razie pobierzemy się, kiedy wrócimy – rzekł lekkim tonem.– I zaprosimy rodziny i przyjaciół.– Zapytam Victora, czy przyleci i zostanie moim drużbą.Lara nie odpowiedziała.– A może poprosimy wielebnego Danversa, żeby udzielił nam ślubu?– W jego nowej kaplicy?– Chyba że wolisz katedrę w Quito.– Nie – odparła Lara.– Niech będzie ceremonia u podstawy wieży.Z wielebnym Danversem.Chciał ją pocałować, przez chwilę chciał się nawet zatrzymać.Zamiast tego jechali przez chwilę w milczeniu, uśmiechając się radośnie.Gdy zbliżyli się do lotniska w Quito, droga zmieniła się w brukowaną.Ruch był coraz większy.Lara odwróciła się i wyjrzała przez tylne okno.– Jakie to dziwne, nie widzieć wieży na niebie – powie działa.– Będzie tam, jak wrócimy – rzekł lekko Bracknell.– Ale przez parę dni będzie musiała ci wystarczyć wieża Eiffla.– Potwierdzam dokowanie – rzekł drugi pilot klipra.Podobnie jak pilot, miał na twarzy ciemne okulary.Zach pomyślał, że wygląda trochę na Azjatę, ale akcent miał bardziej z Kalifornii albo innej części Stanów.– Powiem załodze wieży, żeby zaczęli rozładunek – odparł pilot.Zach wiedział, co to oznacza.Kliper był przyczepiony do wieży tunelem dokującym, krótką izolowaną rurą, która łączyła śluzę powietrzną wieży z ładownią klipra.Zespół techników wieży miał przejść przez tunel i zacząć rozładunek.Zach wyobraził ich sobie jako szympansy wykonujące jakieś głupie prace.Tymczasem tuzin kobiet i mężczyzn zrekrutowanych diabli wiedzą gdzie, miało wyjść drugą śluzą powietrzną klipra, w skafandrach, niosąc jego prawdziwy ładunek: pięćdziesiąt malutkich kapsułek z nanomaszynami, pożeraczami zaprogramowanymi tak, by niszczyć molekuły węgla, a więc i fulereny.Zach spędził całe miesiące na badaniu planów wieży, które dostarczyli mu ludzie z ruchu Kwiecistego Smoka, obliczając, w jaki sposób zniszczyć wieżę.Wystraszyli się, gdy po raz pierwszy wspomniał o pożeraczach; nanotechnologia była dla nich złem wcielonym.Jednak ktoś postawiony wyżej w hierarchii najwyraźniej nie przejmował się ich lękami i dostarczył wysoce niebezpieczne pożeracze, których miał użyć Zach.A teraz dwunastu fanatyków religijnych bawiło się nanomaszynami, które mogły ich zabić, jeśli nie byliby ostrożni.Każdy z zespołu pracującego w przestrzeni kosmicznej miał minikamerę przyczepioną do hełmu, więc Zach mógł wydawać im polecenia siedząc wygodnie w kokpicie, bezpiecznie połączony ze swoją ekipą cienkimi jak włos światłowodami, którymi były przesyłane jego polecenia, i nie było niebezpieczeństwa, że ktoś je przechwyci.A teraz będzie zabawnie, pomyślał Zach, włączając laptopa, za pomocą którego miał się komunikować ze swoją ekipą.Ralph Waldo Emerson obserwował rozładunek z daleka, zastanawiając się, po co dostawca zaopatrzenia wykosztował się na wyczarterowanie lśniącego nowością klipra zamiast innego zautomatyzowanego frachtowca.– Nadzwyczaj dziwnie – mruknął, stojąc w sterowni – lubo, dziwnie lubo.– A ty znowu cytujesz poezję? – spytał asystent.Emerson miał dużą ochotę wyjąć sobie z ucha słuchawkę, ale wiedział, że to głupi pomysł.Spytał więc:– Jak idzie?– Jakoś idzie.Riley i jego chłopcy przepychają paczki przez klapę, a ja sprawdzam wszystko na wejściu.Niewiele do roboty.Tylko trzeba trochę popracować mięśniami.Wyszkolony szympans by sobie poradził.Emerson zobaczył na jednym z ekranów znudzoną ekipę pchającą pozornie pozbawione masy skrzynie przez tunel łączący.– Tylko niech uważają – ostrzegł.– Nieważkość wcale nie oznacza, że te skrzynie nie mają masy.Wystarczy się dostać między skrzynię i po żebrach, zupełnie jak na Ziemi.– Wiem – odparł asystent zniecierpliwionym, kąśliwym tonem.– Tylko upewnij się, że szympansy wiedzą.– Co? Żadnego cytatu okolicznościowego?– Głupiec szybko rozstaje się ze swoimi żebrami – odwarknął.Zach nucił coś bezgłośnie, gdy wywołał plany i dopasował je do widoku z kamer na hełmach jego zespołu.Połączenie między platformą geostacjonarną, a głównymi linami wieży, było najważniejszym punktem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.