[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może zo­ba­czę swo­ją pu­der­nicz­kę, spin­ki Xan­de­ra, ze­ga­rek Bra­ma.Mo­gła­bym przy­pro­wa­dzić go tu­taj, za­nim wy­je­dzie­my na Zie­mie Upraw­ne.Za­trzy­mu­ję się po­środ­ku sali, uświa­do­miw­szy so­bie, że nie ma tu żad­nej z tych rze­czy.Po­zo­sta­łe ga­blo­ty wy­peł­nio­ne są ar­te­fak­ta­mi, ale nowa prze­szklo­na szaf­ka jest cał­kiem pu­sta.Na­pis zło­żo­ny z li­ter, któ­re tak bar­dzo róż­nią się od kur­sy­wy Ky’a, gło­si: WKRÓT­CE PO­JA­WIĄ SIĘ TU NOWE AR­TE­FAK­TY.Umiesz­czo­na po­wy­żej lamp­ka pod­świe­tla ogrom­ną pu­stą prze­strzeń.Ten na­pis mógł­by tkwić tu­taj bez koń­ca w za­mknię­tej, ste­ryl­nie czy­stej prze­strze­ni.Jak frag­ment mo­jej suk­ni z Ban­kie­tu Do­bo­ru.Lecz ja roz­bi­łam już szkło; po­zby­łam się zie­le­ni, do­ko­na­łam wy­bo­ru.Umie­ram tu już bez Ky’a, ale mu­szę utrzy­mać się przy ży­ciu, by go od­na­leźć.Uzmy­sła­wiam so­bie, że na­sze ar­te­fak­ty praw­do­po­dob­nie ni­g­dy nie tra­fią do ga­blo­ty.Na­pis to je­dy­ny eks­po­nat, któ­ry kie­dy­kol­wiek się w niej znaj­dzie.Nie wiem, co z nimi zro­bi­li.Wiem już tyl­ko, że nic nie zo­sta­ło.Idę na dół, do pod­zie­mi.Tam, gdzie znaj­du­je się wy­sta­wa o Wspa­nia­łej Hi­sto­rii Pro­win­cji Oria, tam, gdzie za­mie­rza­łam udać się od po­cząt­ku, nim od­wio­dła mnie od tego na­dzie­ja na uj­rze­nie cze­goś, co nie­daw­no utra­ci­łam.Sto­ję przed szkla­ną ga­blo­tą i pa­trzę na mapę na­szej Pro­win­cji, jej miast, ziem upraw­nych i rzek.Sły­szę kro­ki na mar­mu­ro­wej pod­ło­dze.Pod­cho­dzi do mnie drob­ny męż­czy­zna w uni­for­mie, sta­je obok.– Chcia­ła­byś do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej o hi­sto­rii Orii? – pyta.Na­sze spoj­rze­nia spo­ty­ka­ją się ze sobą: moje ba­daw­cze, jego ja­sne i wy­ra­zi­ste.Pa­trzę na nie­go i już wiem: nie sprze­dam na­sze­go wier­sza.Je­stem ego­ist­ką.Oprócz ka­wał­ka ma­te­ria­łu to wszyst­ko, co mo­głam dać Ky’owi.Je­ste­śmy je­dy­ny­mi ludź­mi na świe­cie, któ­rzy zna­ją te sło­wa.Je­stem w sy­tu­acji bez wyj­ścia.Mo­gła­bym sprze­dać wiersz, ale nic bym nie zy­ska­ła.Tego, na czym mi za­le­ży, nie moż­na ku­pić; to coś, co mu­szę zdo­być.– Nie, dzię­ku­ję – od­po­wia­dam, choć wła­ści­wie chcia­ła­bym po­znać praw­dzi­wą hi­sto­rię miej­sca, w któ­rym miesz­kam.Oba­wiam się jed­nak, że nikt jej już nie zna.Przed wyj­ściem spo­glą­dam raz jesz­cze na mapę na­sze­go Spo­łe­czeń­stwa.Na sa­mym jej środ­ku wid­nie­ją duże ra­do­sne pla­my Pro­win­cji.Ota­cza­ją je Ze­wnętrz­ne Pro­win­cje, po­dzie­lo­ne pro­sty­mi li­nia­mi na czę­ści po­zba­wio­ne ja­kich­kol­wiek nazw.– Chwi­lecz­kę – wo­łam do męż­czy­zny.Od­wra­ca się i spo­glą­da na mnie wy­cze­ku­ją­co.– Tak?– Czy ktoś zna na­zwy Ze­wnętrz­nych Pro­win­cji?Ma­cha lek­ce­wa­żą­co ręką.Te­raz, gdy wie już, że ni­cze­go ode mnie nie do­sta­nie, tra­ci za­in­te­re­so­wa­nie moją oso­bą.– Tak się wła­śnie na­zy­wa­ją – od­po­wia­da.– Ze­wnętrz­ne Pro­win­cje.Te ciem­ne, po­dzie­lo­ne Pro­win­cje wciąż przy­cią­ga­ją mój wzrok.Na ma­pie aż roi się od na­pi­sów i in­for­ma­cji, trud­no wy­szu­kać wśród nich po­szcze­gól­ne na­zwy.Prze­su­wam po nich spoj­rze­niem, na­wet nie czy­ta­jąc, nie wie­dząc wła­ści­wie, cze­go szu­kam.Na­gle coś rzu­ca mi się w oczy, mój mózg sor­to­wacz­ki wy­chwy­tu­je jed­ną na­zwę: Rze­ka Sy­zy­fa.Cią­gnie się przez kil­ka Za­chod­nich Pro­win­cji, a po­tem jesz­cze przez dwie Ze­wnętrz­ne Pro­win­cje, by w koń­cu znik­nąć w ot­chła­ni In­nych Kra­jów.Ky musi po­cho­dzić z któ­rejś z tych dwóch Pro­win­cji Ze­wnętrz­nych.Po­nie­waż wła­śnie w tym re­jo­nie Wróg przy­pu­ścił atak przed kil­ku laty, gdy Ky był młod­szy, te­raz za­pew­ne mamy tam naj­więk­sze pro­ble­my.Po­chy­lam się nad mapą, by za­pa­mię­tać po­ło­że­nie owych Pro­win­cji.Znów sły­szę kro­ki, od­wra­cam się.– Je­steś pew­na, że nie po­trze­bu­jesz po­mo­cy? – pyta po­now­nie drob­ny męż­czy­zna.„Nie chcę ni­czym han­dlo­wać!” – krzy­czę do nie­go w my­ślach, po­tem jed­nak uświa­da­miam so­bie, że tym ra­zem py­ta­nie brzmia­ło cał­kiem szcze­rze.Wska­zu­ję na Rze­kę Sy­zy­fa, ma­leń­ką nić na­dziei wy­ry­so­wa­ną na pa­pie­rze.– Wie pan coś o tej rze­ce?Męż­czy­zna zni­ża głos i mówi:– Kie­dy by­łem młod­szy, sły­sza­łem o niej pew­ną hi­sto­rię.Po­dob­no daw­no temu jej wody w gór­nym bie­gu sta­ły się tok­sycz­ne i nikt nie mógł miesz­kać nad jej brze­ga­mi.Ale to wszyst­ko, co mi o niej wia­do­mo.– Dzię­ku­ję – od­po­wia­dam, bo dzię­ki temu, cze­go do­wie­dzia­łam się wcze­śniej o przy­czy­nach śmier­ci star­szych lu­dzi, za­czy­nam wszyst­ko ro­zu­mieć.Czy na­sze Spo­łe­czeń­stwo mo­gło za­truć rze­ki spły­wa­ją­ce do kra­ju Wro­ga? Ale Ky i jego ro­dzi­na nie zo­sta­li za­tru­ci.Może miesz­ka­li wy­żej, w Pro­win­cji bar­dziej od­da­lo­nej od gra­ni­cy.– To tyl­ko opo­wieść – ostrze­ga mnie męż­czy­zna.Mu­siał do­strzec wy­raz na­dziei na mo­jej twa­rzy.– Czyż wszyst­ko nie jest tyl­ko opo­wie­ścią? – za­uwa­żam.Wy­cho­dzę z Mu­zeum i nie oglą­dam się za sie­bie.Moja Funk­cjo­na­riusz­ka cze­ka na mnie na traw­ni­ku przed Mu­zeum.Ubra­na na bia­ło, sie­dzi na bia­łej ław­ce, pod­świe­tlo­na bia­ło-żół­tym bla­skiem słoń­ca.Za dużo tej bie­li; mru­żę oczy.Je­śli przy­mknę je jesz­cze tro­chę, mogę so­bie wy­obra­zić, że to zie­lo­ny ob­szar przy cen­trum gier, gdzie spo­tka­łam się z Funk­cjo­na­riusz­ką po raz pierw­szy.Mogę uda­wać, że za chwi­lę po­wie mi o błę­dzie na mi­kro­kar­cie mo­je­go Wy­bran­ka.Jed­nak tym ra­zem spra­wy przyj­mą inny ob­rót, uło­żą się tak, że Ky i ja bę­dzie­my mo­gli zo­stać ra­zem, szczę­śli­wi.Ale ta­kie rze­czy się nie zda­rza­ją, nie tu­taj, w Orii.Ge­stem za­pra­sza, bym usia­dła obok niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.