[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Można coś takiego zrobić też ze współczesnymi obrazami?– Idź i połóż się, Axel – powiedział Lars Larsson--Varg i poszedł w stronę drzwi.– Poważnie, Lars.Można?– To chyba, do cholery, jasne, że można! Z księżyca spadłeś? Wczoraj się urodziłeś?Lars Larsson-Varg wziął swoje fotografie, i mrucząc, zniknął w drzwiach.Axel Hake zamknął oczy.Miał za sobą długi dzień.Telefon zadzwonił i obudził go z półsnu.To była Hanna.Chciała, żeby zabrał Siri do przedszkola następnego dnia.Hake pomyślał, że wydaje się zestresowana i zapytał, czy ma gości.Zaprzeczyła.Zastanawiał się, czy nie chce zjeść z nimi kolacji wieczorem, ale odpowiedziała, że jest zaproszona w gości.– Do kogo? – zapytał Hake.– Do Seymoura Rilkego i jego żony – odpowiedziała.– Ja nie jestem zaproszony?– Z tego, co wiem, nie.Zrozumieli chyba że ty zaopiekujesz się Siri.– On nagle bardzo dużo rozumie – powiedział mdło Hake.– Dobranoc, Axel.– Dobranoc.Zgasił lampę i rozebrał się do naga.Stał pośrodku pokoju i patrzył, jak światło z latarni ulicznych odbija się od dachów i ścian.Na dole, przez ulicę przejechał samochód.Hake spojrzał na żaglówkę, którą miał w oknie.Zrobił ją jako chłopiec.W czasie, kiedy był królem Sand, w czasie, kiedy należał do tego zagadkowego narodu.ROZDZIAŁ 20Kiedy następnego dnia Axel Hake otworzył drzwi do pokoju dowodzenia, zobaczył Lidmana siedzącego i gapiącego się pustym wzrokiem przed siebie.Hake zdjął płaszcz i powiesił laskę na oparciu krzesła.– Popełniliśmy cholerny błąd – powiedział głucho Lidman.Nagle walnął pięścią w stół tak, że aż komputer podskoczył.Tobisson, który siedział tuż obok, wzdrygnął się.– Do cholery, Oskar!Lidman nie przeprosił, tylko pokręcił głową.– Cholerne jest to, że to wszystko nasza wina.Także moja.Hake wyczekiwał.Lidman podniósł się i przeszedł przez pokój, jakby próbował otrząsnąć się z niesmaku.– Jesteśmy jakąś pieprzoną drugą ligą.Amatorami.Bandą podskakujących pajaców.Tobisson uniósł brwi, patrząc na Hakego.Lidman spojrzał na nich ponuro.– Mamy przed sobą cały pieprzony rejestr policyjny, a ani jeden diabeł nie pojął oczywistego.– Czego? – zapytał poirytowany Tobisson.– Wyszukiwania, oczywiście.– A co z nim? Szukaliśmy każdego podejrzanego.Wszędzie.Lidman skinął głową.– Dokładnie, ale nie tego oczywistego.– Oczywistego? – zapytał Hake.– Tego, czego powinniśmy byli szukać przede wszystkim.Zrobił pauzę retoryczną.– Cathrine Haldeman-Spegel!Podszedł do drukarki komputera i wyjął listę.– Tu są wszyscy oprócz Cathrine.Szukaliśmy podejrzanych, ale nie ofiary.– Wyjął inną listę.Pomachał nią.– To lista Cathrine.Jest tu masa doniesień o drobnych kradzieżach, ale też pewna interesująca rzecz.– Podszedł do Hakego i położył przed nim listę.– Tutaj.Wskazał palcem kilka linijek na kartce.– Jest tu napisane, że oskarżyła Martina Auxerre’a o molestowanie seksualne.Hake przyglądał się informacjom w milczeniu.– Dlaczego więc nie znaleźliśmy tego o Martinie? – zapytał Tobisson.– Szukaliśmy przecież informacji o nim w rejestrze.– Dlatego, że oskarżenie umorzono, a wtedy nie pojawia się ono w rejestrze karnym.– Kurwa mać – powiedział Hake i chwycił za laskę.Martin Auxerre mieszkał w pięknym domu w Äppelviken, na północ od Sztokholmu.Kiedy Hake i Lidman przejechali przez bramę, Auxerre stał i odśnieżał działkę.Popatrzył na nich podejrzliwie, zagarnął błoto pośniegowe na szuflę i kiwnął głową na znak, że ich widzi i poznaje.Wskazał im drogę do domu.W dużym salonie znajdował się stół obiadowy, który wydawał się być używany do wszystkich możliwych czynności.Były tam jakieś szkicowniki, kilka na wpół pustych butelek po winie, resztki przekąsek i gra w szachy nierozegrana do końca.Auxerre przygotował kawę i uprzątnął jeden róg, gdzie usiedli.Kilka wysokich okien wychodziło na ogród z jabłoniami, krzakami agrestu i wysokim drzewem szarej gruszy.– Przyszliśmy z powodu tamtego doniesienia – powiedział Hake, kiedy pogawędzili o pogodzie i drzewach owocowych.Auxerre najpierw nie zrozumiał.– Obmacywałeś ją – powiedział Lidman szorstko.Auxerre prychnął i potrząsnął swoimi długimi włosami.– Aha, tamto – powiedział.– Wycofała to przecież.– Groziłeś jej?– Nie było potrzeby.Dostrzegła absurd wybryku i się opamiętała.Tak to się mówi po szwedzku?– Co się stało? – zapytał krótko Hake.Auxerre rozłożył ręce, zapalił gauloises’a i wydmuchał dym w kierunku sufitu.– Była przyzwyczajona do otrzymywania korzyści.Pochodziła z takiego środowiska.Ale w naszej szkole nie obowiązują te… zasady, n’est-ce pas? Tam trzeba na wszystko zasłużyć.Spojrzał na Hakego.– Jak ci powiedziałem wcześniej, ona nie była najbardziej utalentowaną uczennicą.Chciała nią być.Chciała zyskać moją absolutną uwagę, a kiedy zauważyła, że jej nie otrzymuje, próbowała mnie uwieść.– Zaśmiał się.– To normalne, spotykam się z tym od czasu do czasu.Nie tylko ja.We wszystkich szkołach zdarza się, że uczniowie chcą skokietować nauczycieli.W szkołach teatralnych, sportowych.Tout [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie istnieje coś takiego jak doskonałość. Świat nie jest doskonały. I właśnie dlatego jest piękny.